Cierpiałam. Odczuwałam najdotkliwszy ból ze wszystkich możliwych. Nie mogłam pomóc własnemu dziecku, które było nieszczęśliwe. To nie jej wina, że jej ojciec to dupek. Nie mogłam przelać na niego choć części miłości, która sprawiłaby, że zacząłby się nią interesować. Ta bezsilność była najgorsza. Mogłam postanowić, że będę się bardziej starać, ale i tak dawałam już z siebie wszystko. Mogłam obiecać, że poświęcę córce więcej czasu, ale jak skoro nie mogłam zrezygnować z żadnej pracy? Byłam bezradna wobec okrucieństwa losu.
Wróciłam do mieszkania wpierw zabierając córkę od sąsiadki. Panowałam już nad swoimi emocjami wystarczająco, by móc im się pokazać. Zjadłam szybką i skromną kolacje, a potem poszłam się położyć na zaledwie kilka godzin.
Rano, gdy patrzyłam na smutną Zuzię, jedzącą śniadanie poczułam wyrzuty sumienia za to, że tak na nią nakrzyczałam. Powinnam była się dowiedzieć o co chodzi, a potem wysuwać wnioski. Czułam się podle z tym jak postąpiłam.
- Kochanie, dzisiaj idziesz z mamą do pracy.
- Nie będę u babci?
- Pani Marysia nie może się tobą tak wcześnie zajmować. Ale Kamil będzie na hali- próbowałam ją jakoś pocieszyć.
- A Wojtek?- spytała z nadzieją.
- Pewnie tak, no nie wiem.
- To moziemy iść- stwierdziła i poszła ubierać buty. W głowie zaświeciła mi się czerwona lampka. W tak krótkim czasie zaszło to tak daleko. Była już w tym momencie za bardzo do niego przywiązana. Jak ja mogłam do tego dopuścić? Wyzywając się w myślach od najgorszych, szłam z dziewczynką na przystanek. Mogłabym do wieczora wytykać sobie błędy, które popełniłam będąc matką. Było ich stanowczo za wiele.
Dojeżdżając pod Dębowiec miałam silne postanowienie ograniczyć przyjmującemu kontakt z moją córką. Z resztą, co on się nią tak zajmował? Rozumiałam, że Kamil nam pomagał. Przyjaźniliśmy się, znał nas długo i mogło mu zależeć. Ale co kierowało siatkarzem?
- Kamil!- podbiegła do ochroniarza córka.- Chcie na tlening.
- No proszę jakie żądania od samego rana- zaśmiał się.- A co ci tak zależy?
- Chcie pomachać Wojtkowi- oznajmiła, a chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
- Dobrze, to zostaw swój plecaczek i zaraz pójdziemy- obiecał Zuzi, a ona zaraz znikła nam z oczu.
- Nie pytaj mnie bo ja sama nie wiem co się dzieje- rzuciłam w kierunku przyjaciela.
- Ktoś próbuje się wkupić w twoje łaski?- poruszał znacząco brwiami za co dostał kuksańca w bok.
- Daj spokój- prychnęłam.
- No tak, nie wie, że czeka go trudna przeprawa.
- O czym ty mówisz?
- O niczym... Jeszcze.
- Dobra ta rozmowa prowadzi donikąd- zaśmiałam się i poszłam do szatni zmienić ubranie na robocze. Wzięłam się za swoje obowiązki. Żołądek rozbolał mnie z nerwów, kiedy stanęłam przed drzwiami szefa marketingu. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam lekko w drzwi.
- Wejść!- usłyszałam i nacisnęłam klamkę.- No proszę kto zawitał. W końcu! No nie patrz się tak tylko sprzątaj! Za coś ci tutaj płacą! Ja idę na obiad, jak wrócę ma lśnić!- trącił mnie ramieniem, gdy wychodził. Mogłam odetchnąć z ulgą. Nie mam pojęcia za co tak bardzo mnie nienawidził. Ale bez słowa znosiłam to dzień po dniu, powtarzając sobie w myślach jak bardzo potrzebuje tej pracy. Najszybciej jak tylko mogłam opuściłam biuro Michała. Po godzinie pojawiła się obok mnie córka.
- Mamuś- pojawiła się obok mnie Zuzia.- Nudzi mi się.
- Słoneczko nie mogę z tobą nigdzie iść. Mama jest w pracy. Musisz wytrzymać.
- A mogę iść ź Wojtkiem?
- Jak to z Wojtkiem?- zdziwiłam się. Odwróciłam się do dziewczynki i zobaczyłam niedaleko przyjmującego.
- Bo powiedział, żie mnie ziabierze na lody.
- Oczywiście jeśli twoja mama się zgodzi- odezwał się.
- Mogę mamusiu?- spytała i popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem. Przełknęłam głośno ślinę. W myślach przywoływałam powody, dla których obiecałam sobie nie pozwalać Zuzi na takie rzeczy. Ale była tak szczęśliwa, że nie umiałam złamać jej serca. Westchnęłam głośno.
- No dobrze, skoro dla Wojtka to nie problem.
- Dziękuje!- krzyknęła i przytuliła mnie, po czym szybko popędziła w stronę Ferensa.
W duchu wyzywałam siebie od kretynek. Jak można być tak nieodpowiedzialną matką? Po raz kolejny postanowiłam to wszystko ukrócić, ale podejrzewałam, że i tak nic z moich postanowień.
- Wiesz, tak sobie pomyślałem- zaczął siatkarz niepewnie-... że poszlibyśmy potem razem na jakiś obiad lub gdziekolwiek?- zamurowało mnie. Zwyczajnie w świecie nie wiedziałam co mam powiedzieć.
- Dziękuje, ale potem od razu jadę do Analoga i nie mam za bardzo czasu- próbowałam się wykręcić.
- Innym razem?
- Tak, jasne- zapewniłam choć byłam pewna, że ten " inny raz" nie nastąpi. Byłam mu wdzięczna za opiekę nad Zuzią, ale nie mogłam karmić się złudzeniami i jego przy okazji też.
- Co to miało być?!- wyskoczył na mnie ochroniarz, kiedy przyjmujący zniknął mi z oczu.
- No, co?
- Facet zaprasza cię na obiad, a ty masz jakąś tam marną wymówkę- pokręcił głową i spojrzał na mnie karcąco.
- Coś ty się na niego tak napalił?! Sam się z nim umów! Tyko od rana Wojtek i Wojtek!- aż go zatkało z oburzenia.
- Przypominam ci, że mam dziewczynę, z którą nawet pracujesz. I jak ja jej to opowiem to...- nie dokończył, wiedząc, że się domyśle jaki czeka mnie wykład o związkach damsko- męskich, gdy tylko Ania się dowie o całej sprawie.
- Groźby w tym kraju są karalne- rzuciłam na odchodne.
Zuzia wróciła uśmiechnięta od ucha do ucha i wpatrzona w siatkarza jak w obrazek. Miałam ochotę zabić się długopisem. Przecież miałam do tego nie dopuścić! A teraz było już na wszystko za późno.
- Mamuś kupiliśmy ci obiad!- zawołała radośnie dziewczynka.
- Co?- spytałam zdziwiona i dopiero teraz zwróciłam uwagę na siatki, które trzymał Ferens.
- Pomyśleliśmy, że będzie ci miło- uśmiechnął się do mnie, a ja poczułam jak na moją twarz wkrada się zdradziecki rumieniec, co tylko sprawiło, że uśmiech Wojtka tylko się powiększył. I co miałam zrobić? Zawstydzona usiadłam z nimi i zjedliśmy wspólnie posiłek na ławce przed halą. Gdy Kamil wychodził z pracy, zauważył nas, a triumf był wymalowany na jego twarzy. Posłałam mu mordercze spojrzenie bo co więcej mogłam zrobić?
Po skończonym "obiedzie" siatkarz uparł się, by odwieźć mnie do Analoga. Nie miałam siły się z nim spierać. Zuzia oczywiście była zachwycona całą sytuacją, ja niekoniecznie.
- Dziękuje za podwiezienie i opiekę nad Zuzą.
- Nie ma sprawy. Pa Zuzia- odwrócił się do dziewczynki.
- Cześć Wojtek- przeszła na przednie siedzenie i wtuliła się w chłopaka.- Było fajnie- powiedziała mu na pożegnanie i wyszła z auta. Po raz kolejny mogłam odetchnąć z ulgą.
Kilka dni później będąc za barem i kończąc zmianę, słuchałam wywodu Ani o związkach. Jej chłopak tak jak obiecał, o wszystkim jej opowiedział.
- Kobieto! Daj facetowi działać- zażądała.
- Właśnie- przytaknął Kamil, który przyszedł do knajpy.
- Nie ułatwiasz mu sprawy.
- Właśnie.
- Jak mówisz cały czas nie, on nie ma polu do popisu.
- Właśnie- po raz kolejny odezwał się chłopak.
- Skończycie truć mi głowę? O jakim polu do popisu ty mówisz? Robicie z igły widły- przewróciłam oczami.
- Popracujmy nad nią- rzuciła do ochroniarza dziewczyna, a ten jej przytaknął.
- Zawsze można trochę pomóc.
- Kamil, żadne pomóc!- zaprotestowałam.
- Aha! O wilku mowa- powiedział z uśmiechem i wskazał na wejście, gdzie pojawił się Ferens.
- Takie ciacho, a ty mu powiedziałaś, że się z nim nie umówisz?!- krzyknęła szeptem Ania. Co oni się tak na niego napalili?
- Cześć- przywitał się Wojtek.
- Cześć- odpowiedzieliśmy chórem.
- Coś podać?
- Nie, dzięki. Właściwie przyszedłem do Michaliny- powiedział grzecznie, a mnie zamurowało.- Mam dwa bilety na wieczorny seans i pomyślałem, że jeśli skończyłaś zmianę i masz czas to poszłabyś ze mną?- był odrobinę zmieszany.
- Z czasem może być kiepsko- próbowałam się wykręcić.- Mam mnóstwo do zrobienia, bo...
- Ależ oczywiście, że by się wybrała!- odpowiedział Kamil.
- Ma mnóstwo czasu- poparła go jego dziewczyna, kiwając ochoczo głową. Popatrzyłam na nich jak na kosmitów.- Ja cię zastąpię- obiecała.- Pracy nie ma tak dużo. Kamil mi pomoże, prawda?- spytała, ale chłopaka gdzieś wcięło. Jednak po chwili się pojawił za barem nakładając na mnie kurtkę, wręczając mi torebkę i popychając w stronę przyjmującego.
- Pomogę, pomogę. O nic się nie martw. Bawcie się dobrze!- krzyknął za nami. Co miałam zrobić? Nie miałam wyjścia. Musiałam iść do tego kina. W głowie jednak szykowałam plan zemsty na przyjaciołach,
----------------------------------------------------------------
Wróciłam do mieszkania wpierw zabierając córkę od sąsiadki. Panowałam już nad swoimi emocjami wystarczająco, by móc im się pokazać. Zjadłam szybką i skromną kolacje, a potem poszłam się położyć na zaledwie kilka godzin.
Rano, gdy patrzyłam na smutną Zuzię, jedzącą śniadanie poczułam wyrzuty sumienia za to, że tak na nią nakrzyczałam. Powinnam była się dowiedzieć o co chodzi, a potem wysuwać wnioski. Czułam się podle z tym jak postąpiłam.
- Kochanie, dzisiaj idziesz z mamą do pracy.
- Nie będę u babci?
- Pani Marysia nie może się tobą tak wcześnie zajmować. Ale Kamil będzie na hali- próbowałam ją jakoś pocieszyć.
- A Wojtek?- spytała z nadzieją.
- Pewnie tak, no nie wiem.
- To moziemy iść- stwierdziła i poszła ubierać buty. W głowie zaświeciła mi się czerwona lampka. W tak krótkim czasie zaszło to tak daleko. Była już w tym momencie za bardzo do niego przywiązana. Jak ja mogłam do tego dopuścić? Wyzywając się w myślach od najgorszych, szłam z dziewczynką na przystanek. Mogłabym do wieczora wytykać sobie błędy, które popełniłam będąc matką. Było ich stanowczo za wiele.
Dojeżdżając pod Dębowiec miałam silne postanowienie ograniczyć przyjmującemu kontakt z moją córką. Z resztą, co on się nią tak zajmował? Rozumiałam, że Kamil nam pomagał. Przyjaźniliśmy się, znał nas długo i mogło mu zależeć. Ale co kierowało siatkarzem?
- Kamil!- podbiegła do ochroniarza córka.- Chcie na tlening.
- No proszę jakie żądania od samego rana- zaśmiał się.- A co ci tak zależy?
- Chcie pomachać Wojtkowi- oznajmiła, a chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
- Dobrze, to zostaw swój plecaczek i zaraz pójdziemy- obiecał Zuzi, a ona zaraz znikła nam z oczu.
- Nie pytaj mnie bo ja sama nie wiem co się dzieje- rzuciłam w kierunku przyjaciela.
- Ktoś próbuje się wkupić w twoje łaski?- poruszał znacząco brwiami za co dostał kuksańca w bok.
- Daj spokój- prychnęłam.
- No tak, nie wie, że czeka go trudna przeprawa.
- O czym ty mówisz?
- O niczym... Jeszcze.
- Dobra ta rozmowa prowadzi donikąd- zaśmiałam się i poszłam do szatni zmienić ubranie na robocze. Wzięłam się za swoje obowiązki. Żołądek rozbolał mnie z nerwów, kiedy stanęłam przed drzwiami szefa marketingu. Wzięłam głęboki oddech i zapukałam lekko w drzwi.
- Wejść!- usłyszałam i nacisnęłam klamkę.- No proszę kto zawitał. W końcu! No nie patrz się tak tylko sprzątaj! Za coś ci tutaj płacą! Ja idę na obiad, jak wrócę ma lśnić!- trącił mnie ramieniem, gdy wychodził. Mogłam odetchnąć z ulgą. Nie mam pojęcia za co tak bardzo mnie nienawidził. Ale bez słowa znosiłam to dzień po dniu, powtarzając sobie w myślach jak bardzo potrzebuje tej pracy. Najszybciej jak tylko mogłam opuściłam biuro Michała. Po godzinie pojawiła się obok mnie córka.
- Mamuś- pojawiła się obok mnie Zuzia.- Nudzi mi się.
- Słoneczko nie mogę z tobą nigdzie iść. Mama jest w pracy. Musisz wytrzymać.
- A mogę iść ź Wojtkiem?
- Jak to z Wojtkiem?- zdziwiłam się. Odwróciłam się do dziewczynki i zobaczyłam niedaleko przyjmującego.
- Bo powiedział, żie mnie ziabierze na lody.
- Oczywiście jeśli twoja mama się zgodzi- odezwał się.
- Mogę mamusiu?- spytała i popatrzyła na mnie błagalnym wzrokiem. Przełknęłam głośno ślinę. W myślach przywoływałam powody, dla których obiecałam sobie nie pozwalać Zuzi na takie rzeczy. Ale była tak szczęśliwa, że nie umiałam złamać jej serca. Westchnęłam głośno.
- No dobrze, skoro dla Wojtka to nie problem.
- Dziękuje!- krzyknęła i przytuliła mnie, po czym szybko popędziła w stronę Ferensa.
W duchu wyzywałam siebie od kretynek. Jak można być tak nieodpowiedzialną matką? Po raz kolejny postanowiłam to wszystko ukrócić, ale podejrzewałam, że i tak nic z moich postanowień.
- Wiesz, tak sobie pomyślałem- zaczął siatkarz niepewnie-... że poszlibyśmy potem razem na jakiś obiad lub gdziekolwiek?- zamurowało mnie. Zwyczajnie w świecie nie wiedziałam co mam powiedzieć.
- Dziękuje, ale potem od razu jadę do Analoga i nie mam za bardzo czasu- próbowałam się wykręcić.
- Innym razem?
- Tak, jasne- zapewniłam choć byłam pewna, że ten " inny raz" nie nastąpi. Byłam mu wdzięczna za opiekę nad Zuzią, ale nie mogłam karmić się złudzeniami i jego przy okazji też.
- Co to miało być?!- wyskoczył na mnie ochroniarz, kiedy przyjmujący zniknął mi z oczu.
- No, co?
- Facet zaprasza cię na obiad, a ty masz jakąś tam marną wymówkę- pokręcił głową i spojrzał na mnie karcąco.
- Coś ty się na niego tak napalił?! Sam się z nim umów! Tyko od rana Wojtek i Wojtek!- aż go zatkało z oburzenia.
- Przypominam ci, że mam dziewczynę, z którą nawet pracujesz. I jak ja jej to opowiem to...- nie dokończył, wiedząc, że się domyśle jaki czeka mnie wykład o związkach damsko- męskich, gdy tylko Ania się dowie o całej sprawie.
- Groźby w tym kraju są karalne- rzuciłam na odchodne.
Zuzia wróciła uśmiechnięta od ucha do ucha i wpatrzona w siatkarza jak w obrazek. Miałam ochotę zabić się długopisem. Przecież miałam do tego nie dopuścić! A teraz było już na wszystko za późno.
- Mamuś kupiliśmy ci obiad!- zawołała radośnie dziewczynka.
- Co?- spytałam zdziwiona i dopiero teraz zwróciłam uwagę na siatki, które trzymał Ferens.
- Pomyśleliśmy, że będzie ci miło- uśmiechnął się do mnie, a ja poczułam jak na moją twarz wkrada się zdradziecki rumieniec, co tylko sprawiło, że uśmiech Wojtka tylko się powiększył. I co miałam zrobić? Zawstydzona usiadłam z nimi i zjedliśmy wspólnie posiłek na ławce przed halą. Gdy Kamil wychodził z pracy, zauważył nas, a triumf był wymalowany na jego twarzy. Posłałam mu mordercze spojrzenie bo co więcej mogłam zrobić?
Po skończonym "obiedzie" siatkarz uparł się, by odwieźć mnie do Analoga. Nie miałam siły się z nim spierać. Zuzia oczywiście była zachwycona całą sytuacją, ja niekoniecznie.
- Dziękuje za podwiezienie i opiekę nad Zuzą.
- Nie ma sprawy. Pa Zuzia- odwrócił się do dziewczynki.
- Cześć Wojtek- przeszła na przednie siedzenie i wtuliła się w chłopaka.- Było fajnie- powiedziała mu na pożegnanie i wyszła z auta. Po raz kolejny mogłam odetchnąć z ulgą.
Kilka dni później będąc za barem i kończąc zmianę, słuchałam wywodu Ani o związkach. Jej chłopak tak jak obiecał, o wszystkim jej opowiedział.
- Kobieto! Daj facetowi działać- zażądała.
- Właśnie- przytaknął Kamil, który przyszedł do knajpy.
- Nie ułatwiasz mu sprawy.
- Właśnie.
- Jak mówisz cały czas nie, on nie ma polu do popisu.
- Właśnie- po raz kolejny odezwał się chłopak.
- Skończycie truć mi głowę? O jakim polu do popisu ty mówisz? Robicie z igły widły- przewróciłam oczami.
- Popracujmy nad nią- rzuciła do ochroniarza dziewczyna, a ten jej przytaknął.
- Zawsze można trochę pomóc.
- Kamil, żadne pomóc!- zaprotestowałam.
- Aha! O wilku mowa- powiedział z uśmiechem i wskazał na wejście, gdzie pojawił się Ferens.
- Takie ciacho, a ty mu powiedziałaś, że się z nim nie umówisz?!- krzyknęła szeptem Ania. Co oni się tak na niego napalili?
- Cześć- przywitał się Wojtek.
- Cześć- odpowiedzieliśmy chórem.
- Coś podać?
- Nie, dzięki. Właściwie przyszedłem do Michaliny- powiedział grzecznie, a mnie zamurowało.- Mam dwa bilety na wieczorny seans i pomyślałem, że jeśli skończyłaś zmianę i masz czas to poszłabyś ze mną?- był odrobinę zmieszany.
- Z czasem może być kiepsko- próbowałam się wykręcić.- Mam mnóstwo do zrobienia, bo...
- Ależ oczywiście, że by się wybrała!- odpowiedział Kamil.
- Ma mnóstwo czasu- poparła go jego dziewczyna, kiwając ochoczo głową. Popatrzyłam na nich jak na kosmitów.- Ja cię zastąpię- obiecała.- Pracy nie ma tak dużo. Kamil mi pomoże, prawda?- spytała, ale chłopaka gdzieś wcięło. Jednak po chwili się pojawił za barem nakładając na mnie kurtkę, wręczając mi torebkę i popychając w stronę przyjmującego.
- Pomogę, pomogę. O nic się nie martw. Bawcie się dobrze!- krzyknął za nami. Co miałam zrobić? Nie miałam wyjścia. Musiałam iść do tego kina. W głowie jednak szykowałam plan zemsty na przyjaciołach,
----------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak późno, ale nie było mnie w tym tygodniu prawie w ogóle w domu i teraz też piszę na szybko bo mam imprezkę rodzinną i jutro też a od poniedziałku praca... Także przez wakacje nie bedzie dwa razy w tygodniu rozdziałów bo nie wyrobię :(
Dziękuje, za życzenie powodzenia na biologii, zdałam na 4 ! XD Musiałam sie pochwalić. Jeszcze przy okazji musiałam wyszarpać 5 z polskiego bo 4 to ja sie nie zadowole xd
Przepraszam za błędy.
Dziękuje za wszystkie komentarze ;) Nawet nie wiecie jaka to dla mnie siła napędowa ;)
Do następnej soboty
~lemurek79