sobota, 7 listopada 2015

Rozdział 24

   Następnego dnia atmosfera w domu była wyraźnie napięta. W powietrzu wisiał ciężar ostatnich wydarzeń. Zuzia bardzo długo nie wychodziła z pokoju. Przyzwyczajona byłam, że wstaje stosunkowo wcześnie, a jej śmiech wypełnia każdy kąt. Jednak nie tym razem.
Ociągałam się z przygotowaniem śniadania, ale dziecko nie chciało się pojawić. Wojtek pił powoli kawę, a mnie przełykanie najmniejszego kęsa sprawiało trudność. Ferens nie prezentował się najlepiej. Nie chodziło nawet o rozwalony łuk brwiowy, ale o okropnie podkrążone oczy. Mogłam przysiąść, że słyszałam jego myśli. Ślepy by zauważył jego udręczoną minę.
- Pójdę po nią- powiedział w końcu. Wziął głęboki wdech i udał się do pokoju dziewczynki. Podreptałam za nim, trzymając jednak pewien dystans. Delikatnie uchylił drzwi, sprawdzając, czy śpi, ale ona po prostu leżała w łóżku, wpatrzona w ścianę.- Zuzia, czemu nie przyjdziesz do nas na śniadanie?- spytał, ale nie odpowiedziała.- Ej, co się dzieje?- przykucnął przy jej łóżku.- Chodzi o wczoraj?- pokiwała lekko główką. Spuścił głowę, nie wiedząc co powiedzieć.- Przestraszyłaś się?- nie byłam pewna czy to pytanie.- Chodź tutaj do mnie- wyciągnął do niej ramiona, a ona z lekką obawą się do niego przytuliła.
- Mama mówiła, zie nie wolno się bić.
- I miała rację- przyznał.- Ale są sytuacje, kiedy trzeba się bronić. I wczoraj to była taka sytuacja- tłumaczył cierpliwie.- Nie masz się czego bać, przecież wiesz jak mocno was kocham- pocałował ją w czubek głowy.
Gdyby wszystko dało się tak prosto rozwiązać...

Z perspektywy zawodnika z numerem 5...   Ferensowi udało się załagodzić sytuację panującą w domu i wszystko wróciło niemalże do normy. Jednak życie byłoby zbyt piękne gdyby obyło się bez dodatkowych obciążeń. Może i Michalina dawała radę spuszczać głowę, gdy ją poniżano, ale on nie mógł tego znieść. Gdy Michał zaczął swoje pijackie przedstawienie, coś w niego wstąpiło. Wściekłość przysłoniła mu oczy i nie był w stanie nad sobą zapanować. Musiał wtedy coś zrobić. Wprawdzie miał możliwość wezwania kogoś kto usunąłby niechcianego człowieka z ich drogi, ale jakoś ta opcja wydawała mu się jedną z najgorszych. Przyjmujący niczego nie żałował do czasu... Od razu po wejściu na halę został wezwany na dywanik do prezesa. Czekał w jego gabinecie już jego trener, ale i także sam "poszkodowany". Wiedział o co chodzi, ale postanowił nie spuszczać głowy i przytakiwać, tylko walczyć.
- Co w ciebie wstąpiło?- spytał starszy mężczyzna siedzący za biurkiem.
- We mnie?- prychnął siatkarz.- Ja nie mam się z czego tłumaczyć- uniósł ręce w obronnym geście.
- Popatrz na moją twarz!- uniósł się dyrektor.- To twoja sprawka!
- Zaprzeczysz?
- Nie- odparł spokojnie Ferens i wzruszył ramionami.- Zachowa się tak jeszcze raz, a mu poprawię- powiedział zdeterminowany.
- Wojtek!- uniósł się prezes.
- Wysłuchajmy co Wojtek ma do powiedzenia- zaproponował Gruszka.- Nie było z nim jak dotąd problemów. Grałem z nim w jednej drużynie, trenuje go więc mogę zapewnić, że bez powodu to się nie stało-  bronił swojego zawodnika.- Co znaczy zachowa się tak jeszcze raz?
- Jeszcze raz poniży Michalinę to oberwie. Proszę się przypatrzyć jak traktuje swoich podwładnych. Ja na to patrzył spokojnie nie będę.
- Jestem niewinny! Wujku nie wierz mu- sprzeciwiał się jak dziecko.
- Tym się odróżnia mężczyzna od chłopców. Jedni przyjmują wszystko na klatę, a inny chowają się za plecami rodzinki- spuentował siatkarz, a wszystkich w pomieszczeniu zatkało. Michała z zażenowania, prezesa z szoku, a trener starał się po prostu nie zaśmiać na te słowa.
- Powinieneś być wdzięczny za to, że nie wniósł oskarżenia- próbował bronić swojego siostrzeńca starszy mężczyzna.
- To on powinien być wdzięczny, że Michalina nie wniosła oskarżenia o mobbing- powiedział Wojtek.- Miłego dnia- rzucił ironicznie i opuścił biuro. Ale Michał nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Z perspektywy Michaliny...

   I naszedł dzień pierwszej rozprawy. Jeszcze nigdy nie trzęsły mi się tak nogi. Trzymałam się kurczowo przyjmującego w drodze na salę sądową. Łukasz wydawał się taki pewny siebie, jakby wstąpiła w niego nowa siła, która wprost z niego emanowała. To było zastanawiające i przerażające jednocześnie. Dodatkowo Wojtek nie mógł od początku uczestniczyć w rozprawie, co tylko odbierało mi odwagę. Byłam spanikowana mimo motywujących słów adwokata.
Pierwsze zaczęli przesłuchiwać Wasilewskiego. Przekonywał jak to chcę być dobrym ojcem, a ja mu to tylko uniemożliwiam. Trudno było zachować spokój, gdy padały okrutne zarzuty wobec mojej osoby, przedstawianej jako nieodpowiedzialnego potwora.
- Dziecko jak wynika z obserwacji psycholog oraz wywiadu MOPS-u ewidentnie się pana boi- zwrócił się mój prawnik do Łukasza.- Uciekło od pana, więc na jakiej podstawie twierdzi pan, że dziewczynka się do pana przywiązała?
- Ta więź była w trakcie budowy. Szło nam naprawdę nieźle. Przyrzekam, że dziecko czuło się ze mną dobrze.
- Chyba niezbyt dobrze skoro od pana uciekła dwa razy, nie sądzi pan?- drążył temat dalej, ale odpowiedziała mu cisza.- Chyba nie doczekam się odpowiedzi. Następna sprawa, czy to nie pan zasugerował pani Michalinie, żeby usunęła dziecko?
- Nie prawda...
- Został pan pouczony o obowiązku składania zeznań zgodnie z prawdą- przypomniał mu mój adwokat.
- Może na początku, kiedy byłem wystraszony pod wpływem emocji mogło mi się coś wymsknąć. Jednak nie pozwoliłbym nigdy na usunięcie ciąży- powiedział pewnie.
Potem przyszła kolej na mnie. Musiałam po raz kolejny wracać do przeszłości i opowiedzieć jak to wszystko wyglądało. Opisywałam jak Łukasz mnie porzucił, jak wyrzekli się mnie rodzice i jak trudno było mi przetrwać. Musiałam przyznać, że moje życie było w większości pasmem porażek. I nie podniosłam nawet wzroku na sędziego.
- Czy to prawda, że utrudnia pan kontakty mojego klienta z jego córką?- spytał obrońca Łukasza.
- Owszem- przyznałam.- Zuzia się go zwyczajnie boi. Porwał ją sprzed szpitala jak bandyta. Niejednokrotnie powtórzył, że jeśli ją zechce to po prostu sobie ją weźmie. Mówi o niej jak o trofeum, jak o przedmiocie. Zachował się nieodpowiedzialnie. Uciekła mu dwa razy! Ja nawet nie chcę myśleć co by się stało, gdyby dostała ataku, nie mając inhalatora...
- Pani też nie jest wzorem. Odebrano pani dziecko. Skoro jest pani taką wspaniałą matką, to dlaczego pani do tego dopuściła?
- Nie mogę narzekać na nadmiar ofert pracy, która miałaby elastyczne godziny, gdzie mogłabym zabrać dziecko. Jako sprzątaczka mogłam zabierać i odbierać Zuzię z przedszkola i zajmować się nią cały czas. Niestety miałam poważne problemy z kręgosłupem i nie mogłam już tyle pracować...
- A teraz?- spytał sędzia.
- Dostałam pracę felietonistki i mogę pracować w domu, nie narażając kręgosłupa. Spłaciłam również zadłużenie. Mam czyste konto.
- Sama pani uporała się z długami?
- Co to ma za znaczenie?
- W życiu! Jej kochaś spłacił...- wtrącił Łukasz.
Zostałam przemaglowana ze wszystkiego na wszystkie możliwe sposoby. Przyszedł czas na zeznania Wojtka i tutaj zaczął się nasz kłopot....
- Mimo tak krótkiego czasu bardzo pan się zaangażował- zauważył ironicznie adwokat Wasilewskiego.- Ofiarował pan pomoc, spłacił długi, a przynajmniej ich część, dał dach nad głową. I to wszystko bezinteresownie? Dlaczego pan to robi?
- Bo mi na nich zależy. Rodzina tak działa, wszyscy sobie pomagają.
- Nie jesteście rodziną. Pani Michalina to nie pana żona, ani narzeczona- zauważył prawnik.- A Zuzanna nie jest pana biologiczną córką.
- To, że nie mamy ślubu nie znaczy, że nie jesteśmy rodziną. Owszem Zuzia nie jest moją biologiczną córką, ale kocham ja jakby była moim dzieckiem.
- Jest z panem bezpieczna?
- Nie pozwoliłbym, żeby coś jej się stało.
- Tak? To dlaczego wszczął pan bójkę na oczach dziewczynki? Wysoki sądzie mamy tu zdjęcia jak pan Ferens urządził jednego ze swoich można powiedzieć współpracowników- zamarłam. Łukasz wręcz kipiał z radości.
- To nie tak...
- To moja wina- podniosłam się.- On mnie prześladował, a Wojtek tylko stanął w mojej obronie- i po raz kolejny zostałam zmuszona do opisania historii, której myślałam, że uniknę.
Wychodząc z sądu czułam, że nie jest dobrze. Jak zawsze w przypadku Zuzi wpadłam w paranoje i pierwszym na linii ognia stał siatkarz.
- Mówiłam, żeby mu odpuścić?- wypominałam mu przez łzy.- Tak byłoby wszystko dobrze!
- Przestań!
- Co, przestań?! Tak nie byłoby żadnego zagrożenia, że ją znowu stracimy!- przyjmujący gwałtownie zaparkował pod blokiem.
- Co mam ci powiedzieć?! Że czuję się winny?! Owszem! Kurwa okropnie czuję się winny! I chuj mogę z tym zrobić!
Zamiast się wspierać. Skakaliśmy sobie do gardeł. Z perspektywy czasu żałuję tych słów. Bo to przez nie wszystko zaczęło się walić. To ja byłam tą, która nas pchała w kierunku końca.

---------------------------------------------------------
 Wojtek jeśli nie wszyscy wiedzą zerwał wiązadło krzyżowe w kolanie. Nie wiadomo na ile będzie wykluczony z gry, ale zwykle trwa to od 8- 10 miesięcy. Mam nadzieję, że jednak stanie się jakiś cud i szybko wróci do siebie....
Teraz nadszedł moment, kiedy przy poprzednich blogach myślałam o ich końcu. Ale nie w tym przypadku xd Pomysły same wpadają więc jeszcze trochę Was pomęczę, czyli będzie duża dawka przykrych wydarzeń :P
Rozdział dedykuję Achlys i Pyskatej zgodnie z obietnicą ;)

6 komentarzy:

  1. Nie wiem co mam ci tu napisać :/ Ciężko mi go opisać w tym rozdziale dużo się wydarzyło... Dużo zlego... Ale ja mam nadzieję że Wojtek coś z tym zrobi.. Może oświadczy się Michalinie ? Mam nadzieję... Tak bardzo lubie tego bloga a nie moge czytac jak Zuzi dzieje sie cos złego.. Dobra ja sie nie rozpisuje bo moj kom i tak nie ma znaczenia eiec do następnego ;*
    Pozdrawiam ;*

    -Wronka

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejna dawka przykrych zdarzeń? :/ nie lubię tego. Rozdział fajny ale strasznie smutny :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Dłuższy?! Dziewczyno uwielbiam cię! Chciałam cię ochrzanić,ale niech Ci będzię ;* Rozdział rewelacyjny jak zawsze ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. pozwól że rozdział zostawię bez komentarza. jak zwykle świetny, więc po raz kolejny bym się powtarzała xd

    napiszę tylko tyle: #StayStrongFeru! 💪

    OdpowiedzUsuń
  5. zgadłam!!! :D i dziena za dedykacje :*
    no co ja mogę powiedzieć? NO SIĘ DZIEJE NO XD i niech się dzeje dalej, ale czasem też może być słodko, ja się nie obrażę :D

    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Łukasz, tak samo jak Michał, sprawia, że nuż w mojej kieszeni się otwiera. (nie żebym nosiła nuż w kieszeni XD)
    Martwi mnie końcówka rozdziału. Jeśli odbiorą Michalinie Zuzię, to okażą się kompletnymi debilami. Ale Michalina walczyłaby o nią bez przerwy. A co z Wojtkiem? Bo jak na razie to walczą, ale ze sobą. Nie podoba mi się to. ;(
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń