sobota, 14 listopada 2015

Rozdzał 25

   Dni mijały a sytuacja pozostawała cały czas napięta. Nie padły z naszych ust przeprosiny, nie było żadnej wyjaśniającej rozmowy. Była tylko cisza, ignorancja i chłód. Niby wszystko było w porządku ale to nie było to samo co wcześniej. Chodziliśmy koło siebie na paluszkach, nie chcąc dolewać oliwy do ognia, ale to nie wystarczało. Niejednokrotnie skakaliśmy sobie do gardeł. Wciąż padały te same argumenty, te same zarzuty, które raz wypowiedziane powinny przestać istnieć. Przerażało mnie to. Po każdej takiej kłótni obiecywałam sobie, że zrobię coś, żeby się poprawiło, a potem to ja byłam tą, która wywołuje burdę. Dlatego nie widziałam jak na razie nadziei na to, byśmy wrócili do stanu poprzedniego, w którym jedno nie podnosiło głosu na drugiego.
Jak to mówi Kamil, w każdym związku są kryzysy. Niby się z tym liczyłam, ale jednak wierzyłam, że nas to ominie, że nasza miłość jest inna. Czułam się tym wszystkich przytłoczona. Dzień zaczynał mieć stały niemiły rytm. Rano praca nad felietonem, w południe kłótnia z Wojtkiem, a po południu i wieczorem udawanie przed Zuzią, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
Właśnie... Zuzia. To nas zespalało najbardziej. Gdy patrzyłam jak Wojtek się z nią bawi, jaki jest dla niej troskliwy, czuły wiedziałam, że jakaś część jego pozostaje niezmienna. Kochałam patrzeć na ich dwójkę. Cieszyłam się, że z powodu naszych kłótni chociaż dziecko nie cierpi. Naszych okrutnych kłótni...
- O co ci zaś kurwa chodzi?!
- Pytasz jakbyś nie wiedział!
- Bo pojęcia nie mam o co po raz kolejny masz ból dupy! Przestań się zachowywać jak histeryczka! Ostatnio nie idzie z tobą żyć!
- Że niby ze mną się trudno żyje?!
- Tak! Ostatnimi czasy cholernie trudno!
- Skoro beze mnie byłoby łatwiej to droga wolna! Ja cię siłą przy sobie nie będę trzymać!
- Ja pierdole, Miśka! Przestań mi dawać ultimatum! Jestem z wami, tak?! I chcę być z wami! Więc przestań rzucać takimi tekstami, bo ja kurwa oszaleję!- dokończył i wyszedł z mieszkania, trzaskając drzwiami. Momentalnie łzy pociekły mi po policzkach. Położyłam się na łóżku i pozwoliłam sobie na chwilę słabości. Żałowałam wszystkiego dopiero po tym jak wyszedł. Gdy był obok było źle, ale o wiele gorzej było jak był gdzieś indziej.
   Nadszedł kolejny mecz. Między mną a siatkarzem w dalszym ciągu wisiało napięcie. Tak bardzo chciałam to zmienić, ale nie potrafiłam. Bałam się nawet spróbować porozmawiać o naszej sytuacji. Owszem przestaliśmy się kłócić. W miejsce awantur weszła obojętność. Już o wiele bardziej wolałam, gdy Ferens wrzeszczał niż mnie ignorował.
Po wygranym meczu Zuzia tradycyjnie bawiła się na boisku. Przyjmujący udzielał jakiegoś wywiadu, a ja siedziałam na trybunach przypatrując się raz jednemu raz drugiemu. Po przeprowadzonym wywiadzie Wojtek dość długo rozmawiał z nowym nabytkiem klubu- seksowną, atrakcyjną masażystką. Znienawidziłam ją o pierwszej chwili, gdy tylko ją zobaczyłam. Nie mogłam znieść myśli, że tak dobrze się dogadują. Nie pozwoliłam myślą zamienić się w słowa. Ufałam mu. Co nie oznaczało, że nie byłam zazdrosna. Byłam. Piekielnie zazdrosna.
Nie dziwiłam się, że z nią rozmawia. Po pierwsze nawiązywanie kontaktu z nowymi ludźmi to dla niego bułka z masłem. Po drugie... Ze mną wciąż się kłócił, a z nią cały czas śmiał. Kto przegrywał w tej konfiguracji? Ktoś kto siedział samotnie na jednym z wielu krzesełek w wielkiej hali...

   Miesiąc później miała odbyć się druga rozprawa. Przyjechał Kamil, który miał być przesłuchiwany.  Czekałam na niego w kawiarni i kiedy przyszedł rzuciłam mu się na szyję. Pierwszy raz od wielu dni szczerze się zaśmiałam.
- O, rany! Nie mogę uwierzyć, że jesteś tutaj- wyznałam szczerze.
- Też się stęskniłem- powiedział. Czułam, że się uśmiecha. Usiedliśmy przy naszym stoliku i złożyliśmy zamówienie. Wypytywałam jak im się mieszka w Norwegii bo jednak rozmowa przez telefon, czy skype to nie to samo. Cieszyłam się,że im się tak dobrze wiedzie. Przeprowadzili się do własnego mieszkania i powoli zaczynali się urządzać. Wiedziałam, że nie wrócą. Wiedziałam to w momencie kiedy wylatywali. Ustawią sobie życie tam i nie będzie powodu, by cokolwiek zmieniać.
- A co u ciebie?-spytał, kończąc swoje opowieści.
- No dobrze- posmutniałam trochę, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać.
- Ej, przecież widzę... Dalej się kłócicie?
- Okropnie- przyznałam, chowając twarz w dłonie.- Nie wiem już co mam robić- zbierało mi się na płacz.
- Chodź tutaj- przyciągnął mnie do siebie. Pozwoliłam łzom płynąć. Potrzebowałam się komuś wyżalić.
- Psuję się wszystko między nami- zaczęłam.- Nie tak, żebyśmy się mieli zaraz rozstać, ale jest ciężko... Boję się, że kiedyś go stracę. Nie chcę tego... Za mocno go kocham.
- On was też kocha. To przejściowe. Musicie tylko to przetrzymać, a potem będzie lepiej niż kiedykolwiek.
- Myślisz?- spytałam z nadzieją.
- No pewnie.
 
  Zuzia też musiała pojawić się w sądzie, żeby mogli z nią porozmawiać. Bałam się. Chociaż nie. Strach to za mało powiedziane. Byłam przerażona, że kiedyś mogła usłyszeć naszą kłótnie, że coś o niej wspomni i będzie to gwóźdź do trumny. Nie wiedziałam co miała w zapasie strona przeciwna. Mimo ostatnich wydarzeń Wojtek przed salą stał obok mnie i trzymał za rękę. Przepełniała mnie wdzięczność, że pomimo tego jak między nami jest potrafi być dla mnie oparciem.
- Spokojnie- przytulił mnie.
- Nie potrafię...
- Potrafisz. Cokolwiek się stanie poradzimy sobie z tym.
Następne godziny nie były łatwe. Kolejne męczące przesłuchania. Kolejne wysłuchiwania kłamstw. Kolejne tłumaczenia.
Kamil wiele pomógł. Łukasz nie miał żadnego świadka, który zeznawałby na jego korzyść. Stresowałam się tylko tym co powie Zuzia pani psycholog i sędziemu. Przecież każde dziecko było nieobliczalne.
- Z tego co mówiła dziewczynka wynika że oczywiście bardzo jest związana z matką, ale również z jej partnerem- zaczęła kobieta.- Pana Wasilewskiego bardzo się boi i nie ma między nimi żadnej więzi przynajmniej z jej strony.
- Jestem jej ojcem do jasnej cholery!- uniósł się Łukasz. Już nie był taki pewny siebie. Szansa wygranej przechylała się na moją stronę. I on dobrze o tym wiedział.
- Przykro mi. Jednak dziewczynka nie uważa pana za swojego ojca- zwróciła się do niego.
- Proszę to rozwinąć- poprosił mój prawnik.
- Dziecko bardziej związane jest z panem Ferensem i traktuje go można powiedzieć jak swojego tatę. To on jest dla niej wzorem. Lubi spędzać z nim czas, liczy się z jego zdaniem i czuje się bezpiecznie. W jej głowie obraz rodziny to ona razem z panią Michaliną i jej partnerem. Oni kojarzą jej się z domem.
- Nie pozwolę wam jej zabrać! Ona jest mi potrzebna!- Łukasz zaczął odsłaniać karty.- Bez niej zostanę z niczym! Niech jeden raz ten dzieciak się na coś przyda!- powiedział i w tym samym momencie uświadomił sobie, że wyznał za dużo. Wiedziałam, że był powód. Nic się nie zmienił. Popatrzyłam na Wojtka nie z triumfem, nie ze szczęściem, ale z bólem. Łukasz chciał wykorzystać moje dziecko. Nie wiem do czego i zapewne nigdy się nie dowiem. Jednak dostawałam szału na samą myśl, że narażał ją na niebezpieczeństwo z własnych pobudek. 
- O czym pan mówi?- spytał sędzia.
- O niczym- próbował wybrnąć z bagna, które sam narobił.
- Pouczam o składaniu zeznań zgodnie z prawdą.
- Nic już nie powiem- zacisnął usta w cienką linię.
-  Ma pan takie prawo.
Oczekiwanie na wyrok ciągnęło się w nieskończoność. Wasilewski zabijał mnie wzrokiem, kiedy byłam otoczona ramieniem siatkarza.
- Jestem ciekawy, co go do tego podkusiło- przyznał Kamil.
- Wolę nie wiedzieć.
Wyrok mógł być tylko jeden...
-...  i odbiera wszelkie prawa rodzicielskie Łukasza Wasilewskiego wobec Zuzanny Milewskiej...
Wielki kamień spadł mi z serca. Ulga. Niesamowita ulga. Zuzi już nic nie groziło. Była z nami i była bezpieczna. Z satysfakcją spojrzałam prosto w oczy Łukaszowi. Nie żałowałam tej walki. Wygrałam. Pierwszy raz w życiu musiał pogodzić się z porażką. Miał mnie za słabą. Mylił się.
Gdy tylko wyszliśmy z sali rozpraw rzuciłam się mecenasowi na szyję.
- Dziękuję. Strasznie panu dziękuję- przepełniała mnie wdzięczność.
- To moja praca- zaśmiał się.- Też się cieszę z wyroku sądu. W tej sprawie nie mógł zapaść inny. Powodzenia i do zobaczenia- pożegnał się i odszedł w swoją stronę. W jednej sekundzie zostałam porwana w ramiona Wojtka. Nie mogłam się powstrzymać i wpiłam się w jego usta.
- Mama!- zaprotestowała Zuzia i patrzyła na nas z niesmakiem. Zaśmialiśmy się wszyscy.
- Idziemy na czekoladę i ciastko?- zaproponował przyjmujący.
- Wojteeek- wyrwała się z objęć swojego chrzestnego i podeszła do Ferensa.- A mogę tolt tluskawkowy?- spytała.
- Wybierzesz co tylko będziesz chciała- obiecał i wziął ją na ręce.
- Tylko sobie nie myślcie, że to koniec- warknął Łukasz, przechodząc obok nas. Nie chciał opuścić. Nawet po tym wszystkim co zrobił.

