sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 8

    Moi przyjaciele postanowili wyjechać. Obowiązywał ich miesięczny okres wypowiedzenia. Drżałam na samą myśl ile czasu zostało mi do spędzenia w ich towarzystwie. Najbardziej się bałam jak przekazać tą wiadomość Zuzi. Ja jakoś sobie poradzę, ale co z dziewczynką? Ania i Kamil byli dla niej jak rodzina. Musiałam jej to powiedzieć jak najszybciej, by mogła się jakoś przygotować na nową sytuację. Siedzieliśmy z Kamilem oraz Anią na placu zabaw i patrzyliśmy jak dziewczynka bawi się z innymi dziećmi.
- Czym się tak martwisz?- mój zły humor nie uszedł uwadze młodego ochroniarza.- Będziemy się odwiedzać przecież- próbował mnie jakoś pocieszyć.
- Nie o siebie się martwię. Boję się jak na wszystko zareaguje Zuzia.- Na moje słowa również posmutniał.
- Jakoś jej to wytłumaczymy- obiecał.
- Im szybciej tym mniejszy będzie to dla niej szok- wyraziła swoje zdania dziewczyna. Pokiwałam lekko głową na znak, że ma rację.
- Pójdziemy z nią potem na lody i postaramy się jakoś jej to przekazać- zadecydowałam. Patrzyłam z przyjemnością na córeczkę, która w tej chwili żyła w nieświadomości. Bolało mnie serce, wiedząc, że zmażę jej uśmiech z twarzy. To nie była wina tych dwojga. Mieli prawo jak każdy szukać lepszego bytu. Przyzwyczaiłam się do ich obecności. Do tego, że są zawsze obok, że mi doradzają, pomagają kiedy tego potrzebuje. Od zawsze chcieli się wyrwać, ale trwało to tak długo, że przestałam wierzyć, iż kiedykolwiek to nastąpi. W głębi serca wierzyłam, że będą blisko już zawsze.
Wiedziałam, że nie jestem w stanie obronić Zuzi przed całym złem tego świata, ale każda matka tego próbuje i każda obwinia się ilekroć stanie się coś złego.
Po półtorej godzinie siedzieliśmy przed mała kafejką, zajadając się truskawkowymi lodami z bitą śmietaną.
- Zuzia musimy ci o czymś powiedzieć- zaczęłam i wzięłam ją na kolana.- Pamiętasz jak Milenki tata wyjechał daleko, żeby zarabiać pieniążki?
- Tak, było jej śmutno- odpowiedziała.
- Widzisz Kamil z Ania też muszą pojechać daleko.
- Cio?- spytała i spojrzała na mnie ze łzami w oczach.- Dlaciego? Nie lubią juź naś?
- Słoneczko, to nie tak- zaprotestowała Ania.- Kochamy was, ale musimy jechać do pracy.
- Przecieź tutaj placujecie- nie dawała za wygraną i schowała twarz w rączkach. Kamil zabrał ją ode mnie przytulił.
- Malutka, nie będzie tak źle. Będziemy do siebie dzwonić, odwiedzać się...- zaczął wymieniać rzeczy, które będą robić w Norwegii. gdy tylko ich odwiedzimy. To było trochę nie fair, bo nie było nas stać na taką podróż nawet w dziesiątej części.
- Obiecujes?- spytała w końcu dziewczynka po prawie 20-minutowym płaczu.
- Obiecuję- powiedział.- Nie płacz już.

   Jeden problem prawie się rozwiązał. Zuzia zaczęła oswajać się z myślą, że nie będzie z nami już Kamila i Ani. Nie wiedziałam jak dam sobie radę bez przyjaciół, którzy byli dla mnie wielkim oparciem. Pojawi się mnóstwo nowych wyzwań. Przecież, gdy coś się działo wystarczył jeden telefon i chociaż jedno z nich byli przy mnie. W dodatku bolało mnie to, że tak szybko odkryłam swoje emocje przed Wojtkiem. Nie mieliśmy za wiele okazji do konfrontacji. On musiał ostro trenować, a ja zaharowywałam się na śmierć. Jednak znajdywałam czas, żeby pojawić się na meczu. Ostatnie spotkanie Bbts przegrało więc Ferens nie był w najlepszym nastroju. Nie uszło to uwadze jego małej fance.
- Dlaczego Wojtek jeśt śmutny?- spytała, gdy zabrałam ją do pracy.
- Przegrał mecz i jest mu przykro- wyjaśniłam krótko. Dziewczynka pobiegła na krzesełka z kredkami i kartkami, a ja zajęłam się swoimi obowiązkami.  Myłam podłogę na korytarzu, gdy przechodził nim Michał, niosąc kubek z jakimś napojem. Spojrzałam kątek oka na niego i już po jego minie wiedziałam, że coś się stanie. Ni z tego ni z owego, wylał zawartość kubka na umytą część.
- Oj, chyba coś ominęłaś- oznajmił i zaczął się śmiać jakby opowiedział co najmniej dowcip roku. Poszedł dalej nie odwracając się za siebie. Nie wiem jak można być tak podłym człowiekiem pozbawionym szacunku do kogokolwiek.
- Mamusiu- znalazła się obok mnie dziewczynka.- Widziałaś Wojtka?- spytała.
- Chyba jest jeszcze na boisku- odpowiedziałam, a ona natychmiast tam pobiegła. Z ciekawości ruszyłam za nią.
- Wojtek!- zawołała za siatkarzem, który szedł już do wyjścia.- Nalysowałam ci cioś, żeby nie było ci już śmutno- powiedziała i wręczyła mu kartkę. Ferens spojrzał na rysunek i się uśmiechnął. Wziął dziewczynkę na ręce i pocałował w główkę.
- Podoba ci sie?- spytała.
- Bardzo, dziękuje - powiedział. Usunęłam się w głąb korytarza. To było zastanawiające. Widziałam jak na dłoni. że w głównej mierze to ja do tego doprowadziłam. Ja będę odpowiedzialna za ból jaki spadnie na moją córeczkę po jego wyjeździe.
Odrzuciłam przygnębiające myśli i wróciłam do pracy. Musiałam przestawić dosyć ciężkie skrzynie, by posprzątać magazyn. Schyliłam się po pierwszą i mój kręgosłup zaatakował kłujący ból. Zignorowałam go kompletnie. Musiałam przecież wykonać to co do mnie należało. Zacisnęłam zęby i wzięłam do rąk kolejny ciężar. Miałam nadzieję, że ból ustąpi, ale nadzieją matką głupich. Cieszyłam się, gdy na miejsce trafiła ostatnia skrzynia. Z ulgą oparłam się o chłodną ścianę i pozwoliłam sobie na kilka minut odpoczynku, po którym poczułam się o wiele lepiej.

Miesiąc później...
- Sto lat! Sto lat! Niech żyje, żyje nam!- uśmiechnęłam się speszona jak co roku, gdy przyjaciele razem z Zuzią i panią Marysią postanowili świętować moje urodziny.
- Cisza, bo teraz będę przemawiać!- oznajmił Kamil.- Mała, wszyscy życzymy ci, żeby sama wiesz kto w końcu wziął się do porządnej roboty, a ty weź mu ułatw sprawę!- zażądał.
- Mamusiu, bo ja nie rozumiem- pożaliła się dziewczynka.
- Nie słuchaj go, skarbie. Mówi głupoty- skwitowałam.- Ale dziękuje- powiedziałam i przytuliłam ochroniarza. Pozostali również złożyli mi życzenia. Cieszyłam się, że mogę spędzić z nimi tych kilka krótkich chwil. Byli rodziną, jedyną jaką miałam.
- Otwórz prezent!- zażądała Ania. Posłałam jej zaciekawione spojrzenie. Odwiązałam wstążkę z wielkiego pudła, które było od wszystkich. Otworzyłam pudło i aż zaniemówiłam z wrażenia. W środku znajdowała się piękna czarna sukienka, buty na obcasie, torebka oraz kosmetyki.
- Żebyś miała coś dla siebie- uśmiechnęła się pani Marysia.
- Dziękuje, nie wiem nawet co powiedzieć...
- Obiecaj, że wykorzystasz okazję, by to założyć- mrugnął do mnie Kamil.
- Obiecuje- uśmiechnęłam się przez łzy.
Niestety wszystko co dobrze kiedyś się kończy. I tak było i tym razem. Po kilku godzinach musiałam pędzić razem z Anią na naszą wspólną ostatnią zmianę do Analoga.  Nietypowo, ponieważ od 15 do 19. Jednak chwytałam się czego mogłam. Miał to być mój dzień wolny, ale postanowiłam popracować te kilka godzin. Spodziewałam się kolejnego zwykłego dnia, ale nic nie było jak zawsze. Do knajpy z ogromnym bukietem czerwonych tulipanów przyszedł Ferens. Wpatrywałam się w niego z lekko otwartą buzią i na pewno nie był to za piękny widok.
- Idź do niego- syknęła Ania. Automatycznie wyszłam mu naprzeciw.
- Hej- przywitałam się.
- Hej, wszystkiego najlepszego- uśmiechnął się do mnie, a ja na moją twarz wpłynął zdradziecki rumieniec.
- Skąd wiedziałeś?- spytałam, przyjmując kwiaty.
- Mam swoje źródła- zaśmiał się.
- Są śliczne, dziękuje.- Kąciki ust uniosły się do góry. Przyjemne ciepło rozlało się w mojej duszy. Pod wpływem impulsu stanęłam na paluszkach i pocałowałam Wojtka w policzek. Przez krótką chwilę dał po sobie poznać jak bardzo jest zaskoczony tym gestem. Też byłam, ale nie chciałam robić kolejnego kroku w tył i żałować.
- Chciałem zaprosić cię dzisiaj na kolację. Masz czas?- spytał, patrząc na mnie wyczekująco. Nie dziwiłam mu się. Tyle razy słyszał z moich ust nie, że nie miał pojęcia co odpowiem. Choć jeden raz zrobię co chcę, a nie to co powinnam.
- Tak, bardzo chętnie z tobą pójdę. O 20 u mnie?- przejęłam inicjatywę.
- Przyjadę, na pewno- obiecał. Powoli odeszliśmy od siebie i każde poszło w swoją stronę. Przy barze odwróciłam się. Był przy drzwiach i zrobił to samo. Szybko spuściłam wzrok i czułam jak moja twarz płonie. Próbowałam zdusić chichot, ale marnie mi to wychodziło. W mgnieniu oka złapała mnie przyjaciółka.
- Musisz mi pomóc!- powiedziałam spanikowana.- Jak ja się wyrobię w godzinę?- pisnęłam spanikowana.
- Spokojnie- położyła mi dłonie na ramionach.- Kamil po nas przyjedzie, szybko zawiezie i damy radę- uśmiechnęła się pokrzepiająco. Pokiwałam głowę, na znak akceptacji tego prostego planu. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Zdziwiłam się, że nie mogłam się doczekać spotkania z siatkarzem. Nie mogłam go chcieć. Ale zaczynałam go pragnąć. To było niedorzeczne. Historia niczym z Kopciuszka. Starałam się nie dać tym myślą kontroli nad umysłem, ale one nadchodziły z każdej strony. Nie dały o sobie zapomnieć. Danie dojścia im do głosu byłoby równoznaczne z moją klęską. Dlatego trzymałam je na wodzy tak długo jak mogłam. Nie byłam pewna ile wytrzymam. Musiałam to przeciągać ile tylko się dało.
Wpadłam jak szalona z Anią do własnego mieszkania. Szybki prysznic i suszenie włosów. Potem układanie ich i makijaż- rzeczy, których ni robiłam od wieków. Dawno już się nie stroiłam. A jeszcze dawniej nie stroiłam się dla kogoś.
- Mamusiu, a gdzie idzieś?- spytała Zuzia.
- Na randkę- odpowiedział jej młody ochroniarz.
- Kamil- rzuciłam ostrzegawczo z łazienki.
- Nie warcz na mnie tylko się pokaż- zażądał. Doprowadzał mnie czasem do szału. Wyszłam z pomieszczenia i cała trójka zaniemówiła.
- Wow- wydusił z siebie chłopak.
- Mamusiu wyglądaś ładnie, wieś?- ucieszyła się dziewczynka. Zadzwonił dzwonek do drzwi. Nogi miałam jak z waty.
- Zajmiecie się nią?- spytałam.
- O nic się nie martw. Baw się dobrze. I wróć bardzo późno!- popchnęła mnie na korytarz. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się Wojtek w eleganckiej koszuli i krawacie. Spojrzał na mnie i nie wiedział co powiedzieć. Przez chwilę pożerał mnie wzrokiem. Po kilku sekundach zdołał się otrząsnąć.
- Wyglądasz przepięknie- powiedział wciąż spoglądając na mnie bardzo intensywnie.
- Dziękuje- spuściłam głowę zawstydzona.
- Idziemy?- spytał, a ja pokiwałam głową. Wyszliśmy z bloku. Siatkarz otworzył mi drzwi do swojego samochodu. Pojechaliśmy do jednej z bielskich restauracji. Okropnie się denerwowałam. Czułam się spięta i zastanawiałam się, czy dobrze postąpiłam. Jednak po dokonaniu zamówienia i przełamaniu pierwszych lodów, poszło z górki. Dałam się ponieść chwili. Rozmowa toczyła się sama, a ja byłam jak oczarowana.
- Zatańczymy?- spytał w pewnym momencie Wojtek. Pokiwałam lekko głową. Kochałam kiedyś tańczyć. To nie tak, że ćwiczyłam kilka godzin w tygodniu, pracując nad techniką. Nie. Lubiłam po prostu ruszać się w rytm muzyki. Liczyło się tylko tu i teraz. Pozwoliłam, by siatkarz mnie poprowadził. Nie było mi wiele trzeba. Podniosłam głowę i nasze oczy się spotkały. Mogłoby to trwać wiecznie. Widziałam jak się waha przed czymś. Jego twarz zaczęła przybliżać się do mojej. Czekałam na rozwój wypadków. Jednak w tym momencie, ktoś nas trącił i cały czar prysł. Byłam zakłopotana. Nie wiedząc co robić, palnęłam pierwsze co przyszło mi do głowy.
- Wracajmy już.
W milczeniu odbyliśmy drogę powrotną. Nie widziałam światła w oknie mojego mieszkania. Do tej pory nie patrzyłam na zegarek. Była 2:36. Te ponad 6 godzin minęło błyskawicznie. Przyjmujący odprowadził mnie pod klatkę.
- Zapomniałem ci czegoś dać- wyjął z kieszeni małe pudełko i podał mi je. Otworzyłam, a w środku znajdowała się śliczna bransoletka.
- Nie mogę tego przyjąć.
- Nie masz wyjścia. To prezent, a tego się nie oddaje.
- Dziękuje, jest wspaniała- uśmiechnęłam się. Pozwoliłam, by Ferens zapiął to cudo na moim nadgarstku. Staliśmy tak przez chwilę. Żadne nie chciało się żegnać, ale było to nieuniknione.
- Powinnam już iść. Dobranoc Wojtek.
- Dobranoc, Misia- pożegnał się i ruszył w kierunku swojego samochodu. Chciałam otworzyć drzwi, ale usłyszałam jego kroki. Zerknęłam przez ramię i zobaczyłam jak siatkarz zbliża się do mnie. Odwróciłam się i rzuciłam mu zdziwione spojrzenie.
- Przepraszam- powiedział. Chciałam spytać za co takiego, ale nie dostałam szansy. Wojtek przyciągnął mnie do siebie i pocałował... Poddałam się. Nie miałam już siły na stawianie dalszego oporu. Świat przestał istnieć. Byliśmy tylko ja i on. Zaczęłam odwzajemniać jego namiętne pocałunki. Każde muśnięcie jego warg sprawiało mi niewyobrażalną rozkosz. Serce biło w niemiłosiernie szybkim rytmie. Nigdy nie było mi tak błogo. Nie chciałam, by się to kończyło. Ale kiedyś musiało. Oderwaliśmy się od siebie, gdy zabrakło nam tchu.
- Słodkich snów- wypowiedział lekko zachrypniętym głosem. I wtedy odszedł. Patrzyłam jak odjeżdża. Nie mogłam uwierzyć w to co się przed chwilą zdarzyło. Dotknęłam ręką swoich warg, na których wciąż czułam jego usta. Czy to mogło być prawdziwe?

------------------------------------------------------------
Rozdział dedykowany cytrynooowaa za ostatni komentarz ;) Świetnie wszystko podsumowałaś.
Przepraszam za błędy i za kiepską jakość rozdziałów, ale praca chyba źle działa na moją wenę :(
Dziękuje za wszystkie komentarze ;) Mam motywację, by mimo zmęczenia pisać ;)
Do następnej soboty, a dzisiaj przede mną 8 godzin pracy ;(

12 komentarzy:

  1. To jest prawdziwe ! Aż mam mokre oczy hahha :D
    No w końcu ! Aż chce się to napisać : wsifniewfnvscionaecvk <3 ! hahahaa
    Cudowny rozdział :* I już chciałabym następny :).
    Pozdrawiam Dooma :)

    OdpowiedzUsuń
  2. super rozdział, czekam na to co się dalej wydarzy

    OdpowiedzUsuń
  3. :O
    Pocałowali się :O
    O cholera. Pierwszy raz nie chcę Cię zabić za Zuzię. Jest progres :D
    Czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku cudowny <3
    Pocałowali się <3 W końcu <3 Szkoda,że Ania i Kamil wyjeżdżają ;(
    Oby na pocałunku się nie skończyło ;) Szkoda mi trochę Zuzi, bo jest mała i jeszcze nie wie co to ból rozstania, a będzie musiała go poznać :/ Aż chciałam wskoczyć do ekranu i ją pocieszyć xD
    Do następnego kochana ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam kochana na 16 w mojej opowieści http://my-volley--love.blogspot.com/2015/07/rozdzia-16.html.
      Jejku,ale odliczam dni do soboty XD

      Usuń
  5. O! Bosko :D. Można powiedzieć ze NARESZCIE :D! Genialny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny rozdział *___* Piszesz niesamowicie... Nie mogę się doczekać następnego. Pozdrawiam. Paula :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Hahaha, ja ostatnio tylko napisałam prawdę :D Ale dziękuję bardzo za dedykację ;*
    Jejejejej! Pocałowali się wreszcie *.* Awww. Chciałabym wierzyć, że teraz będzie z górki, ale ty na pewno na to nie pozwolisz.
    Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  8. O Matko Bosko Bełchatowsko! ;oo Można powiedzieć N A R E S Z C I E ! Dziękuję! Choć znając Ciebie za chwilę znów coś rozwalisz.. Szkoda Zuzi. Bo wydaje się jednak że jakoś zaakceptowała wyjazd Ani i Kamila, to jednak... mam nadzieję że nie zrobisz tak, jak się naprawdę stało i nie odeślesz po sezonie Ferego do Bydgoszczy... ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Boski!
    Do następnego ;*
    /Ola

    OdpowiedzUsuń
  10. było prawdziwe, było! :)
    w końcu :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Odwlekałam moment przeczytania tego rozdziału jak najdłużej, by potem czekać mniej na następny, ale i tak nie wytrzymałam długo. Bo ja już nie mogę wytrzymać bez Michaliny i Wojtka. Uzależniłaś mnie od swojego opowiadania po raz kolejny.
    Podsumujmy: Michał nadal jest dupkiem; Kamil i Ania wyjeżdżają, co mnie bardzo martwi, bo chyba tylko dzięki ich pomocy, Michalinie dotychczas udawało się pogodzić te wszystkie etaty; Michał nadal jest dupkiem; Wojtek w końcu ją pocałował!, a ja cieszyłam się jak głupia do laptopa, no ale trzeba przyznać, że długo to trwało. Czy o czymś nie zapomniałam? A, no tak. Michał nadal jest dupkiem.
    Szkoda mi Zuzi. Ta dziewczynka już i tak nie ma łatwego życia, a co chwila traci kogoś ważnego. Tak nie powinno być. Ale przecież Ania i Kamil też mają prawo walczyć o swoją rodzinę, którą mam nadzieję, że wkrótce założą. Zastanawiam się, jak teraz Michalina sobie poradzi. Mam nadzieję, ze coś wymyśli. I Ferens... O nim, to mogłabym godzinami pisać, ale nie będę tego robić. ;D Myślę, że teraz on będzie wspierał Michalinę. Oby tylko nic nie stanęło na drodze ich szczęściu, bo zabiję! ;D
    Pozdrawiam i całuję! ;**

    OdpowiedzUsuń