sobota, 26 grudnia 2015

Rozdział 31

   Wiedziałam, że bycie z kimś w związku to prawdziwa sztuka. Wymagało to ogromnej pracy każdego dnia z obu stron. Gdy jedna przestawała funkcjonować, druga była zmuszana brać wszystko na siebie. Naprawdę tak chciałam zrobić. Pragnęłam dać Wojtkowi wsparcie i siłę jakiej on mi udzielił, kiedy ja tego potrzebowałam. Niestety. W wywiadach wydawać się mogło, że się z tym pogodził. Prawda wychodziła na jaw za zamkniętymi drzwiami, gdzie gasł z dnia na dzień. Gdy usłyszał rokowanie 6 miesięcy, to zareagował tak jakby został na niego wydany wyrok. Nie było w nim chęci do walki. Załamał się. Przestawał mieć nawet chęci do życia. Starałam się go ratować. Jednak każdego dnia odpychał mnie coraz bardziej. Ogrodził się murami, których nie sposób było pokonać. Wraz z nim gasła też Zuzia. Nie umiałam jej wytłumaczyć, dlaczego Ferens tak bardzo się zmienił.
- Wojtek, ja cię błagam...- usiadłam obok niego na kanapie. Nawet na mnie nie popatrzył.- Wojtek- powtórzyłam.
- Tak?- spytał grzecznie, ale bez cienia emocji w głosie.
- Kochanie, ja wiem, że ci ciężko- pogładziłam go ręką po policzku, zmuszając, by na mnie spojrzał. I w tamtej chwili zdałam sobie sprawę, dlaczego przez cały ten czas unikał mojego wzroku. W jego oczach czaił się prawdziwy smutek. Co więcej, widziałam w nich kompletną rezygnację.- Zobaczysz, szybko to zleci- przekonywałam go.- Dlaczego ta kontuzja tak bardzo na ciebie wpływa?
- Bo bez grania jestem nikim- wydusił z siebie.- Co mi zostało? Nie mogę nic zrobić bez tych kul. Jestem bezużyteczny. Nie zarabiam, nie mogę nic zrobić ze względu na tą pierdoloną nogę. Czuje się jak niepełnosprawny. Meble bywają przydatniejsze...
- Nie dramatyzuj- przytuliłam go.- Jesteś nam tu potrzebny.
Pozostał niewzruszony. Mogłam błagać, tłumaczyć, krzyczeć. Nic nie pomagało. Cieszyłam się ze szczęśliwej rodziny, którą przez moment miałam. Ale czy ja mogłam długo cieszyć się prostotą? Skądże. Chyba w gwiazdach miałam zapisane, że na każdym kroku musiałam napotykać problemy. Czasem widziałam nadzieję w tym, że momentami jak dawniej siatkarz potrafił zajmować się z Zuzią, śmiać się z nią. Szkoda, że trwało to krótką chwilę, a potem przychodził wielki dół, z którego nie sposób było go wyciągnąć.
   Codzienność przyjmującego ograniczyła się do chodzenia na rehabilitację, a w domu do siedzenia przed telewizorem. Stał się nieczuły na wszystko. Jedynie dziecko wyzwalało w nim jakieś ciepłe emocje. Czasami zazdrościłam dziewczynce, że Wojtek potrafi ja przytulić, że potrafi być dla niej czuły.
   Z czasem było coraz gorzej. Niby przyjmujący nie za wiele mógł z tą nogą zrobić, aczkolwiek to nie przeszkadzało mu, żeby wracać o wiele później, nieraz po prostu wychodzić bez słowa. Ja zostawałam wtedy w domu. Sama. Zamartwiając się o niego w każdej sekundzie, zastanawiałam się jak mu pomóc. Jednak trudno było zrobić coś dla kogoś, kto nie chciał, a wręcz odrzucał twoją pomoc. Jedno jego wyjście pokazało jak bardzo jest z nim źle. Tym razem czekałam całą noc, aż raczy pojawić się w domu. I kiedy ten moment w końcu nastąpił...Nie wiem jakim cudem dotachał się do mieszkania na tych kulach pijany.
- Co ty ze sobą robisz?- spytałam z niedowierzaniem.
- Daj mi spokój- rzucił i runął na kanapę. Osunęłam się na ziemię, opierając się o ścianę. Wszystko się waliło, a ja nie potrafiłam tego zatrzymać. Robiłam co mogłam, a nawet więcej byleby tą katastrofę zatrzymać. Ale ona nadciągała. Czułam, że stanie się coś złego. Podciągnęłam kolana pod brodę i pozwoliłam łzą płynąć po policzkach. Nie mogłam znieść jego widoku, gdy wyglądał tak żałośnie.
- Gdzie byłeś?
- W barze. Nie dramatyzuj- jęknął, patrząc na moje łzy.
Po raz pierwszy był taki nieczuły. Po chwili zasnął, a ja wpatrywałam się w niego, zastanawiając się jak mu pomóc. Nie spałam całą noc, szukając rozwiązania problemu. Po kilku godzinach podniosłam się z zimnej posadzki i poszłam zaparzyć sobie kawy. Zrobiłam śniadanie Zuzi i chcąc nie chcąc siatkarzowi również. Kiedy się obudził, nie usłyszałam od niego żadnych przeprosin. Traktował mnie jak powietrze. Nie pamiętałam by był aż taki chłodny. Żołądek podszedł mi do gardła. Z trzaskiem odłożyłem kubek i pobiegłam do toalety. Zwróciłam kilka łyków porannej kofeiny. Ostatnio z nerwów non stop wymiotowałam.
- Miśka?- usłyszałam nad sobą.- Wszystko w porządku?- zatliła się we mnie na nowo nadzieja.
- Tak, to nic-  myślałam, że pozna się na moim kłamstwie jak zawsze, ale nie tym razem. Po prostu odszedł, a wraz z nim nadzieja, którą ze sobą przyprowadził.
   Po pewnym czasie zauważyłam, że Ferens zaczyna w nocy wychodzić na balkon. Sądziłam, że to przez kolano, które często go bolało. Czasami wstawał na długo przede mną i również się tam udawał. Kiedy kolejny raz się tak zdarzyło, postanowiłam na spokojnie jeszcze raz z nim porozmawiać. Wzięłam głęboki wdech i wstałam z łóżka. Założyłam bluzę i podeszłam do drzwi. Zamarłam. Ferens trzymał w ręku papierosa i raz po raz zaciągał się dymem, wpatrując w okolicę. Jeszcze nigdy nie byłam na niego tak wściekła. Wpadłam jak torpeda na taras i wyrwałam mu z ręki tą śmiercionośną rzecz.
- Dosyć tego! Gdzie masz resztę?!
- Kobieto, uspokój się. Jestem dorosły.
- Gówno, kurwa, a nie dorosły!- wrzasnęłam, że chyba całe osiedle słyszało. Zaczęłam przeszukiwać siatkarza, nie zwracając uwagi na jego protesty. W końcu udało mi się wyszarpać od niego paczkę fajek.
- Oddaj to, bo...
- Bo co?- nie dałam mu skończyć.- Złapiesz mnie?  Nie wydaje mi się. Nie będę patrzeć spokojnie na to jak się staczasz- warknęłam i wróciłam do mieszkania. Pokuśtykał za mną od razu.
- Umiem o sobie decydować! Co ty możesz o tym wiedzieć! Nie nadaje się w tej chwili do niczego więc co za różnica co robię?
- Co za różnica?!- doskonale wiedział jak mi podnieść ciśnienie. Zaczęłam tak ciężko dyszeć, że nie było możliwości, abym się uspokoiła.- Czy ty musisz myśleć tylko o sobie?! Wiem, że się zawiodłeś! Wiem, że ten sezon miał wyglądać inaczej! Wiem, że kontuzja może się odnowić! Ja to kurwa wiem! Ale to nie usprawiedliwia cię, żeby tylko siedzieć przed telewizorem i nie robić kompletnie nic! Pomyślałeś jak my się musimy z Zuzią czuć?!- nie panowałam nad sobą. Łzy pojawiły się w oczach. Kiedyś musiałam pęknąć.- Potrzebujemy cię! Nie twojej gry! Nie twoich pieniędzy! Co mnie one obchodzą?! Potrzebujemy ciebie! Ciebie! Żebyś z nami był duchem, a nie tylko ciałem!- poczułam silny skurcz w podbrzuszu.- Zachowujesz się jak największy egoista świata!- chwyciłam się za brzuch, głośno oddychając.
- Co ci mam powiedzieć?!- odwrócił się w stronę okna, nie chcąc na mnie patrzeć.- Nie umiem sobie z tym poradzić!- oznajmił. Krzyczał coś do mnie, ale nie umiałam skupić się na jego słowach. Poczułam ciepło na wewnętrznej stronie ud. Popatrzyłam w dół i zobaczyłam krew.
- Wojtek...- starałam się mu przerwać, ale nie zwrócił na mnie uwagi.- Wojtek- pisnęłam głośniej przerażona.
- Co?- odwrócił się i spojrzał na mnie. Gdy napotkał mój spanikowany wzrok, otrząsnął się.- Misia co się dzieje?
- Krew- wyszeptałam, a on spojrzał na kałużę, która zaczęła się tworzyć.
- Trzeba dzwonić po karetkę!- rzucił się do telefonu. W tamtej chwili, straciłam równowagę, ale zdążył mnie złapać. Delikatnie położył mnie na podłodze, tak aby moja głowa spoczywała na jego kolanach.- Kochanie, wytrzymaj- pocałował mnie w czubek głowy.- Zaraz przyjedzie pomoc. Misia- poklepał mnie delikatnie po policzku.- Miśka! Mów do mnie! Kochanie, proszę!
Nie miałam siły. Zamknęłam oczy i nie potrafiłam ich już otworzyć. Słyszałam jeszcze przez chwilę jego głos, ale potem wszystko się urwało.

Nie mam pojęcia ile czasu minęło zanim odzyskałam przytomność. Rozejrzałam się po sali. Na krześle siedział Wojtek. Niemal od razu znalazł się przy mnie.
- Miśka, obudziłaś się- powiedział z ulgą.- Ja przepraszam to wszystko moja wina- pierwszy raz w życiu widziałam w jego oczach łzy.
- Tak mi słabo- wyszeptałam.
- Dobrze, że się pani obudziła- usłyszałam inny głos. Powoli przekręciłam głowę i ujrzałam lekarza.
- Co się stało?
- Pani ciąża jest zagrożona.
- Jestem w ciąży?- wykrztusiłam spanikowana. To nie mogła być prawda.
- Tak, ale pani stan jest bardzo ciężki. Nie wiemy, czy uda się uratować dziecko, gdyż.... Wtedy możemy stracić panią.
- Ratujcie ją!- zażądał Ferens.
- Może zostawię państwa samych.
- Jeśli będzie trzeba wybierać, wybierz dziecko...- poprosiłam. Nie mogłabym żyć z myślą, że przeżyłabym kosztem niego, nawet jeśli dowiedziałam się od nim przed sekundą.
- Nie, nie, nie! Nie!
- Wojtek, dacie sobie radę- przekonywałam go słabym głosem.
- Nie! Miśka, nie! Ja bez ciebie nie dam rady! Słyszysz?- autentycznie płakał.- Bez ciebie nic nie ma sensu.- trzymał mnie mocno za rękę.
- Wojtek taka jest moja decyzja... Obiecaj, że jeśli mnie zabranie- głos ugrzęzł mi w gardle.-... to zajmiesz się naszymi dziećmi. Wiem, że może Zuzia nie jest do końca twoja, ale obiecaj, że się nią zajmiesz- wykrztusiłam z siebie ledwo.
- Obiecuje- przysiągł.- Proszę, nie zostawiaj nas! Przepraszam, to przeze mnie... Gdybym wziął się w garść... Jezu, co ja narobiłem? Miśka, kocham cię nad życie, nie zostawiaj mnie- położył głowę na moim brzuchu.
- Kocham was- zdążyłam wyznać, a potem ponownie zaczęłam odpływać w krainę wiecznej ciemności.
- Miśka! Misia, nie odchodź!!!- usłyszałam przeraźliwy krzyk. A potem nie było już nic.
-------------------------------------------------
No cóż.... Prawdopodobnie za tydzień epilog....
Przepraszam za błędy i lekkie spóźnienie

12 komentarzy:

  1. Zabije!!!!!!!! Nie wiem co mam napisać... Kurde a może uda się uratować obojga? Tak bardzo bym chciała... I Wojtek tak wszystko na siebie... Ale no niestety prawda.. Kurde powiem szczerze ze jestem bardzo wrazliwa i poplymelo mi kilka lez po policzku... To nie moze byc prawda jaki koniec?! Ja nie chce konca!! Tak bardzo bedzie mi tego bloga brakować... Ehh ale ja nic na to nie poradze... Twoja decyzja... Nie mam już siły na pisanie.... Dziwnie sie czuje wiedząc ze za tydzien ostatni rozdzial... Ale no nic... Podrawiam ;*

    -Wronka

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie nie nie, nie rób nam tego proszę. Wiem, ze to chyba mój pierwszy komentarz no ale moje komentarze sa bezsensi wiec nie komentuje ale jestem z tobą duchem (no kurde wzięło mi sie na wyżalanie). Miska i dziecko maja żyć ma być happy end nie nie ma być żadnego endu, ja tak kocham tego bloga i nie możesz go skończyć przecież tyle rzeczy ich ominęło no wes nie bądź taka i nie kończ tej opowieści. A Ferens niech sie ogarnie juz tak na stałe i ma nie mieć juz humorów jak baba w ciąży ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Proszę ! Tylko z dobrym zakończeniem! Bez śmierci głównej bohaterki. Nienawidzę tak kończących sie historii, wiec błagam! Moje ulubione opowiadanie musi sie dobrze zakończyć, po prostu musi.

    OdpowiedzUsuń
  4. No i mąż mnie rozryczałam się jak głupia. Błagam Cię nie możesz jej uśmiercić. Nie możesz zakończyć w ten sposób tego opowiadania. Czekam z niecierpliwością na kolejny nawet jeśli miałby to być epilog i mam nadzieję,że jednak wszystko szczęśliwie się zakończy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Trzeba czekać i się okaże jak to się zakończy. Mam nadzieję, że uda się uratować ich obojga. Ja nie chcę takiego zakończenia.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie nie dlaczego ty to zrobiłaś? :c zasmuciłaś mnie teraz na maksa :c Uratuj ją jakoś no! :c nie możesz tego opowiadania tak smutno skończyć! :c oby byli razem :c ale jedno ciągle mnie zastanawia Czy ona jest w ciąży z Wojtkiem czy z kimś innym. Żeby tylko ten epilog szczęśliwie się zakończył. Bo jak nie to ... masz mnie :c rozryczałam się jak głupia to czytając :c ale czekam na szczęśliwie zakończenie :c buziak :* :c

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie nie dlaczego ty to zrobiłaś? :c zasmuciłaś mnie teraz na maksa :c Uratuj ją jakoś no! :c nie możesz tego opowiadania tak smutno skończyć! :c oby byli razem :c ale jedno ciągle mnie zastanawia Czy ona jest w ciąży z Wojtkiem czy z kimś innym. Żeby tylko ten epilog szczęśliwie się zakończył. Bo jak nie to ... masz mnie :c rozryczałam się jak głupia to czytając :c ale czekam na szczęśliwie zakończenie :c buziak :* :c

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie nie nie! Błagam niee! Ona nie może umrzeć! Poprostu nie może! Jeju nie... Jestem zalamna a jak przeczytam epilog w którym ona umrze to zalane sie podwójnie. Błagam nie rób tego :/

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale że ty tak na serio...

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytałam dzisiaj twojego bloga tego "Life is like a maze with no exit, but you come and show me the way"... Opinie na jego temat pozostawiłam w kom pod epilogiem... Pozderki ;*

    -Wronka

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie ogarniam... Ciąża? Wybieranie? Śmierć? Ale że jak?
    Ja rozumiem, że Wojtek był strasznym dupkiem dla Miśki, ale jej śmierć to chyba za wysoka kara... No przecież ona nie może umrzeć. Nie może.

    OdpowiedzUsuń