-----------------------------------
Rozdział i może kończy się bardziej optymistycznie, ale namieszam :P Ja jeszcze nie skończyłam xd
Rozdział dla Wronki :) Twoje komentarze jak najbardziej się liczą <3 ;*

6 komentarzy:

  1. wow, chyba pierwszy raz nie chcę Cię zabić i komentuję. brawo ja!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super, super , super! No w końcu ten idiota zdradził dlaczego chciał mieć Zuzie wyłącznie dla siebie, zabiłabym.

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie wierze! Napisałam tak mega długi kom i sie usunął -,- to niemożliwe :/ I nie pamietam co tam napisalam w dodatku :/ Coś tam niby pamiętam...
    Coś ty zrobiła ?! I jeszcze ta ostatnia wypowiedz ?! Myślalam że dasz im troche spokoju a tu ty znowu coś mieszasz w sumie to dobrze ale żeby aż tak ?! ;* wiesz mam cichą nadzieję ze Wojtek oświadczy jej się w niedlugim czasie ... I ta rozprawa to nie mogła mieć innego zakończenia :D
    To chyba tyle co pamietam :/ a tamten kom był naprawde długi -,- kurde głupi net ! Mam nadzieję że rozdział ktury dodasz 28 listopada (chyba) będzie normalny bez kłutni i wogóle mam taką cichą nadzieję gdyż mam urodziny ale to już mniej ważne ;*
    Bardzo ale to bardzo dziękuje za dydyk. Wiesz jak to miło przeczytać takie słowa z "ust" blogerki ? Teraz wiem że mogę śmiało komać twojego zaje*istego bloga ! Aaa i zapomniałam o najważniejszym ! Świetny rozdział ! *.*
    Bardzo bardzo pozdrawiam <3
    (Tamten kom co mi sie usunął był 3 razy dłuższy ale co poradzić? )

    -Wronka

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapomniałam dopisać ze urodziny mam dzień wcześniej czyli 27 ale to chyba nie istotne ;*

    -Wronka

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja tam myślę, że jest jakiś powód tych ciągłych kłótni. I to po stronie Miśki, skoro to ona większość prowokuje. Ale to nie koniecznie musi być prawda, więc na razie milczę.
    Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że Łukasza mamy już z głowy! Bo mamy, prawda? On już nic nie będzie kombinował ani wymyślał? Niech tylko spróbuje..
    Widać, że Miśka bardzo potrzebuje przyjaciela. Jakiegoś obiektywnego spojrzenia, które pomoże jej spojrzeć na problemy z nieco innej perspektywy. Dobrze, że Kamil wrócił. Chociaż na chwilkę. ;)
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń