sobota, 17 października 2015

Rozdział 21

  Każdy w życiu potrzebuje czegoś innego. Moja rzeczywistość nigdy nie była łatwa. To było ciągłe mierzenie się z coraz to nowszymi problemami. Są tacy, co pragną na co dzień tego dreszczyku emocji. Oczekują niespodziewanego. Dla mnie błogosławieństwem była stabilizacja i spokój. Nie sądziłam, ze kiedykolwiek uda mi się go osiągnąć. Ale to właśnie on wypełniał moja duszę, gdy otworzyłam pewnego poranka oczy. Z głębokiego snu wyrwał mnie zapach świeżo parzonej kawy. Przeciągnęłam się leniwie w łóżku. Druga jego połowa już była pusta. W głębi mieszkania dobiegały stłumione śmiechy. Uśmiechnęłam się na sam ten dźwięk. Zdecydowanie kochałam taki spokój i tą normalność. Odrzuciłam jedną ręką ciepłą kołdrę i wstałam z materaca, ignorując chłód, który zaatakował moje ciało. Podeszłam do szafy, wciągnęłam z niej jedną z bluz Wojtka i nałożyłam na siebie. Zadziwiający był fakt, że czułam się w tym mieszkaniu bardzo swobodnie. Nie wiedziałam, czy brać to za dobrą wróżbę, czy może raczej powinnam mieć wyrzuty sumienia. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, poszłam do kuchni, gdzie spodziewałam się zastać moją kochaną dwójkę.
Zuzia stała na krześle i "przygotowywała" śniadanie. Wojtek wszystko nadzorował i pilnował, żeby nic sobie nie zrobiła.
- Witam moich kucharzy- zaśmiałam się.
- Mama, a ja zlobiłam jedzienie- pochwaliła się.
- No widzę- pogłaskałam ją po główce.- A wy co już tacy ubrani?- Wojtek podrapał się po głowie.
- Zuzia, by chciała ze mną pojechać na chwilę na halę, muszę załatwić szybką kwestię.
- Coś się stało? Przecież mecz dopiero wieczorem- zdziwiłam się.
- Nie, nic się nie stało- zaczął coś kręcić.- Taka powtórka z... taktyki!- pokiwał głową.- Nie masz nic przeciwko, że jechała ze mną?
- Nie- powiedziałam niepewnie, przyglądając mu się badawczo. Coś kombinowali. Tylko co takiego? Wzruszyłam ramionami. Byłam pewna, że niczego od nich nie wyciągnę. Chyba, że od Zuzi. Uśmiechnęłam się przebiegle pod nosem i usiadłam przy stole. Postawiłam sobie za cel dowiedzieć się co knuje siatkarz. Tak jak zapowiedział po śniadaniu zabrał Zuzię i pojechali. Korzystając z okazji wzięłam się za kolejny felieton. Musiałam utrzymać tę pracę. Była najlepsza jaką kiedykolwiek miałam i w dodatku wymarzoną. Przecież to zawsze chciałam robić- pisać. Po ponad dwóch godzinach wrócili mali podróżnicy.
- Coś długo omawialiście tą taktykę- zauważyłam, unosząc jedną brew go góry.
- No trochę nam zeszło- przyznał. Pokręciłam głową z uśmiechem. Ciekawiło mnie cóż to była za ważna sprawa.
   Pod wieczór w trójkę zapakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy na halę. Nie było to moje ulubione miejsce. Wiązało się to z upokorzeniami jakie było mi znosić. Dopiero po jakimś czasie dostrzegłam jakie błędy popełniałam. Nie powinnam była dawać sobą pomiatać. Żadna praca nie hańbi? To dlaczego tyle osób mną gardziło?
Usiadłam z córką na trybunach. Byłam w sektorze, w którym siedziały rodziny zawodników. Nie podobało mi się to za bardzo. Nie czułam, że mogę tam siedzieć, ale z drugiej strony nie byłam w stanie odmówić Ferensowi. Zaczęłam swoje podchody. Wyciągnęłam z torebki lizaka i dałam dziecku. To było bardzo nie fair, ale ciekawość zwyciężyła.
- Zuzia, a gdzie dzisiaj byłaś z Wojtkiem?- spytałam.
- Prziklo mi mamo, Wojtek mnie pielwsi psiekupił- oznajmiła.
- A to spryciarz- stwierdziłam z sarkazmem pod nosem. Był szybszy.
Z czasem na trybunach pojawiało się coraz więcej osób. Najwięcej było jednak w naszym sektorze. Drugie połówki bielskich siatkarzy siadły mniej więcej obok siebie. Ja byłam nieco z boku. Nie czułam się ich częścią. Co innego moja córka, która goniła z innymi dziećmi po całym obiekcie. Szczęśliwie dla nas, Bbts wygrał ostatni mecz przed świętami. Poczekałyśmy na Wojtka, który zbierał się zawsze gorzej niż kobieta przed randką. Oczywiście był w wyśmienitym humorze po zwycięstwie. Nie było czasu ani pomysłu na nawet małe świętowanie. Musieliśmy wrócić w miarę szybko do domu, by wcześniej położyć się spać, gdyż następnego dnia mieliśmy wyjechać do Radomia. Starałam się o tym nie myśleć. Zrobiłam co mogłam, by było dobrze. Spytałam Wojtka kto będzie i kupiłam drobne upominki, nie zapominając o samym Wojtku, dla którego miałam jego wymarzony zegarek.
- Boję się co będzie jutro- przyznałam, gdy już leżeliśmy w sypialni. Ferens cicho westchnął i pocałował mnie w skroń.
- Przecież będę tam z wami i nie pozwolę, żeby cokolwiek złego się przydarzyło- zapewnił. Mimo jego obietnic nie byłam przekonana, że wszystko pójdzie jak po maśle. Przecież na wiele rzeczy on nie miał wpływu. My wiemy jak między nami jest, ale z boku to nie musi wyglądać tak kolorowo. Mogłam zostać oskarżona, że jestem z nim dla pieniędzy. Skąd miałam wiedzieć co pomyśli sobie jego rodzina? Na pewno go kochali i mieli pełne prawo się o niego martwić.
   Rankiem Ferens zapomniał o swoich postanowieniach wczesnego wyjazdu, gdyż zbierał się do tego auta i zbierał się i nie mógł się zebrać. W końcu udało nam się wyruszyć. Ja pełna obaw, a Zuzia ciekawości, natomiast przyjmujący przepełniony radością. W sezonie ciężko o kontakt z bliskimi jeśli są daleko od domu. Po wielu godzinach jazdy i stania w kilkukilometrowych korkach dotarliśmy do upragnionego miasta. W żołądku przewracało mi się z nerwów, ale próbowałam zachować kamienną twarz. Nie chciałam psuć nastroju świątecznego mojego chłopaka. Tak rzadko spędzał czas ze swoją rodziną więc chciałam, by się tym cieszył z takiej możliwości jak najdłużej.
- No i jesteśmy!- oznajmił z uśmiechem, zajeżdżając pod jeden z radomskich domów. Przełknęłam głośno ślinę i wzięłam głęboki oddech. Wysiedliśmy z auta i w trójkę skierowaliśmy się do środka. Z ociąganiem przekroczyłam próg. Rozglądałam się po korytarzu niepewnie.
- Jest tu ktoś?- zawołał Wojtek. Po chwili przy nas zjawiła się nie jedna osoba, a konkretnie kilka. Sparaliżowało mnie. Nieznajomi rzucili się na siatkarza i zaczęli go ściskać.
- Poznajcie to Michalina- zwrócił się do nich z dumą, a oni popatrzyli na mnie z ciekawością- i Zuzia- dodał. Dopiero wtedy dostrzegli moją mała kruszynkę, która stała zdezorientowana. Uśmiech znikł z ich twarzy i popatrzyli się niepewnie po sobie. Przywitałam się grzecznie i dopiero to ich nieco otrząsnęło. Poznałam Wojtka rodziców, jego brata Marcina z żoną Dominiką i ich synkiem Kacprem.
- No, cześć mała księżniczko- kucnął przy Zuzi i próbował nawiązać z nią kontakt. Jednak dziewczynka spojrzała na niego przerażona i schowała się za Wojtkiem.
- Marcin straszysz mi dziecko- żartobliwe skarcił brata przyjmujący. Napięcie było wyczuwalne w powietrzu. Chciałam stamtąd zniknąć. Zapowiadał się długi i ciężki wieczór...

-----------------------------------------------
Na razie jest okej, ale już wiem jak to skomplikować. Będzie się działoxd 
Przepraszam, że ostatnio nie poinformowałam wszystkich, ale miałam problemy z internetem a mój telefon nie chciał wyświetlać gadugadu ani stron blogspota.

10 komentarzy:

  1. Świetny :D Czekam na kolejny i zapraszam do mnie ;)

    http://love-spectrum.blogspot.com/2015/10/dwanascie-jak-mogas-usunac-dziecko.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Super super super !
    Tylko tego nie psuj ! xD
    Kocham Twoje rozdziały i nie wiem czy doczekam kolejnej soboty xD :D
    Buziaczki :*



    OdpowiedzUsuń
  3. Tak mi się dłużyło do tej soboty do tego rozdziału.. Ale jest i jest świetny tylko że jestem strasznie ciekawa co powie rodzina Wojtka i ja cię prosze nie zepsuj tego tak bardzo bo ok lubie jak sie coś nieraz popsuje ale nie tak grubo... No nic to ja trzymam kciuki żeby niebyło tak źle i do następego !!
    Pozdrawiam ;*

    -Wronka

    OdpowiedzUsuń
  4. ughhh a było tak idealnie..
    wiesz który fragment był najlepszy? "straszysz mi dziecko" wypowiedziane przez Wojtka. Mi dziecko... DZIECKO! on Zuzię uważa za swoją córkę i Ty to musisz pieprzyć, co? :c

    pozdrawiam i zapraszam na Idealnych! :)
    em.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojooooooj dawno mnie tutaj nie było ! Wybacz kochana, ale natłok obowiązków wziął górę i totalnie zniknęłam ze świata blogowego. Zresztą pewnie zauważyłaś, że rebellious został usunięty - przerosła mnie ta historia, jedna zła notka i później wszystko się posypało ... niestety.
    Ale wróćmy do Twojego bloga !
    Mam nadzieję, że rodzina ferensa jakoś zaakceptuje michalinę- w końcu to cudowna dziewczyna, no i zuzia- mały aniołek ! czyżby ferens uważał ją już za ''swoją''? ochh przecież ewidentnie widać, że kocha jedną i drugą nad życie !
    Obyś tylko nic nie wykombinowała znowu !!

    Przy okazji zapraszam Cie również na moją nową produkcję, którą mam nadzieję, doprowadzę do końca !
    http://thecoldautumn.blogspot.com/

    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Poprostu super ! Ciekawa jestem co knuje Wojtek :)

    OdpowiedzUsuń
  7. super życzę weny i czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  8. super życzę weny i czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  9. Wojtek powiedział 'Straszysz mi dziecko.' MI. Dajcie mi całe pudło chusteczek, bo zamierzam ryczeć do jutra!
    To normalne, że Michalina czuje się bardzo niepewnie. Tym bardziej, że jest już matką. A kto by się spodziewał, że Wojtek się zainteresuje matką z dzieckiem? Mam jednak przeogromną nadzieję, że przyjmą Miśkę do swojej rodziny, że zobaczą w niej silną dziewczynę, która jest w stanie dać ich synowi miłość i szczęście. ;)
    Całuję! ;*

    OdpowiedzUsuń