sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 3

  W niedzielę w końcu mogłam się wyspać. Nie musiałam prowadzić Zuzi do przedszkola, nie musiałam pędzić na halę ani do Analogu. Co prawda mogłam tego dnia zarobić dodatkowe pieniądze, ale potrzebowałam odpoczynku. Praca przez 21 dni po 12-16 godzin i mnie wykańczała. Dobrze, że mała była śpiochem, dzięki czemu mogłam leżeć w łóżku ile chciałam. Nareszcie zniknęły te wielkie wory pod oczami, które przyciągały coraz bardziej uwagę.
   Poszłyśmy we dwójkę pierwsze zapłacić rachunki, potem kupić leki dla małej, a na końcu na zakupy. 
- Dzisiaj możesz sobie wybrać ze słodyczy co tylko chcesz- powiedziałam dziewczynce, a ona uśmiechnęła się szeroko. Jeden z niewielu momentów w miesiącu, gdy mogłam sobie na to pozwolić.- No to co wybierasz?- spytałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Odwróciłam się i zobaczyłam jak 3-latka gdzieś biegnie.- Zuzia!- krzyknęłam za nią, ale ona się nawet nie obejrzała.
- Wojtek!- zawołała radośnie, a ja zamarłam. Czy ja musiałam spotykać tego człowieka na każdym kroku? Tymczasem blondyn odwrócił się w porę, by złapać dziecko, które dosłownie rzuciło mu się w ramiona. Na początku był mocno zdziwiony, ale gdy minął pierwszy szok uśmiechnął się i zaczął rozmawiać z dziewczynką. Czułam się po raz kolejny niezręcznie. Przygryzłam wargę, myśląc co mam zrobić. Jako odpowiedzialny rodzic poszłam za swoim szkrabem. 
-... i byliśmy w aptecie, a telaź przyśliśmy po jedzionko. A ty to siam wsiśtko źjeś?- spytała patrząc do jego wózka.
- Zuza! Przepraszam za nią- było mi strasznie głupio, ale Wojtka nic nie mogło zrazić. On chyba lubił jak ktoś ciągle zawracał mu głowę, choć ja zaczynałam się martwić, że oskarży nas o śledzenie albo prześladowanie.
- Nic się nie stało- zaśmiał się.- Jestem bardzo głodny wiesz. A po treningach lubię dobrze zjeść- wytłumaczył jej.
- O kulcze, to powaźne rzieczy- powiedziała, a ja chwyciłam się za głowę i mimowolnie zachichotałam. Co jak co, ale dziecko było strasznie rozgadane.- A potem idziemy z mamusią na plać zabaw wieś? Mozie pójdzieś z nami?- spytała go, a mnie wbiło w ziemię. 
- Kochanie, nie rób Wojtkowi problemu.
- Żaden kłopot. Bardzo chętnie pójdę, jeśli oczywiście mogę?- spojrzał na mnie, ale Zuzia postanowiła odpowiedzieć za mnie.
- Moziesz. Plawda, żie mozie mamusiu?- upewniła się, a ja byłam przyparta o muru.
- No jasne- uśmiechnęłam się lekko.
   Jak kochałam moją córkę, tak teraz miałam ochotę wlepić jej karę. Nie chodzi o to, że postąpiła źle, ale o sam fakt, że czułam się mocno skrępowana przy tym człowieku. W jakiś dziwny sposób mnie onieśmielał. Pierwsze pojechaliśmy pod jego blok, gdzie szybko odniósł zakupy, potem zawiózł nas do naszego mieszkania, a następnie spacerkiem ruszyliśmy na plac zabaw. Nie czułam się komfortowo, ale oddałaby wszystko, żeby Zuzia była zawsze radosna tak jak w tamtej chwili. Była zachwycona, że jest w centrum uwagi. Chwyciła mnie i siatkarza za ręce i zaczęła nawijać. Przynajmniej nie musiałam się za dużo odzywać. Zdziwiło mnie, że chłopak ma takie dobre podejście do dzieci. Mała w tak krótkim czasie owinęła sobie go wokół palca. O co, by go nie poprosiła, robił to.
- Zuzia musimy się zbierać- oznajmiłam dziewczynce.
- Ale, mamo...
- Kochanie, jutro idziesz do przedszkola. Musisz się wyspać- wytłumaczyłam delikatnie.
- No tludno.
Ferens odprowadził nas pod sam blok. Tym razem 3-latka zażyczyła sobie, żeby wziął ją na barana. Naprawdę nie wiem skąd on czerpał takie pokłady cierpliwości.
- No jesteśmy- odezwał się przyjmujący i ściągnął sobie dziewczynkę z ramion.
- Dzięki, Wojtek. Było fajnie- przytuliła się do niego i wbiegła do klatki.
- A my widzimy się jutro na hali.
- Tak, to do jutra- pożegnałam się i prędko weszłam do budynku. Grunt to pamiętać o oddychaniu, powtarzałam sobie. Całe napięcie ze mnie zeszło, kiedy znalazłam się w swoich czterech ścianach. Zrobiłam sobie i córce kolację i po nie długim czasie mogłyśmy pójść spać.
- Mamuś, fajnie dzisiaj było ź Wojtkiem, wieś. On jeśt tak siamo fajny jak Kamil.
- Tak bardzo go lubisz?- spytałam.
- Mhm- pokiwała główką i ziewnęła. Martwiło mnie to. Nie powinna tak szybko przywiązywać się do drugiego człowieka. Z resztą wiadomo jaki tryb życia prezentował sportowiec- nie długo zabawiał w jednym miejscu. Musiałam coś z tym zrobić, jeśli nie chciałam, żeby mała za bardzo się do niego przyzwyczaiła. Oczywiście to miło z jego strony, że był wobec niej taki życzliwy, ale jako matka byłam zmuszona myśleć o przyszłości mojego dziecka. Zuzia była wszystkim co miałam na tym świecie, dlatego chciałam za wszelką cenę ją chronić.
   Następnego dnia rozpoczął się kolejny kilkutygodniowy maraton pracy. W przedszkolu poszłam zapłacić za obiady córki. Przynajmniej miałam pewność, że przez cały miesiąc, 5 dni w tygodniu mała będzie mieć ciepły posiłek.
- Chciałam jeszcze z panią porozmawiać...-zaczęłam niepewnie, nie wiedząc jak zacząć. Cały czas zastanawiałam się, dlaczego dziewczynka wychodzi z placówki przygaszona.- Zauważyłam, że Zuza ostatnio chodzi smutna. W domu jest wszystko w porządku i myślałam, że może stało się coś tutaj...
- Nie zaobserwowałam nic niepokojącego. Oczywiście będę się przyglądać, czy nic się nie dzieje. Niestety nie jestem w stanie wyłapać wszystkiego, bo mamy dużą grupę dzieci, ale obiecuję, że będę mieć Zuzię na oku.
- Dobrze, dziękuję. Do widzenia- zrezygnowana wyszłam z budynku i poszłam do pracy. Zawiodłam się. Miałam nadzieję, że opiekunka mi pomoże. A tak... Dalej martwiłam jaka krzywda dzieje się mojemu dziecku.  O niczym innym nie myślałam. Nic się nie liczyło poza jej szczęściem.
- Michalina!- usłyszałam naszą recepcjonistkę.- Dzwonią do ciebie z przedszkola!
To nie wróżyło nic dobrego. Pobiegłam do telefonu z mocno bijącym sercem.
- Tak?
- Dzień dobry, tutaj wychowawczyni Zuzi. Pani córka uderzyła kolegę... Proszę odebrać córkę jak najszybciej.
- Dobrze, zaraz będę- poinformowałam. Odłożyłam.słuchawkę i poszłam do szefa z prośbą, czy mogę przyprowadzić dzisiaj 3-latkę. Na szczęście po raz kolejny okazał wyrozumiałość i nie robił żadnych problemów. Niemal biegiem ruszyłam do przedszkola, przez co byłam tam po niecałych  10 minutach. Wpadłam zadyszana do sali, rozglądając się za dzieckiem.
- Zuza, co się stało?- szybko znalazłam się obok niej. Jednak dziewczynka milczała, cicho płacząc.
- Zuzia uderzyła dzisiaj kolegę. Niestety według naszego regulaminu muszę ją zawiesić na tydzień.
- Czy to jest konieczne? Co ja z nią zrobię? Nie stać mnie na opiekunkę...
- Przykro mi, ale to jest konieczne. Gdyby jeszcze okazała skruchę albo się opamiętała... A ona wpadła w jakiś szał i trzeba było ją siłą odciągnąć.
- Zuzanna, proszę przeprosić!
- Nie!! Zaśłużił siobie na to!- krzyknęła i wybuchnęła szlochem.
- Proszę ją zabrać. Może trzeba z nią pójść do psychologa?
- Dziękuję. Przepraszam za nią.
Pozbierałam rzeczy córki i wyszłyśmy z budynku. Próbowałam dowiedzieć się co się wydarzyło, ale dziecko uparcie nie chciało nic powiedzieć.
- Heeej- zawołał Kamil, gdy nas zobaczył, ale natychmiast zmienił ton, kiedy dostrzegł nasze miny.- Rany, co wam się stało?
- Zuza dzisiaj nie będzie ci pomagać. Ma karę.
- Ale mamuś!
- Nie, bez dyskusji. Narozrabiałaś dzisiaj mocno. Później o tym porozmawiamy. Proszę usiąść tutaj i przemyśleć swoje zachowanie.
- Miej ją na oku, dobrze?- poprosiłam ochroniarza.
- Jasne. Jak chcesz odwiozę ją po swojej zmianie do domu.
- Naprawdę?
- Bez problemu- uśmiechnął się i wrócił do swoich obowiązków. Gdybym wiedziała co jest przyczyną jej zachowania, mogłabym na to coś  poradzić.
   Gdy potem szłam pożegnać się z dzieckiem, usłyszałam jak żali się nikomu innemu jak siatkarzowi.
- Co się stało aniołku?
- Mama jeśt na mnie źła bo uderziłam kolege- pociągnęła nosem.
- A dlaczego?
- Śmiał się zie mnie, zie mam brzidkie, śtale rzeczi i zie nie mam tatusia- schowała twarz w swoje małe rączki.
- Nie płacz- przytulił ją.- Nie przejmuj się nim. Trzeba było powiedzieć mamie albo pani w przedszkolu.
- Nie chcie, zieby mamusi było śmutno...
Siatkarz pocieszał dziewczynkę przez jakiś czas, aż w końcu przestała płakać i zaczęła się śmiać. Czułam nie podle. Nie byłam w stanie nawet im się pokazać. Po chwili przyszedł ochroniarz, by zabrać Zuzie do pani Marysi.
  Do wieczora czas potwornie mi się dłużył. Z całych sił starałam się nie rozpłakać w czasie zmiany. Jednak kiedy już szłam do domu wpierw wyszłam tylnym wyjściem, by uniknąć Michała, a potem usiadłam na schodach za halą. Czułam jak po policzkach zaczęły mi spływać łzy. Nie mogłam już ich zatrzymać. Zaczęłam przeraźliwie płakać. Skumulowane we mnie wszystkie złe wydarzenia ostatnich tygodni wypłynęły na wierzch. Miałam ochotę krzyczeć. Czułam jak duszę na kawałki rozrywa ból. Moja córka cierpiała bo ja nie umiałam sobie poradzić. Moja córka cierpiała bo nie byłam w stanie dać jej tego co mają wszystkie dzieci. Moja córka cierpiała bo byłam beznadziejną matką.
                                                                      

       

                                                                    Beznadziejność.

Wciąż z nią walczę.

Ale po co?
Każdy dzień udowadnia mi, że nie jestem wiele warta.
Każdy dzień udowadnia mi, że nie potrafię pokonać nawet najprostszych przeszkód.
Każdy dzień udowadnia mi, że życie jest labiryntem koszmarów bez wyjścia.
Wciąż mi powtarzają jaka ze mnie nie jest wspaniała osoba.
Nie ma we mnie nic godnego podziwu.
Z dnia na dzień zatracam się we własnej beznadziejności.
I coraz częściej nie mam siły z nią walczyć.




-----------------------------------------------------------------------------------------------

Kto ma weekend z metabolizmem, układem nerwowym i narządami zmysłów? Tak... Ja. Na poniedziałek umieć tylko 14 tematów z rozszerzonej biologii... Tak sie chciałam tylko pożalić.
Przepraszam, że jestem nieobecna na Waszych blogach, ale mam dużo nauki, a druga sprawa psuje mi sie internet. Raz działa, raz nie, a jeszcze kiedy indziej działa na telefonie tylko messenger i poczta (y).
Co do rozdziału od początku wiedzieliście, ze nie będą miały wesoło. A ja umówmy się, sprawy nie ułatwiam. Przepraszam za błędy.
Ps; Kto ogląda IE w Baku i naszych chłopaków ( szczególnie Wojtka xd)? 
Łapcie jeszcze Wojtka ;)


Do następnego <3
~lemurek79

11 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. ja pierniczki, Zuzia taka kochana, a Ty dla niej taka paskudna, no jak można tak dziecku zrobić?! :O
      Wojtuś, złotko, wykaż się jako opiekunka <3
      TYLE i pamiętaj, wiem gdzie mieszkasz (teraz już dokładnie...) ;3

      Usuń
  2. Jestem. Wojtek i Zuza <3 cudownie, że jest dla niej taki ciepły i nie przestraszył się dziewczynki! Michaliny mi strasznie żal.. Ale jest silna, każdy ma jakieś kryzysy. Wiem, że sobie poradzi i wszystko się ułoży!
    To świetnie, że jesteś konsekwentna i śmiało wypełniasz swoje założenia! Czekam na kolejny, bo cholernie mnie wciągnęłaś.
    Życzę dużo siły i koncentracji nad biologią, osobiście nienawidzę tego przedmiotu, a z Baku jestem na bieżąco! Nasze mlodziak Kędziorek, Śliwka, Szalpuk dają radę :D Wojtka tez widziałam <3
    *trochę się rozpisalam, przepraszam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozwaliłaś mnie na kawałki tym rozdziałem.Szczególnie końcówką. Ja naprawdę nie rozumiem jak świat może być tak niesprawiedliwi, a ludzie tak bestialscy. Ale w swoim życiu się na to natykam tak często, że straciłam rachubę. I jak sobie z tym radzić? Przecież nie można wymordować połowy populacji...
    Wojtka kocham jeszcze mocniej. Za to, że Zuzia może na niego liczyć. Jednak mnie również martwi to przywiązanie. Co będzie dalej? Wojtek będzie je utrzymywał? Zakocha się przy okazji? Tak, to możliwe. Ale reakcja ludzi będzie okropna, a ja już czuję w sercu ból, kiedy o tym myślę..
    Pozdrawiam cię ciepło i życzę powodzenia na biologii! ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział rewelacja.
    Szkoda mi Michaliny, ale coś za coś. Ktoś teraz może się wykazać. To czas dla Wojtka. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Oby się poprawiło... Do następnego. Pozdrawiam. Paula :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny!
    Michalina nie ma lekko ,a Zuzi współczuje ,że musiała usłyszeć takie słowa ;/
    Czekam na następny ;)
    /Ola

    OdpowiedzUsuń
  8. Biedna Zuzka! :( Co jak co, ale małe dzieci są niekiedy okropne, potrafią drugiemu dziecku sprawić wielką przykrość :(
    Mam nadzieję, że choć trochę Michalinie i Zuzi się poprawi a przyczyni się do tego choć trochę nie kto inny jak sam Wojtek :V :P Hehe
    Czekam na kolejny! Aaaa....no i ja oglądam IE w Baku, ale tylko siatkówkę jak nasi chłopacy i nasze dziewczyny grają :) Pozdrawiam, siatkarka kurkowa

    OdpowiedzUsuń
  9. Och, łzy stanęły mi w oczach, bo dokładnie rozumiem co czuje mała Zuzia. Dzieciaki potrafią być bezwzględne. Nie mam pojęcia skąd u nich tyle nienawiści :-(

    OdpowiedzUsuń