sobota, 2 stycznia 2016

Epilog

Z perspektywy Ferensa...   Pewien osobnik był zmuszony patrzeć jak lekarze starają się ratować jego dziewczynę. Nie  potrafił zapanować nad drżeniem całego ciała. Jeszcze nigdy nie był tak przerażony. Żałował wszystkiego co zrobił. Nie wiedział jak mógł przejmować się jakąś tam kontuzją kosztem całego swojego życia. Bo tym była dla niego Michalina- całym światem. Teraz, gdy był o krok od jej utraty zdał sobie sprawę, że bez niej nie jest w stanie funkcjonować. Nie wyobrażał sobie dnia nienaznaczonego jej obecnością. Nigdy nikogo nie kochał tak jak jej. Wywróciła jego rzeczywistość do góry nogami. Od momentu. gdy pierwszy raz ją ujrzał nie umiał trzymać się od niej z daleka. Na hali zawsze jej wypatrywał, codziennie szukał możliwości, by się do niej zbliżyć. W końcu mu się to udało. A kiedy wspólnie pokonali tyle przeszkód, kiedy mogli byś naprawdę szczęśliwi, on to wszystko zepsuł. Nie wiedział jaki cudem uda mu się dotrzymać obietnicę. Nie wiedział jak ma się zaopiekować dwójką dzieci. Nie wiedział jak ma bez niej przeżyć choćby jeden dzień.
- Pani Michalina jest w bardzo ciężkim stanie- poinformował lekarz siatkarza.- Musieliśmy ją wprowadzić w śpiączkę farmakologiczną. Dziecko jest za małe, by mogło przeżyć poza jej organizmem.
- Traktujecie ją jak żywy inkubator zamiast ratować?- spytał z wyrzutem Ferens. Był wściekły na cały świat. Wszyscy byli jego wrogami, a szczególnie pracownicy szpitala, którzy ogłosili, że jego ukochana, by urodzić prawdopodobnie musi umrzeć.
- Na razie nie jesteśmy w stanie zrobić niczego więcej. Musimy poczekać jeszcze 4-5 miesięcy. Liczymy, że uda nam się ją utrzymać przy życiu.- Mężczyzna popatrzył na przyjmującego przepraszająco. To nieprawda, że lekarze po pewnym czasie przyzwyczajają się do przekazywania takich wieści. To zawsze było tak samo trudne. Szczególnie, gdy miał zginąć ktoś najbliższy. Ciężko było wtedy patrzeć na rozpacz drugiego człowieka, na jego nadzieję w oczach choć prawdopodobieństwo dobrego zakończenia było znikome. Doktor położył pocieszająco rękę na ramieniu Ferensa i po chwili odszedł. Żałował chłopaka. Rzadko kiedy spotykał taką miłość między dwojgiem ludzi. Rzadko kiedy musiał patrzeć na taką rozpacz.
   Mijały dni, potem tygodnie a siatkarz trwał przy szpitalnym łóżku swojej wybranki. Wpatrywał się w jej twarz, w duchu obwiniając się za wszystko. Ile by dał, aby móc zmienić przeszłość. Po pewnym czasie żałował, że pojawił się w Bielsku-Białej, bo wtedy nie poznałby Michaliny i nie doprowadził jej do takiego stanu. Z każdą godziną ciąża była bliższa rozwiązania, a kobieta miała mniejsze szanse na przeżycie. Czas mijał dla przyjmującego zarazem powoli jak i szybko. Każda sekunda w szpitalnym pokoju była dla niego i darem i najgorszą torturą. W końcu mijał ostatni miesiąc i doszło do nieuniknionego... Ferens patrzył jak przebiega akcja porodowa, a potem jak serce Michaliny przestaje pracować. Pisk szpitalnej aparatury był nie do zniesienia. Bił pięściami w szybę, krzyczał aby ukochana go nie opuściła, jakby miała słyszeć jego błagania i zacząć na nowo żyć. Reanimowali ją bardzo długo. Pielęgniarka przyniosła mu do rąk jego dziecko, jego córkę, myśląc, że to jakoś go pocieszy. Przez łzy patrzył na tą małą istotkę, nie wiedząc jak mógł od razu pokochać kogoś, kto przyczynił się do śmierci jego ukochanej. W jego objęciach nie płakała, ale patrzyła spokojnie swoimi ciemnymi oczami, które tak bardzo przypominały oczy jej matki. Tymczasem lekarze dalej próbowali tchnąć w kobietę życie. Nie chcieli się poddać, coś we wnętrzu każdego z nich im na to nie pozwalało i walczyli o nią dalej. Gdy po raz kolejny przywrócili bicie serca, czekali w napięciu, aż za kilka sekund będzie trzeba zacząć reanimować od nowa, zupełnie jak wcześniej. Jednak tak się nie stało. Michalina pomimo swojej patowej sytuacji też nie chciała odpuścić.
- Nie wiem co powiedzieć. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałem- zwrócił się lekarz do Ferensa.- Pacjentka oddycha samodzielnie, monitorujemy jej stan, ale istnieje duża szansa, że przeżyje.
- Czy mogę do niej pójść?- spytał siatkarz, nie wierząc w słowa medyka. Po otrzymaniu zgody przyjmujący musiał oddać córkę pielęgniarką i wszedł do sali.
- Misia błagam...- zwrócił się do nieprzytomnej kobiety, chwytając ją za rękę.- Wiesz, że mamy córkę? Wychowamy ją razem, tak jak Zuzię. Tylko błagam cię żyj- poprosił.
Minął dzień, a potem drugi. Ferens dalej trwał przy szpitalnym łóżku. Jeszcze nigdy tyle się nie modlił, ale w końcu przyniosło to oczekiwany efekt. Jego ukochana zaczęła się przebudzać.

Wróćmy do Michaliny...   Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po sali. Wszystko było rozmazane. Słyszałam czyjś krzyk, a potem wokół mnie zrobiło się bardzo tłoczno.
- Pani Michalino? Słyszy mnie pani?
- Tak- odpowiedziałam ledwo słyszalnie.- Pić...- zażądałam cicho. Po chwili ktoś pomógł mi ugasić pragnienie.
- Zabierzemy panią na konieczne badania- poinformował mnie lekarz i od razu zostałam przewieziona do innej sali. Nie wiedziałam co się dzieje. Powiedziano mi, że urodziłam zdrową córeczkę i, że ona ma się dobrze. W końcu dali mi spokój.
- Mama!- usłyszałam, gdy ponownie znalazłam się w swoim pokoju. Zanim dostrzegłam Zuzię, poczułam jak rzuca się na moje łóżko i tuli do mnie.
- Cześć skarbie- powiedziałam wciąż słabym głosem. Popatrzyłam na nią i nie mogłam wyjść z podziwu jak bardzo wyrosła i zmieniła się. Ile musiało minąć czasu? Wzrokiem szukałam Wojtka i stał w najdalszym kącie, niepewnie na mnie patrząc. Rozmawiałam dość długi czas z Zuzią, ale zmorzył mnie sen, a kiedy się przebudziłam obok został już tylko siatkarz.
- Gdzie Zuzia?- spytałam.
- Z moją mamą- powiedział cicho,unikając mojego wzroku.- Misia ja nie wiem jak mam cię przepraszać- wydusił z siebie, chwytając mnie za rękę. Jeszcze nigdy nie widziałam u niego takiego poczucia winy.
- Połóż się obok mnie- poprosiłam, robiąc mu miejsce. Patrzył przez moment na mnie niepewnie, ale w końcu spełnił moja prośbę. Przytulił mnie do siebie i raz po raz całował po twarzy.
- Ja tak bardzo przepraszam... Zachowałem się najgorzej jak tylko mogłem. Jeśli nie będziesz mnie chciała już znać...
- O czym ty mówisz?- przerwałam mu.- Ferens jeśli ty właśnie próbujesz ode mnie odejść, bo czujesz się winny to natychmiast przestań!- warknęłam.
- Nie zasługuje na ciebie- wytłumaczył się.- To wszystko przeze mnie. Może z kimś innym będzie ci lepiej.
- Z nikim innym nie będzie mi lepiej więc daj sonie siana ze swoimi wyrzutami sumienia i nie waż mi się odchodzić!- mój głos przybrał płaczliwy ton.- Na całym świecie nie ma nikogo innego kogo kochałabym jak ciebie- powiedziałam niemal szeptem.

Rok później...

   Przyszedł czas na sezon reprezentacyjny i ku mojej radości Wojtek dostał się do kadry. Kontuzja została zażegnana, a on pomimo obaw wrócił do formy. Siedziałam z Zuzią i Madzią na trybunach, oglądając mecz Polaków. Ferens chciał, żebym koniecznie się na nim pojawiła. Po niemal dwugodzinnym boju to Polska cieszyła się ze zwycięstwa. Po zakończonym spotkaniu zrobiło się spore zamieszanie. Nie wiedziałam kompletnie co się dzieje. Magda została zabrana z moich rąk przez kolegę z drużyny Wojtka, a reszta z nich wypchała mnie wręcz na środek boiska, gdzie czekał mój przyjmujący. Patrzył na mnie niepewnie jak jeszcze nigdy. Posłałam mu pytające spojrzenie. W hali zapanowała cisza jak makiem zasiał, a uwaga wszystkich skupiła się na naszej dwójce.
- Misia, jeszcze nigdy nie spotkałem nikogo kogo pokochałbym jak Ciebie, dlatego...- głos mu sie łamał. Wyciągnął zza pleców małe, czerwone pudełeczko i uklęknął przede mną-... Chciałem spytać, czy zostaniesz moją żoną?- wydusił z siebie. Serce przestało mi bić. Po policzkach zaczęły mi spływać łzy. Wszyscy czekali na moją odpowiedź.
- Tak...- powiedziałam cicho.- Tak!- powtórzyłam ze śmiechem. Hala oszalała.  Na twarzy siatkarza zawitała ulga i szczęście. Założył mi na dłoń pierścionek i porwał w objęcia. Nigdy nie przypuszczałam, że może spotkać mnie coś podobnego. Nie sądziłam, że ktoś odmieni moje życie na tyle bym codziennie miała na twarzy szeroki uśmiech. Takie powinno być życie każdego człowieka na ziemi- przepełnione miłością. Bo jeśli się ją ma, wszystko inne staje się mniej ważne.

***
Tutaj kończy się historia Michaliny i Wojtka.
Dziękuje wszystkim, którzy byli tutaj, czytali, komentowali.
Ciężko mi się rozstać z tą historią.
Ale coś się kończy, a coś zaczyna.
Zapraszam Was wszystkie już teraz na opowiadanie z Arturem Szalpukiem
Dziewczyna zniszczona przez rodzinę, zapomniana przez świat, zepsuta przez nałóg postanawia po wyjściu z odwyku zniknąć i pogrążyć się w całkowitej destrukcji. Nie dla niej były zasady, nie dla niej dążenia do ideału. Jednak przez jedno wyjście do klubu i spędzenie nocy z obcym facetem zmienia się wszystko. Los chciał na zawsze spleść losy ich obojga mimo, że samo żywią do siebie jedynie nienawiść. Bohaterka zachodzi w ciążę i wszystko musi się zmienić. Zrezygnuje ze swojego życia? A może pozbędzie się dziecka? Czy siatkarz jej na to pozwoli?
Sami się przekonajcie :)
http://pokusa-ktora-zabila.blogspot.com/
Ps; Jest jeszcze jeden blog, o którym nie macie pojęcia. Ujawnię go już wkrótce :)

21 komentarzy:

  1. Aż się popłakałam :')
    Ale mi stracha narobiłaś!
    Lecę na nowego bloga <3

    OdpowiedzUsuń
  2. tak tak tak Szalpuk!!!!
    Na to czekałam, nawet miałam cię o to poprosić!
    Normalnie Cię kocham <333
    Świetny blog, świetna pisarka!
    Nie wiem co napisać o tym epilogu...
    Jedno powiem, jest świetny jak wszystko :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciesze się, że udało się uratować Miśkę. Jeszcze nigdy nie widziałam aby lekarz tak walczył o pacjenta. Dobrze, że wszystko się tak zakończyło.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ryczę kochana. Co Ty ze mną zrobiłaś? Nawet nie wiesz jak się cieszę, że wszystko się dobrze skończyło. Miałam nadzieję, że skończy się szczęśliwie chociaż jak zaczęłam czytać to zmartwiłam się,że jednak nie będzie happy endu. Szkoda, że to opowiadanie już się skończyło, ale teraz zaczynasz coś z najlepszym siatkarzem młodego pokolenia według mnie więc jestem zadowolona. Do zobaczenia u Szalpuka kochana :D

    OdpowiedzUsuń
  5. super dobrze,że tak się skończyło

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję za tę historię i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. no ja wiedziałam, że skończy się happy i jestem zadowolona xd
    nie spieprzyłaś tego :D
    weny i już idę na nowy :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzieki Ci za to opowiadanie. Wiele słów miałam w myślach by napisać, ale teraz nic nie pamiętam
    Dziekuje za tego bloga

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale serio to już jest koniec? ;c

    OdpowiedzUsuń
  10. Dobrze że Michalina żyje i ich córeczka też. Najlepszy prezent urodzinowy to szczęśliwy epilog :) czekam na Szalpuka i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Szkoda, że to już koniec ;( Super epilog.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Już myślałam że ją uśmiercisz! Piękna historia, co tydzień czekałam i czytałam a potem miałam doła bo znowu trzeba tydzień czekać. Piękny epilog i ogólnie piękny blog

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetna historia , będę za nią tęsknić :)
    Nowe opowiadanie o Arturze na pewno będę czytać :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Piękne zakończenie świetnego opowiadania :)
    Dobrze, że jest kolejne opowiadanie :D Już tam lecę!

    OdpowiedzUsuń
  15. Ryczę :"( nie jestem w stanie nic z siebie wykrztusić :* super ;3

    OdpowiedzUsuń
  16. Ryczę :"( nie jestem w stanie nic z siebie wykrztusić :* super ;3

    OdpowiedzUsuń
  17. Przepraszam, że nie zawsze komentowałam :( Po prostu nie mogłam, ale wiedz, że byłam! ^^ Teraz, jako że to już epilog, zostawię po sobie komentarz :)
    Historia była jedną z najlepszych, jaką kiedykolwiek miałam zaszczyt przeczytać. Od razu zaznaczę, że mnie jako czytelnika bardzo ciężko jest zadowolić a tobie się to udało! :)
    Cóż mogę jeszcze powiedzieć?! Chyba tylko tyle, iż cieszę się, że wszystko zakończyło się dobrze, że jest love story z happy endem, lepiej być nie mogło! :*
    Pozdrawiam i przy okazji zapraszam do siebie, jeśli masz tylko ochotę:
    www.znajac-mnie-znajac-ciebie.blogspot.com
    www.siatkarska-moda-na-sukces.blogspot.com
    siatkarka kurkowa ^O^

    OdpowiedzUsuń
  18. Jejć, nigdy nie komentowałam, bo... bo nie umiem pisać komentarzy, ale kurcze, dziewczyno! To opowiadanie było wspaniałe! Może było dużo przykrych momentów, ale po nich pojawiały się te wspaniałe. I może dlatego zatrzymałaś mnie tu do końca? I chociaż widziałam, że rozdziały dodajesz w soboty, to czasami i w środku tygodnia potrafiłam tu wejść, zapominając, że to jeszcze nie czas, by tutaj zajrzeć. Uwielbiałam Miśkę i Wojtka! A i Zuzia była cudowną osóbką tutaj, więc smutno będzie mi teraz z myślą, że nie będę mogła tu więcej zajrzeć i przeczytać ich dalszych losów.
    A i masz szczęście, że Misia żyje ima się dobrze!

    Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie, Irmina

    OdpowiedzUsuń
  19. Dzięki Ci ze nie zabilas Misi. Już bym się kompletnie załamała jakby ich zostawiła samych. Fajnie się skończyło :) Bardzo się cieszę ze tak jej się ułożyło. Poznała wspaniałego mężczyznę ( który siatkarz nie jest cudowny ??? :D) który pomógł jej przejść przez najtrudniejsze chwile.
    Pozdrawiam i życzę dużo weny w następnym opowiadaniu :* Dooma :)
    PS. Wybacz mi za brak komentowania. Ostatnio niezbyt mam czas na to :/

    OdpowiedzUsuń
  20. W pewnym momencie naprawdę sądziłam, że ją zabijesz. Kiedy lekarze ją reanimowali, kiedy przekazywali Ferensowi najgorsze wieści... Rozpacz Wojtka była dla mnie okropnie wyczuwalna. Czułam się, jakbym stała zaraz obok niego i patrzyła na to wszystko.
    Ale jednak Michalina się nie poddała. Miała dla kogo walczyć i cieszę się, że właśnie to robiła. ;)
    Mała Madzia urzekła tatusia od pierwszego wejrzenia. ;) Bałaś się trochę, że Ferens nie będzie w stanie pokochac córki, kiedy Michalina byla w taki stanie. Na szczęście wszystko poszło dobrze.
    Dziękuję ci za tę historię. Na drodze Michaliny i Wojtka było tyle zakrętów, że teraz, kiedy to wszystko przetrwali i nadal się kochają, mogę być pewna, że tak już pozostanie. ;)
    Pozdrawiam i całuję! ;*

    OdpowiedzUsuń
  21. Dopiero dzisiaj zrozumialam że dzisaj jest niedziele :D a myslalam ze sobota.. Chociaz bylam w kosciele! :D Wiedzialam ze to sie dobrze skonczy bo to nie moglo sie zle skonczyc! Nie moglo! Kurde i zaręczyny na końcu! Bajka! I ta Madzia *.* Kurde szkoda że to koniec.. Teraz dziwnue tak nie czekac na sobote zeby przeczytac twoj rozdz... I na kogo bede teraz rozdz w soboty czekala? Nie ma na kogo... Szkoda.. Bardzo dziękuje ci za tego bloga! Bardzo bardzo bardzo! Ehhh no nic! Pozdrawiam ;*

    -Wronka

    OdpowiedzUsuń