sobota, 28 listopada 2015

Rozdział 27

  Po godzinie spacerowania postanowiłam wrócić do domu i zakończyć tym samym jego oczekiwanie. Gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania jego sylwetka wyrosła przede mną jak spod ziemi.
- Miśka, to naprawdę nie tak!-zaczął się żarliwie tłumaczyć.- To ona mnie pocałowała, odepchnąłem ją!
- Wiem- powiedziałam, krzyżując ręce, przyjmując wyzywającą pozę .
- Wiesz? Czyli jest ok?
- Okej?!- pisnęłam.- Nic nie jest kurwa okej! Mówiłam ci, że tak się skończą te wspólne kawki, pogadanki i żarciki?! Mówiłam?! Mówiłam! Ale nie! Wojciech Ferens musi zgrywać dla każdego miłosiernego samarytanina! Przez to się tak kłócimy!
- Nie wiedziałem, że się do tak skończy! Nie jesteś bez winy!
- Ja?!
- Byłem przy tobie, gdy nikogo nie było! Broniłem cię! A zarzucałaś mi, że szkodzę wam! No coś tu jest chyba nie halo, nie?!- ta bójka. Zabolały go moje słowa. Wiedziałam o tym, ale  nie sądziłam, że aż tak.
- Żałuję tych słów, okej?! Byłam zła i zdesperowana! Chciałam móc je cofnąć, żeby nie przestało ci na nas zależeć, ale nie da się, jasne?!
- Przestało na was zależeć?! O czym ty mówisz?!
- O tym, że nie czuję już żebyś mnie kochał...- powiedziałam w końcu to co ciążyło mi na sercu. Był zaskoczony. Podszedł do mnie i chwycił delikatnie moją twarz w swoje dłonie.
- Co ty bredzisz? Nie ważne jakbyś się ze mną kłóciła, nigdy nie przestanę was kochać- powiedział.- Bez was wszystko inne jest nic nie warte- przyciągnęłam go bliżej siebie.
- Nie przeżyłabym ani jednego dnia bez ciebie-  przyznałam łamiącym się głosem. On był dla mnie już jak narkotyk. Po chwili jego wargi zmiażdżyły moje usta. Wpadliśmy na ścianę i jęknęłam z bólu. Wymamrotał szybkie przeprosiny. Oplotłam go nogami w pasie, chcąc być jak najbliżej. Bez trudu zaniósł mnie do sypialni, nie przerywając pocałunków. Napierał na mnie z całą gwałtownością i bezwzględnością, wpychając mnie w materac. Nie pozostawałam mu dłużna, odwzajemniając się tym samym i namiętnie chłonąc jego wargi. Jego umięśniony tors czułam nawet przez koszulkę i walczyłam sama ze sobą, by jej nie rozedrzeć.  Serce galopowało w nienaturalnie szybkim rytmie, a oddech stał się płytszy. Ostatnie tygodnie były dla nas ciężkie. Tłumiłam w sobie pożądanie, żądzę oraz pragnienie, które przez cały ten czas kumulowały się, by nieoczekiwanie wyjść na zewnątrz z niewyobrażalną mocą. Ferens przejechał ręką po całej długości mojego boku, potęgując napięcie. Przez ciało przebiegły dreszcze rozkoszy, powodując, że wygięło się ono w łuk. Bawił się ze mną i sprawiało mu to przyjemność.
- Wojtek... Ja... Cię...Błagam- powiedziałam zachrypniętym głosem z urywanym oddechem. Zaśmiał się lekko i delikatnie przygryzł moją dolną wargę. Potem nie było już miejsca na słowa. Nie liczyło się nic poza jego ustami na moich ustach, jego ciałem przy moim ciele. Nic poza przeżywaniem rozkoszy i próbą nasycenia się sobą.

   Uniosłam powieki i przed oczyma zobaczyłam uśmiechniętą twarz Wojtka. Odwzajemniłam ten miły gest, wspominając uprzednią noc. Siatkarz bawił się kosmykiem moich włosów, przyglądając mi się badawczo.
- Dzień dobry- przywitał się, całując mnie w usta bardzo delikatnie, zupełnie inaczej niż kilka godzin wcześniej.
- Taki dzień musi być dobry- przyznałam.- Głodny?
- Zależy co masz na myśli- popatrzył na mnie uwodzicielsko. Przyciągnął mnie do siebie, całując lekko w szyję.
- Nie, Wojtek! Mam łaskotki!- zaczęłam się wyrywać i śmiać jednocześnie.
- Nie uciekniesz mi!- oświadczył radośnie.
- Przestań! Proszę!
- Ale to będzie kosztować- oświadczył, zaprzestając swoich czynności. Popatrzyłam na niego pytająco, ale nic nie powiedział tylko wpił się w moje usta.
Jeszcze przez długi czas nie wyszliśmy z łóżka. Jednak gdy głód porządnie dał o sobie znać, musieliśmy zrobić wycieczkę do kuchni. Mając na sobie tylko dół od bielizny oraz koszulkę przyjmującego, byłam przez niego pożerana wzrokiem.
- Kocham Zuzię, ale cieszę się, że tą jedną noc spędziła poza domem- przyznał siatkarz, gdy jedliśmy śniadanie.- O której trzeba po nią pojechać?
- Nie trzeba. Mama Milenki ma być w pobliżu i ją podrzucić. Ale to dopiero w południe.
- Czyli jeszcze mamy trochę czasu tylko dla siebie.
- Wiesz, że musimy porozmawiać?
- Wiem- spoważniał w jednej sekundzie.- Nie wiem jak mogłaś pomyśleć, że my nie zależy- pokręcił głową.
- Wracałeś późno, cały czas tylko do tej Kingi- zaczęłam wyliczać.- Już wolałam jak się po mnie wydzierałeś niż jak traktowałeś mnie jak powietrze...
- Po prostu czułem się jak w klatce, Kinga to była tylko taka kumpela, żeby wyskoczyć na kawę, na piwo.
- Z nami było ci jak w klatce?- poczułam ukłucie w sercu.- Źle ci z nami?
- Nie! To nie tak, że mi źle, tylko po prostu...-szukał odpowiedniego słowa.- Zawsze byłem sam. Nawet jak byłem z Natalią to miałam dużo przestrzeni tylko dla siebie, żadnych zobowiązań, zero odpowiedzialności. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Była takim odpowiednikiem starych czasów.
- Przy niej czujesz się wolny, a ze mną uwiązany- już prawie płakałam.
- Nie, oczywiście, że nie!- zaprzeczył szybko.- Zawsze bierzesz wszystko do siebie. Jest mi z tobą wspaniale, ale jesteś przewrażliwiona.
- Boję się okej?
- Że nam nie wyjdzie i oprócz nas ucierpi Zuzia/- spytał.
- Skąd wiesz?
- Boję się o to samo- wyznał cicho.
- Obiecuję się bardziej starać.
- Ja też.
- Koniec z Kingą?
- Koniec- obiecał. Po chwili uśmiechnął się tajemniczo.- Ale jak znowu mamy się tak godzić, chętnie się z tobą pokłócę- zaśmiałam się i uderzyłam go lekko w ramię.
- Nigdy więcej takich kłótni- poprosiłam, gładząc ręką delikatnie jego policzek.
- Ja się ubieram i lecę do piekarni. Została mi jeszcze jednak kobietka w tym domu do udobruchania.- Jak powiedział tak też zrobił.

  Zuzia została przyprowadzona do domu zgodnie z planem. W dalszym ciągu była obrażona na przyjmującego. A ten nie wracał i nie wracał. Koniec końców pojawił się w mieszkaniu.
- Gdzie ty tyle byłeś?
- Całe Bielsko objeździłem za tym ciastem truskawkowym- pożalił się.- Zuzia?- zawołał i poszedł do niej do pokoju. Ja jak to ja, byłam zbyt ciekawska i nasłuchiwałam co się dzieje.
- Gniewam się- oznajmiła pewnie.
- A wybaczysz mi za twoje ulubione ciasto?- spytał. Cisza oznaczała, że dziewczynka już się łamała.
- Tluskawkowe?
- Mhm- potwierdził.
- To wybacziam!- oświadczyła radośnie. Pokręciłam głową i wróciłam do felietonu. On to miał dar przekonywania.

------------------------
Dzisiaj krócej, ale namiętnie ;) Cieszcie się póki możecie bo szykuję kolejne kłopoty ;P Już niebawem :D
Do soboty <3

7 komentarzy:

  1. mam nadzieje, że Wojtek nie zmarnuje tej szansy, bo kolejnej może już nie być.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super :) tylko niech oni będą razem na zawsze <3 pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No! I tak ma być! 😃 Boski ten rozdział normalnie zajebisty! 😃 Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj tak, ma taki dar <3
    Cudowny odcinek, czekałam na to aż się pogodzą i było warto :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Łoo nie wiem co napisać. Nie spodziewałam się tego.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobre chociaż tyle. Miśka szybko wybaczyła Wojtkowi, ale też była świadkiem całej sceny. Widziała, że to Kinga pocałowała Wojtka, a ten ją odepchnął, nie na odwrót. Ale to w sumie dobrze. Michalina naprawdę go kocha. Gdyby odeszła, gdyby go zostawiła, bardzo by to odczuła. I ona, i Zuzka.
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń