sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział 29

   Czas spędzany w Bielsku-Białej dobiegał końca. Choć było to przykre nie miałam tu niczego z czym musiałabym się żegnać. Jedyni przyjaciele wyjechali, pracy nie zmieniałam. Mimo, że miasto były naprawdę piękne, to nie zostawiałam tutaj nic za czym mogłabym tęsknić. Przed poznaniem Wojtka wiązało się ono tylko z ciężką pracą, kłopotami i nieustannym zamartwianiem się. Był to prawdziwy obóz przetrwania, przez który jakoś udało mi się przebrnąć. To tutaj się wszystko zaczęło, ale trzeba było ruszyć dalej, zostawiając za sobą całe negatywne wydarzenia.
- Wróciłem!- usłyszałam Wojtka. Tradycyjnie, Zuzia pobiegła rzucić się w jego ramiona, co weszło jej w nawyk.
- Obiad zaraz będzie gotowy- oznajmiłam. Po chwili zjawił się w kuchni i objął mnie w pasie od tyłu.
- Muszę ci coś powiedzieć- poinformował mnie i pocałował lekko w szyję. Odwróciłam się do niego odrobinę zaniepokojona. Podał mi kartkę papieru, uważnie mi się przyglądając. Zerknęłam na ową rzecz, i dostrzegłam wielki nagłówek "POWOŁANIE DO REPREZENTACJI".
- To wspaniale! Gratuluję!- pocałowałam go w usta i z uśmiechem przytuliłam.
- Cieszysz się?
- No jasne! Nawet nie masz pojęcie jak! Jestem z ciebie dumna- przyznałam szczerze i ponownie złączyłam nasze usta.
- Fuuuuuj!- usłyszałam gdzieś z dołu. Oderwałam się od siatkarza, nie mogąc przestać się cieszyć. Jednak jak pomyślałam, że trzeba o wszystkim powiadomić Małą, to spoważniałam. Posłałam Ferensowi znaczące spojrzenie, które natychmiast wyłapał. Żadne z nas nie odważyło się poruszyć tego tematu. Wiedziałam, że reakcją dziewczynki będzie jeden wielki ryk i histeria.

   W końcu nadszedł ten dzień, w którym pakowaliśmy ostatnie kartony. Nie sądziłam, że ta chwila będzie taka ekscytująca. Jednak w głębi duszy przeczuwałam, że przyjdzie nam się zmierzyć z kolejną przeszkodą. Odrzucałam ten lęk na wszystkie możliwie sposoby, tłumacząc sobie go jako obawę przed nowym miejscem. Jak się okazało nie powinnam była go ignorować. Intuicja mnie nie zawodziła. Nie w kwestiach, które wróżyły źle na przyszłość. Nigdy.
Czekałyśmy z Zuzią przy zapakowanym po brzegi samochodzie na przyjmującego, który zdawał właścicielowi mieszkanie. W dalszym ciągu nie poruszyliśmy z nią tematu wyjazdu Wojtka, który miał być lada dzień. Im dłużej to odwlekaliśmy tym gorzej, ale kiedy patrzyłam na jej uśmiechniętą twarzyczkę, nie mogłam się przemóc.
- Dobra, zatem w drogę!- Ferens wsiadł do samochodu i odjechaliśmy, zostawiając za sobą mieszkanie, Bielsko, Łukasza, Michała i Kingę. Przynajmniej tak mi się wydawało.
Droga była bardzo długa i męcząca. Dałam radę zasnąć na jakieś 2 godziny, ale tylko tyle z ponad 10 godzinnej podróży. Zuzia jak to dziecko przespała prawie całą drogę. Oczywiście nie obyło się bez zgubienia w samym centrum Bydgoszczy, ale w końcu trafiliśmy pod właściwy adres.
- Boże, nareszcie!- przyznałam z ulgą, gdy przyjmujący zaparkował auto i wyłączył silnik.
Weszliśmy na górę i po przekroczeniu samego progu poczułam się jak w domu.

- Wojtek, trzeba jej powiedzieć...- zarządziłam, kilka dni później. Ferens za niecały tydzień miał się pojawić na zgrupowaniu. Nie mogliśmy tego już bardziej przełożyć. Zrezygnowany pokiwał twierdząco głową.- Zuzia, chodź na moment- zawołałam dziecko. Przyszła natychmiast i ulokowała się siatkarzowi na kolanach.
- Tylko obiecaj mi, że nie będziesz płakać dobrze?- poprosił dziewczynkę.
- Źgoda- powiedziała obojętnie.
- Za niedługo będę musiał wyjechać na troszkę... Ale obiecuję szybko wrócić!- zastrzegł, ale to nic nie dało. Zuzi mimowolnie pociekły łzy po policzkach.
- Dlaciego?- spytała, pociągając nosem.
- Skarbie, muszę jechać do pracy. Ale naprawdę to nie będzie długo.
Nie odpowiedziała, jednak jej utrata humoru mówiła sama za siebie. Wtuliła się w Wojtka i nic nie powiedziała. Zawsze mogło być gorzej...
I było... Reakcja na wieść o wyjeździe była niczym w porównaniu z pożegnaniem. Choćby jej Wojtek obiecał gwiazdkę z nieba to i tak najbardziej pragnęłaby, żeby został. Jego wyjście z domu poprzedzał jeden wielki szloch, strach i lament.
- Obieciujeś, zie zia niedługo  wlóciś?- spytała po raz setny.
- Obiecuje!- pocałował ją w czółko i przytulił. Rozumiałam dziecko, też mi się chciało płakać.- A ty też będziesz za mną tęsknić?- spytał z lekkim uśmiechem.
- Wiesz, że tak- odpowiedziałam, ale słowa ledwo przeszły mi przez gardło. Złączył nasze usta w ostatnim pocałunku i wyszedł. Zostałyśmy same. Znowu.

   Codzienność bez obecności Ferensa, nie była już taka kolorowa. Nie sądziłam, że można za kimś, aż tak bardzo tęsknić. Sam siatkarz nie dał rady odwiedzić Bydgoszczy przed samym wyjazdem do Baku, nad czym obie ubolewałyśmy. Same też nie mogłyśmy do niego pojechać, gdyż lekarz długie podróże zlecił mi jako ostateczną konieczność. Dlatego zostały nam tylko telefony i wieczorne rozmowy na skypie. 
Zuzia zaczęła chodzić do nowego przedszkola i nie miała problemów z adaptacją. Nie mogłyśmy się doczekać, kiedy będziemy mogły obejrzeć uroczyste rozpoczęcie Igrzysk. Czekałyśmy aż w końcu wyjdzie Polska i liczyłyśmy, że uda nam się zobaczyć Wojtka. Ale niestety... Jak to miał w zwyczaju, udało mu się uniknąć kamery, która uchwyciła inną postać... Kingę... Krew zawrzała w moich żyłach. Jakim cudem była tam razem z nimi? Dlaczego nic mi o tym nie powiedział? Tysiące myśli szalało w mojej głowie. Mnóstwo pytań, oskarżeń i zarzutów. Czekałam tylko na telefon od Ferensa, by wyrzucić z siebie całą wściekłość.
- No, hej. Oglądałyście?- zapytał wesolutki jak gdyby nigdy nic. Zacisnęłam ręce w pięści, próbując się chociaż trochę uspokoić.
- Możesz mi wyjaśnić, co u licha z wami robi tam ta zdzira?- wyrzuciłam z siebie, a w telefonie zapadła głucha cisza. Wiedział, że narozrabiał.
- Widziałaś?
- Owszem!- prychnęłam.
- Miśka, po prostu nie chciałem cię martwić. Nic to nie zmieni, a tylko będziesz siedzieć tam i myśleć, a na serio nie ma o czym.
- Jak tylko cię tknie to przyjadę i osobiście powyrywam jej z głowy te kudły!- zagroziłam, ale efekt był odwrotny od zamierzonego- Wojtek się zaśmiał.
- Spokojnie zazdrośnico, trzymam ją od siebie z dala.
- Ja mam nadzieję- mimowolnie uniosłam kąciki ust do góry. Lepiej, żeby wiedział, że takie numery już nie ze mną.

   Polacy zakończyli Igrzyska na czwartym, najgorszym miejscu. Zuzia nie mogła doczekać się powrotu Wojtka. Zbliżały się jej urodziny, które jak na ironię miała w dzień ojca. Zawsze był to dla niej smutny dzień, ponieważ w przedszkolu co roku obchodzono to święto, co tylko  Małej przypominało, że ona taty nie posiada. Tym razem nie było inaczej i odprowadzając ją do placówki, było mi jej szkoda. Jednak nie mogłam jej wziąć ze sobą na rehabilitację. Planowałam pojawić się, gdy cała "impreza" się zacznie, by dodać dziecku otuchy. Będąc już w mieszkaniu, miałam mnóstwo czasu, zatem postanowiłam zdrzemnąć się na godzinę.
Nie miałam problemu z zaśnięciem. Po pewnym czasie coś zaczynało mnie przywracać do rzeczywistości. Poczułam pocałunek w czubek głowy, w policzek, a potem usta. Uniosłam lekko powieki i zobaczyłam uśmiechniętą twarz przyjmującego. Zamknęłam ponownie oczy, gdyż fakt jego obecności do mnie nie dotarł. Uświadamiając sobie, kto jest obok, rozbudziłam się i rzuciłam owemu osobnikowi na szyję.
- Wojtek!- ucieszyłam się i zaczęłam go całować.- O mój, Boże! Jesteś tutaj!- nie posiadałam się ze szczęścia.- Przecież miałeś by jutro?
- Ubłagałem trenera o to, żebym mógł wrócić wcześniej. Cieszysz się?
- Głupie pytanie- skwitowałam, nie odrywając się od niego.- Nie mogę uwierzyć, że tutaj jesteś- przyznałam.- Zaraz  muszę być w przedszkolu.
- Między innymi dlatego przebłagałem Kowala o dzień wcześniejszy. Nie mogłem znieść, że się tak martwisz i że Mała się tak smuci- przyznał, a moją duszę zalała fala wzruszenia. Po moim policzku pociekła pojedyncza łza.
- Pójdziesz tam ze mną?
- No, jasne! Z resztą zaraz trzeba się zbierać.
Uszczęśliwiona obecnością siatkarza, a także jego gestem, przygotowałam się do wyjścia. Nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić jak wspaniale poczuje się dziewczynka. Weszliśmy do budynku, kierując się do sali gimnastycznej. Jedyne wolne miejsca były gdzieś z tyłu. Serce się krajało, kiedy widziałam załamaną 3-latkę. Była cały czas wpatrywała się w podłogę, nawet śpiewając z innymi dziećmi, więc nie było szans, żeby mogła nas zauważyć. Kiedy przedstawienie dobiegło końca, nauczycielka podziękowała dzieciom za występ, a rodzicom- szczególnie ojcom- za przybycie.
- Dzieci, a teraz proszę, możecie iść do swoich tatusiów i dać im prezenty, które dla nich przygotowaliście.- Zuzia podniosła główkę, szukając mnie wzrokiem. Jednak, kiedy dostrzegła Wojtka oczy jej się zaszkliły. W końcu się uśmiechnęła i przedzierając się przez tłum popędziła wprost do Ferensa. Oplotła mocno rękoma jego szyję i nie chciała ani na moment się oderwać.
- No, cześć- przywitał się ze śmiechem. Oderwała się od niego nieco zawstydzona i nie patrząc mu w oczy, dała mu kartkę zrobioną przez siebie- To dla mnie?- spytał, a ona potwierdziła kiwnięciem głowy.- Dziękuje, bardzo ładna. A ja słyszałem, że masz dzisiaj urodziny? Pojedziemy potem po prezent dla ciebie, hm?
- Naplawde?- odezwała się nieśmiało.- A cio to będzie?
- Zobaczysz sama- powiedział i pocałował ją w czubek głowy.
Gdy wyszliśmy z przedszkola całą trójką, Zuzia miała fantastyczny humor. Oczywiście od przyjmującego oderwać jej nie było można. Sama byłam ciekawa co za niespodziankę przyszykował dla niej siatkarz. Kiedy stanęliśmy przed sklepem ze sprzętem sportowym byłam zdezorientowana.
- Pamiętasz jak powiedziałaś, że chciałabyś mieć rower?
- Pamiętam- potwierdziła dziewczynka, kiedy wchodziliśmy do sklepu.
- Więc teraz możesz sobie wybrać jaki tylko chcesz- oznajmił Wojtek i postawił dziecko na ziemi. Popatrzyła na niego wielkimi, wdzięcznymi oczami i zaczęła oglądać każdy po kolei. Stanęło na małym niebieskim rowerze, oczywiście z bocznymi kółkami.
- Chcesz ten?- upewnił się Ferens.
- Tak, ten- powiedziała z uśmiechem.
- No dobrze, to poprosimy ten- zwrócił się do sprzedawcy.
- Tata cię musi bardzo kochać, co?- ekspedient zwrócił się do dziewczynki, która oczywiście musiała ponownie znaleźć się  w ramionach przyjmującego. Między naszą trójką, zapadła głęboka, niezręczna cisza. Zuzia posmutniała, ja miałam wrażenie, że serce, przestało mi bić, a Ferensa zatkało. W końcu jednak to on zareagował pierwszy. Przytulił mocniej małą blondyneczkę, popatrzył mi w oczy, jakby obawiając się mojej reakcji, wypowiedział zdanie, którego nie zapomnę do końca życia.
- Tak, tata kocha ją bardzo mocno.

----------------------------------
Bajka! xd Także za niedługo trochę tu namieszam xd
Do soboty <3

8 komentarzy:

  1. Ja wiem, ze moje prosby, a nawet blagania na nic się zdaja, ale musze to powiedziec..nie psuj juz nic, no!!
    Ta cala Kinga zaczyna mnie coraz bardziej irytowac..uprzedzam jesli namieszasz z jej " pomoca" to sie zdenerwuje xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Bajka 💕💕💕 tylko proszę nie zepsuj nic na święta 😘

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejuu *-*
    Jak słodko ^^
    Tylko nie psuj :c
    Ta bajka jest śliczna :*
    Czekam na kolejny :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Mała smutna, ale do czasu gdy nie zobaczyła Wojtka. Potem nie było można oderwać jej od niego. Końcówka świetna.

    OdpowiedzUsuń
  5. Bajecznie *.* Powiem jedno: chcę już sobotę *.*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest idealnie <3
    Świetny odcinek! Ciężko powiedzieć "czekam na następny" jeśli w następnym ma być źle... :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, bajki kończą się szczęśliwie! ;D
    Ferens jest dobrym ojcem. Naprawdę dobrym jak na kogoś, kto miał problemy z zaangażowaniem się. Jestem bardzo szczęśliwa, bo Zuzia jest szczęśliwa, tak samo Michalina i Wojtek chyba też. Naprawdę sielanka i oby trwała jak najdłużej. ;D
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń