piątek, 11 września 2015

Rozdział 16

   Pogodzenie się ze stratą mi bliskiej osoby nie było łatwe. Przepełniała mnie pustka. Chowałam w sobie rozpacz i żal, które desperacko próbowały wydostać się na zewnątrz. Nie mogły dojść do głosu. Codzienność nie dawała czasu mi na opłakiwanie pani Marysi. Musiałam chodzić na rehabilitację, a przede wszystkim opiekować się Zuzią i być dla niej wsparciem. Dla niej był to dopiero szok. Ja byłam dorosła i zdawałam sobie sprawę z tego, iż wiek oraz stan zdrowia sprawią, że nadejdzie moment, w którym starsza kobiet opuści ten świat, ale dziecko nie wiedziało co to śmierć. Nawet Ferens nie umiał przywrócić jej dawnej radości. Musiałam mu przyznać, że wywiązywał się z obietnicy jaką dał. Opiekował się nami jak nikt nigdy wcześniej. Zawoził i przywoził małą z przedszkola, mnie z rehabilitacji, pomagał robić zakupy ze względu na moją ograniczoną możliwość poruszania. Przez to bywał u nas każdego dnia i wspólnie spędzaliśmy masę czasu. Pomyślałam, że z boku musimy wyglądać jak szczęśliwa rodzina, której zawsze pragnęłam. Nie mogłam uwierzyć, że Wojtek miał problem z zaangażowaniem się. Gdyby istotnie tak było, robił by te wszystkie rzeczy?
Oczywiście ja miałam wciąż problem z proszeniem o pomoc i o wielu rzeczach siatkarz nie miał pojęcia. Nie czułam się dobrze, wiedząc jak wielki dług u niego zaciągnęłam. Jednak nie mogłam i nie potrafiłam z niego zrezygnować. Musiałam w końcu przyznać się przed samą sobą, że jestem zabójczo w nim zakochana... Taka była prawda. Był ucieleśnieniem wszystkiego czego potrzebowałam i pragnęłam. Nie mogłam być ślepa i obojętna na miłość i opiekę jaką otoczył moje dziecko. Zajmował się nią jakby był jej prawdziwym ojcem. Byłyśmy przy nim bezpieczne i szczęśliwe. Żałowałam, że nie poznałam go wcześniej. Może wtedy nie straciłabym czasu na tego dupka, a Zuzia byłaby naprawdę jego córką? Pozostały mi tylko rozważania pt: " Co by było gdyby...". Zadowalałam się tym co było i brałam tyle ile dostawałam. Wystarczyło mi, że był obok. Kochałam te wieczory, kiedy siedzieliśmy w trójkę na kanapie u mnie bądź u niego w mieszkaniu i tylko oglądaliśmy film. Niby nic wielkiego, ale nawet najprostsze rzeczy potrafią uszczęśliwiać. Nie chciałam go spłoszyć, dlatego ukrywałam to co czułam. W świetle ostatnich wydarzeń już dawno wybaczyłam mu to co zrobił. Nie mogło być inaczej. Jednak żadne gorące uczucie nie mogło mnie uchronić od nieuniknionego...
  Pojechałam na halę pod Dębowcem, by donieść papiery dotyczące moje zwolnienia lekarskiego. Nie spodziewałam się tego, co może się tam wydarzyć.
- No proszę... Praca ci urąga księżniczko?-zwrócił się do mnie Michał.- Mogłaś zostać aktoreczką.
- Mogłam wylądować na wózku!- oburzyłam się.- Pracowałam ciężko i niczego nie możesz mi zarzucić!
- Teraz ci już tylko puszczanie się zostało-  prychnął, patrząc mi prosto w twarz.- Znalazłaś sobie sponsora co? Sprytnie, punkt dla ciebie. Jakbyś chciała dorobić to wiesz, gdzie mnie znaleźć-  uśmiechnął się do mnie pogardliwie. W oczach zebrały mi się łzy. Kompletnie zapomniałam o córeczce, którą trzymałam za rączkę. Czułam się okropnie. Nie pamiętam, by ktoś kiedykolwiek tak bardzo mi ubliżał. Nie byłam w stanie zareagować... W przeciwieństwie do mojego dziecka, które wyrwało mi się i z całej siły kopnęło Michała w krocze. Był to niezwykle niespodziewany ruch. Dyrektor marketingu zgiął się w pół i upadł na kolana.
- Jeszcze mnie popamiętasz bachorze- wysyczał przez zaciśnięte zęby. Czym prędzej wzięłam dziewczynkę za rękę i na tyle szybkim tempie jakim mnie było stać, oddaliłam się od kipiącego ze złości mężczyzny. Opuściłyśmy budynek i udałyśmy się do domu. Nie wiedziałam wtedy, że nawet tam nie jestem bezpieczna.
   Następnego dnia, do moich drzwi ktoś próbował się dobić. Poszłam otworzyć, a moim oczom ukazała się kobieta z mężczyzną oraz dwoma policjantami. Serce podskoczyło mi do gardła. Byłam śmiertelnie przerażona. Mężczyznę znałam, był komornikiem. Wiedziałam, że kartka, którą trzyma w ręce to nakaz eksmisji. Wszystko się skończyło.
- Dzień dobry, czy pani Michalina Milewska?- spytała kobieta.
- Tak, a o co chodzi?
- Bożena Keller, opieka społeczna- przedstawiła się.- Dostaliśmy anonimowy donos, że pani córka nie ma odpowiednio dobrych warunków bytowych, wynikających z pani długów. Na dodatek w dniu dzisiejszym utraciła pani prawo do przebywania w tym mieszkaniu.
- Proszę dać mi trochę czasu! Zapłacę wszystko- obiecałam przerażona.
- Przykro nam, ale straciła pani dach nad głową i musimy zabrać dziecko- kobieta nie potrafiła mi spojrzeć w oczy. Widziałam jak trudno było jej wypowiedzieć te słowa.
- Nigdy na to nie pozwolę!
- Proszę nie stawiać oporu- tym razem na mnie popatrzyła.- Proszę spakować rzeczy córeczki. Naprawdę chcemy pomóc...
- Zabierając ją ode mnie?-prychnęłam. Nie mogłam zapanować nad emocjami, czego oznaką były łzy skapujące z policzków.
- Mamusiu, co się dzieje?
- Nic, kochanie. Idź do pokoju.
- Jeśli pani nie będzie współpracować, zabierzemy dziecko siłą- ostrzegł mnie policjant.
- Nie pozwolę!- powiedziałam zaciekle, zagradzając im drogę. Jednak na nic był mój opór. Na nic były moje lamenty i wykrzykiwane prośby. Mogłam się szarpać, wić i kopać. Jednak w żaden sposób nie byłam w stanie zatrzymać przy sobie przerażonego dziecka, które broniło się przed zabraniem rękami i nogami. To były najtragiczniejsze chwile w moim życiu. Pierwszy raz tak naprawdę zostałam z niczym. Nie miałam pracy, mieszkania, ani najukochańszego dziecka. Zostałam z pustką i nakazem eksmisji. Z gestu "dobrej woli" mogłam zabrać wszystkie swoje rzeczy do jutra.
" Dostaliśmy anonimowy donos..." Ale od kogo?
" Jeszcze mnie popamiętasz bachorze" przypomniałam sobie. Nagle wszystko stało się jasne. Reszta straciła na znaczeniu. Nie interesowały mnie długi, to, że nie miałam gdzie się podziać, ani mój chory kręgosłup. Jak strzała ruszyłam zalana łzami pod Dębowiec. Tej sprawy nie mogłam tak zostawić. Jak przez mgłę pamiętam drogę do celu. Wparowałam do budynku jak huragan i od razu szłam w kierunku biura dyrektora marketingu. Siatkarze wychodzili z treningu i widząc mnie w takim stanie schodzili z drogi. Otworzyłam drzwi i miałam ochotę się rzucić na tego palanta.
- Dlaczego to zrobiłeś?-  spytałam drżącym głosem.
- MOPS działa wyjątkowo szybko, co?- zaśmiał się. Tego było za wiele. Rzuciłam się na niego z pięściami, wyzywając od najgorszych. Dostałam prawdziwego ataku szału. Przez niego pozbawiono mnie istotki, która trzymała mnie przy życiu. Był potworem, którego najlepszą rozrywką było niszczenie mi życia. Poczułam czyjeś ręce na swoi ciele, zabierające mnie z dala od tej świni.
- Michalina! Uspokój się!- Wojtek próbował przemówić mi do rozsądku.
- Zostaw mnie!- darłam się przez szloch.- Zabiję go za to co zrobił!
- Spokojnie!- chwycił moją twarz w swoje dłonie, zmuszając bym na niego spojrzała.- Co się stało?
- Zabrali mi ją...- wyszeptałam przerażona, zanosząc się kolejnym szlochem.- Przyszli i zabrali ją. A to wszystko przez niego! Nie mam już po co żyć, Wojtek.
- Każdy dostaje to na co zasłużył, było nie podskakiwać- Michał dalej celebrował swój triumf.
- On nie jest tego wart. Trzeba się zastanowić co zrobić, by ją odzyskać. Pojedziemy do domu i coś wymyślimy. Dobrze?- spytał, a ja pokiwałam głową.- A z tobą jeszcze się policzę- syknął w stronę Michała i posłał mu tak wrogie oraz chłodne spojrzenie, że mężczyzna cofnął się o dwa kroki.- Tego ci nie daruje- przyrzekł. Wojtek objął mnie ramieniem i przeprowadził przez tłum ludzi, znajdujących się w korytarzu. Przeraźliwie się trzęsłam. Nie byłam w stanie nad tym zapanować. Ferens musiał pomóc mi wsiąść do auta i zapiąć pasy, ponieważ nawet najprostsze czynności były dla mnie niemożliwe do wykonania.
- Teraz trochę się uspokój i powiedz, co mówili. Na jakiej podstawie zabrali Zuzię?- spytał, gdy byliśmy u niego.
- Z powodu braku mieszkania i złych warunków bytowych...
- Braku mieszkania?
- Do jutra muszę się stamtąd wyprowadzić. Wręczyli mi nakaz eksmisji. Prawda jest taka, że tonę w długach...
- Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?- rzucił oskarżycielskim tonem.- Przecież bym wszystko uregulował i nie byłoby sprawy!
- Głupio się czułam...
- Zabranie dziecka jest lepszą opcją?!- był wściekły, ostry i oschły jak nigdy.- Mówiłem, że będę ci pomagać, ale nie znam każdej twojej potrzeby!
- Przestań na mnie wrzeszczeć! Co chcesz usłyszeć? Że to moja wina? Owszem! Wiem, że mogłam schować dumę do kieszeni i poprosić! Boże jaka beznadziejna ze mnie matka... Straciłam już ją na zawsze- schowałam twarz w dłoniach.
- Nie na zawsze. Odzyskamy ją- powiedział zdeterminowany i przytulił mnie do siebie, Tego mi było trzeba. Wtuliłam się w niego najmocniej jak tylko potrafiłam. Jak dobrze, że był obok. Mnie nie było stać na żadne działanie. Po kilkunastu minutach oderwał mnie lekko od siebie i otarł łzy.
- Pojedziemy do tej babki i dowiemy się jak sprawa wygląda. Weź się w garść. Zuzia cię potrzebuje i chce do ciebie wrócić. Wybrniemy z tego, ale musisz być silna- powiedział, a ja pokiwałam głową.
   Starałam się nie płakać. Co było nie lada wyzwaniem. Nie jest łatwo, kiedy dosięgasz dna. Nie pamiętam drogi do ośrodka. Wytykałam sobie tylko błędy, które popełniłam. Lista nie miała końca. Przyjmujący zapukał w odpowiednie drzwi i wszedł ze mną, trzymając mnie za rękę.
- Witam, Wojtek Ferens- przedstawił się. Bożena Keller nie od razu zauważyła moją osobę. Gdy wyłoniłam się zza jego pleców, jej twarz pokrył się głębokim smutkiem. - Wie pani dlaczego przyszliśmy?
- Tak, proszę usiąść- wskazała na krzesła.
- Jak możemy odzyskać Zuzię?- spytał siatkarz
- Sytuacja pani Milewskiej jest niezwykle trudna. Nie ma mieszkania, jest na urlopie chorobowym i ma poważne długi... Widać, że jej sytuacja materialna nie pozwala na zapewnienie dziecku odpowiednich warunków...
- Jeśli będzie mieszanie i spłacimy długi, Zuzia będzie mogła do nas wrócić?
- To nie jest takie łatwe... Kompletnie się  tym nie zgadza, ale co ja mogę... Zuzia jest u swojego ojca, którego zbyt dobrze nie zna, zważywszy, że nie mówi do niego "tato". Chce ograniczyć władzę rodzicielska pani Milewskiej...
- Co?- zdołałam z siebie wykrztusić i ścisnęłam mocniej dłoń Ferensa.- On nie spędził z nią nawet tygodnia- warknęłam.
- Przykro mi, ale to nie ja ustanawiam prawo. Jeśli pan będzie mieć mieszkanie i spłaci długi, oczywiście postawi to panią w lepszym świetle i będą to już solidne podstawy. Będziemy przeprowadzać wywiad środowiskowy oraz bierzemy pod uwagę opinię psychologa, który będzie się opiekował dzieckiem. To złożona sprawa, ale proszę się nie poddawać...

---------------------------------------------
Pisane do 3 w nocy, ale napisane ;) Klasa maturalna to koszmar... Niech nikt nigdy nie idzie na biol-chem! NIgdy!!!!
Przepraszam za mniejszą aktywność na blogach, ale naprawdę nie mam na nic czasu. Nawet rozdziały pisze na ostatni chwilę.
Przepraszam za błędy, ale padaaam... Idę spać. Dobranoc <3

12 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Powiem ci SZOK. W sumie Ty mnie zaskakujesz z rozdziału na rozdział. Michał przegiął i to ostro,a w sumie Miśka mogła powiedzieć o wszystkim Wojtkowi i byłby spokój. Ehh...Współczuje im tak bardzo. Dobrze przynajmniej,że jest z Wojtkiem :)

      Usuń
  2. Aż mam łzy w oczach ! Takim ludziom to powinno się pomagać, a nie jeszcze utrudniać. Biedactwo małe musi teraz siedzieć z tym frajerem !
    Mam nadzieję, że to wszystko się ułoży :)
    Pozdrawiam Dooma :).

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowite opowiadanie! Przy każdym rozdziale mam łzy w oczach, dawno nie czytałam czegoś takiego ! :D
    Też jestem na biol-chemie tylko że matura czeka mnie za rok dopiero :P

    OdpowiedzUsuń
  4. No nie wierze, że on jest zdolny do czegoś takiego :) Mam nadzieję, że Zuza wróci do Michaliny

    OdpowiedzUsuń
  5. A co z biol-geo-ang? MASAKRA. A to dopiero 2kl. -,-

    Ale co tam szkoła, kiedy tutaj się takie rzeczy wyrabiają! Na początku rozdziału było tak miło, tak się cieszyłam, że Miśka, Zuzia i Wojtek spędzają razem tyle czasu, że są ze sobą blisko. A potem znowu wszystko się posypało. Znowu Łukasz. Znowu Michał. Rodzaj męski to chyba jakaś banda wyjątkowo tępych przygłupów! Wojtek to wyjątek oczywiście. Ale jak można być takim idiotą, by skazywać małe dziecko na taki ból? Bo wychowywanie się bez matki, w dodatku po tym, co przeszła i Zuza i Mśka, nie jest niczym przyjemnym. W Michale nie ma już chyba resztek człowieczeństwa. Widzę w nim tylko potwora... ;(
    Oby jak najszybciej udało im się odzyskać Zuzkę. Oby jak najmniej wszyscy cierpieli. :/
    Pozdrawiam i całuję! ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. no kurwa ! ta końcówka mnie rozwaliła ? jak mogli ją zabrać ! ja nie mogę ..
    zdradź chociaż za ile Zuzia wrócci..

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie no... serio?! Mało ci jeszcze?! Jak zwykle kuwa, jak zwykle! U ciebie nie może być dobrze i kolorowo, no po prostu nie może... jedyna nadzieja taka, że niedługo możeccoś się polepszy... ale znając ciebie szybko to nie nastąpi XD
    A i dzięki za pocieszenie... ja właśnie poszłam na bio-chema :/

    Ściskam :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Po wielu przebojach, udało się i powstał kolejny rozdział Idealnych.
    Zapraszam serdecznie :)
    http://idealna-niedoskonalosc.blogspot.com/2015/09/x-jestem-beznadziejna-nie.html
    Ps. w notce coś do Ciebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Aż miałam ciarki jak to czytałam.
    Na temat polskiego prawa się nie wypowiem, bo nie ma takiwgo słowa, żeby wyrazić moją opinię na ten temat.
    Umiesz wzbudzić w człowieku emocje...
    Genialne!!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Genialnie piszesz! ;)
    Czekam niemalże z utęsknieniem na kolejny rozdzialik, bo jestem cholernie ciekawa jak to dalej się potoczy^^
    Ja dopiero smakuję licealnego życia na profilu WOS + edukacja prawna, ale i tak dają popalić xD
    Korzystając z możliwości zapraszam do siebie :)
    http://belchatowskie-lovestory.blogspot.com/
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń