Jedyne co czułam to ból. Przerażający ból przeszywał moje ciało na wskroś. Wnętrze budynku rozdarł krzyk. Mój krzyk, który nawet tak przeraźliwy nie był w stanie oddać tego co czułam. Strach zawładnął moim umysłem. Próbowałam się poruszyć, ale nie byłam w stanie. Przerażenie sparaliżowało mnie od środka.
- Miśka! Co się dzieje?- obok mnie znalazł się Ferens. Ale nie odpowiedziałam mu. Potrzebowałam powietrza. Jednak cierpienie zaparło mi dech w piersiach. Zaczerpnięcie kolejnej porcji tlenu stało się dla mnie nie lada wyzwaniem.
- Kręgosłup!- To było jedyne słowo, które potrafiłam wypowiedzieć, tracąc jednocześnie przy tym sporo energii.
- Możesz się poruszyć?- spytał, starając się panować nad emocjami. Spróbowałam po raz kolejny wprawić w ruch, którąś kończynę, ale jakbym była w nie swoim ciele.
- Nie potrafię- wysapałam i zaniosłam się płaczem. Zaczęłam wpadać w panikę. Nie wiedziałam co się dzieje wokół. Sala zaczęła wirować. Ból kompletnie mnie pochłonął i otumanił. Słyszałam jak Wojtek wzywa karetkę. Do moich uszu doszedł płacz Zuzi, ale nie umiałam znaleźć w sobie siły, która pozwoliłaby mi zająć się dzieckiem.
- Misia, karetka już jedzie. Wytrzymaj jeszcze- przemawiał do mnie łagodnym głosem Wojtek. Nie wiem ile minęło czasu, ale dla mnie mogły to być całe wieki.
- Proszę się odsunąć! Czy pani mnie słyszy?- poczułam jak sanitariusz klepie mnie po policzku.
- Boli...- powiedziałam słabym głosem.
- Musi pani odpowiedzieć na moje pytania. Czy może się pani poruszyć?
- Nie...
- Dotykam teraz pani nogi, czy czuje ją pani?
- Nie... Nic nie czuję!- zaniosłam się szlochem. Co teraz będzie? Ból zajął całe ciało i rozpoczął dalszą wędrówkę, by siać zniszczenie również w umyśle. Nic nie mogło go zatrzymać. Przełamywał się bez problemu przez kolejne bariery.
- Proszę postarać się uspokoić. Daje pani zastrzyk przeciwbólowy. Zaraz pani ulży.
Przenieśli mnie delikatnie na nosze. Nie sądziłam, że można przy tym odczuwać takie katusze. Nad sobą zobaczyłam zapłakaną twarz córeczki.
- Mamusiu....
- Nie martw się o małą, zajmę się nią- powiedział do mnie Wojtek i wziął dziewczynkę na ręce.- Gdzie ją zabieracie?
- Do wojewódzkiego. Jest najbliżej, a potrzebna jest natychmiastowa pomoc.
Czekałam aż zastrzyk uśmierzy ból, ale on był zbyt silny. Ból pokonał wszystko. Pokonał mnie. Dałam porwać się wszechogarniającej ciemności.
Z perspektywy Wojtka...
- Straciła przytomność- powiedział sanitariusz. Ferens wziął małą dziewczynkę na ręce i pobiegł z nią do samochodu, by natychmiast ruszyć do szpitala.
- Mama!- krzyczała Zuzia i płakała w szyję siatkarza.
- Ciii- próbował ją uspokoić. Wsadził ją do fotelika, w który zdążył się wcześniej zaopatrzyć, by dziecko mogło z nim jeździć, a którego się nie chciał pozbyć. Przypiął małą dokładnie pasami i wskoczył na miejsce kierowcy.- Nie płacz, aniołku. Mamą już zajmują się lekarze. Zabiorą ją do szpitala i pomogą. Będzie dobrze- starał się jej dodać otuchy, choć on sam bardzo się martwił. Wiedział, że kręgosłup to nie przelewki. Wyglądało to naprawdę źle. Zastanawiał się od kiedy Michalina miała problemy ze zdrowiem. Szczerze był zdziwiony, że młoda matka tak dobrze się trzyma przy takim trybie życia. Jak się okazało, sprawiała tylko takie wrażenie. Trudno było nie podziwiać takiej siły, która tkwiła w tak kruchej kobiecie.
Szczęście w nieszczęściu, że szpital był oddalony jakiś kilometr bądź dwa od hali. Wojtek zaparkował samochód na pierwszym wolnym miejscu, wyciągnął z niego zapłakaną Zuzie i poszedł do rejestracji dowiedzieć się czegokolwiek.
Przy okienku zastał niemiłą, starszą kobietę, która nie zamierzała spieszyć z pomocą. W ogóle nie obeszło ją zrozpaczone dziecko i rozkazała zmartwionej dwójce cierpliwe czekać.
- Może przestanie się pani łaskawie opychać tym pączkiem, tylko dowie się na której sali leży dziewczyna przywieziona chwilę temu przez karetkę!- nie wytrzymał już przyjmujący. To nie był czas na piękne słowa i wymianę uprzejmości. Szalał z niepokoju i już nie mógł tego dłużej ukrywać.
- Proszę za mną, zaprowadzę- oznajmiła "łaskawie". Chłopak się już nie odezwał. Chciał się tylko dowiedzieć co z Misią. Serce mu stanęło, gdy kobieta kazała mu czekać przed blokiem operacyjnym.
- Jest operowana?- pytanie ledwo przeszło mu przez gardło.
- Operacja jest niezbędna. Niestety nie wiem nic więcej, proszę usiąść tu z córką i poczekać na lekarza.
Ferens tylko pokiwał głową. Nie miał siły odpowiedzieć. Nie miał chęci poprawiać lekarki, że dziewczynka to nie jego córka.
- Chcie do mamusi- poskarżyła się Zuzia, która siedziała na kolanach Wojtka i mocno się do niego tuliła.
- Musisz poczekać jeszcze. Nie płacz już. Wszystko będzie dobrze.
Siedzieli prawie bez ruchu przez godzinę. Nikt nie udzielił im informacji o stanie Michaliny. Z minuty na minutę obawy chłopaka były coraz większe.
- Zuzia, może jesteś głodna, albo chcesz pić?- spytał siatkarz, ale 3-latka pokręciła przecząco głową. W tym momencie odezwał się telefon Ferensa.
- Słucham?
- Wojtek, jest już późno. Gdzie jesteś?- usłyszał zaniepokojony głos Natalii.
- W Szpitalu Wojewódzkim.
- Jezu, co ci się stało?
- Mi nic. Michalinie coś się stało z kręgosłupem. Zabrała ją karetka i teraz jest operowana. Czekam razem z Zuzią na jakąś informacje.
- Mam nadzieję, że to nic poważnego.
- Ja też... Przepraszam, ale muszę kończyć.
- Dobrze, kocham cię- zdążyła powiedzieć zanim Wojtek się rozłączył. Próbowali wszystko naprawić. Od nowa budowali zaufanie. Chłopak nie przyznał się, że miał coraz więcej wątpliwości. Nie chciał się przyznać sam przed sobą, ale bardziej żałował skrzywdzenia Michaliny niż Natalii. Nie mógł znieść tego jak matka Zuzi cierpi. Nie potrafił sobie przebaczyć, że był przyczyną złego samopoczucia małego dziecka, które jeszcze niewiele z tego rozumiało.
Na oddział dotarła dziewczyna Ferensa, która nie mogła znaleźć sobie miejsca w mieszkaniu.
- Co tu robisz?
- Pomyślałam, że przywiozę wam coś ciepłego do jedzenia i dodam otuchy- uśmiechnęła się nieśmiało.
- Zuzia, zjedz coś- oderwał na moment od siebie dziecko.
- Kiedy ziobacie mame?- spytała.
- Nie wiem, aniołku.
Po minięciu kolejnej godziny, po przeleceniu kolejnych dziesiątek myśli w głowie, po kolejnych setkach obaw oraz kolejnych tysiącach zmartwień i domysłów, z sali wyszedł lekarz. Na sam jego widok cała trójka podniosła się z krzeseł.
- Pastwo są rodziną pani Michaliny?
- Tak- odparł bez wahania Wojtek.- Co z nią?
- To przepuklina kręgosłupa. Kręgosłup jest bardzo zaniedbany jak na ten wiek. Nie będzie mogła pracować fizycznie przez jakiś czas. Musi odbyć rehabilitacje. Podejrzewamy też anemię, ale trzeba zrobić niezbędne badania.
- Możemy do niej iść?
- Nie dzisiaj. Wybudzi się dopiero jutro. Proszę jechać do domu, odpocząć. Szczególnie dziewczynka- doktor wskazał dłonią na Zuzię, która zasypiała w ramionach przyjmującego. Doktor kiwnął głową na pożegnanie i odszedł w swoją stronę.
- Pan ma racje. Gdzie ją zawozimy? Ma jakąś rodzinę?
- Nie, jedzie z nami. Zajmę się nią- postanowił Wojtek tonem nie znoszącym sprzeciwu. Natalia pokiwała głową, nie chcąc się kłócić. W trójkę wyszli ze szpitala i pojechali prosto do mieszkania Ferensa.Ukłuły ją słowa partnera. "Zajmę się", nie "Zajmiemy się". Drobna różnica, ale jakże znacząca, która wypychała ją poza kręg. Wykluczała z sytuacji już na samym początku.
- Dlaciego jeśteśmy u ciebie?- spytała zdezorientowana Zuzia.
- Dzisiaj będziesz spała u nas wiesz? Jutro pojedziemy do pani Marysi, przebierzemy cię i pojedziemy do przedszkola. Odbiorę cię, zjemy coś i pojedziemy do mamy. Zgoda?
- Źgoda- powiedziała smutno
- No, uśmiechnij się- poprosił siatkarz, ale dziewczynka pokręciła przecząco główką.- No, jeden uśmiech, dla mnie, co?- spytał ze śmiechem i zaczął łaskotać Zuzię. 3-latka po kilku sekundach zaczęła się śmiać i na moment zapomniała o smutnych wydarzeniach.- Tak lepiej. Zaraz Natalia pomoże ci się umyć i pójdziesz spać, dobrze?
Natalia starała się jak mogła, by dziewczynka czuła się z nimi dobrze. Nie mogła nie zauważyć zdystansowanego podejścia dziecka do jej osoby. Wiedziała, że Zuzia czuję się w jej obecności niezręcznie. Trudno było jej nawiązać jakąkolwiek rozmowę. Dlatego młoda kobieta starała się jak najszybciej pomóc umyć 3-latce, ubrała ją w swoją koszulkę i pościeliła jej łóżko w pokoju gościnnym.
- Wygodnie ci?- spytała, poprawiając poduszkę. Dziewczynka pokiwała główką. - Słodkich snów- życzyła jej Natalia i wyszła z pokoju, przymykając tylko drzwi. Miała mieszane uczucia. Naprawdę było jej szkoda tej małej istotki, a także jej matki. Jednak nie mogli z Ferensem podjąć się opieki nad dzieckiem przez długi okres czasu. Nie mówiła o tym swojemu chłopakowi. Widząc jak zajmuje się Zuzią czuła i zachwyt i przerażenie. Zawsze miał problem z angażowaniem się. A wystarczyło kilka miesięcy, by tak przywiązał się do dziecka. To bolało. Już wtedy w głębi serca młoda kobieta wiedziała, że Wojtek już nie jest jej Wojtkiem.
Para położyła się w sypialni. Oboje nie mieli ochoty rozmawiać. Każde było pochłonięte swoimi myślami. Zastanawiali się co przyniesie jutro. Natalia bała się najbardziej o przetrwanie swojego związku, ale Wojtek wcale nad nim nie myślał. Chciał podołać opiece nad dzieckiem. Relacje z Natalią stały się dla niego sprawą drugorzędną.
- Wojtek?- w drzwiach pojawiła się Zuzia.
- Co się stało?
- Boję się śpać siama- przyznała dziewczynka. Siatkarz podniósł się z łóżka i wziął dziecko na ręce, po czym poszedł z nią do jej pokoju. Jego dziewczynie było wstyd, jednak poczuła ukłucie zazdrości. Tymczasem przyjmujący położył 3-latke z powrotem do łóżka, a sam usiadł w fotelu obok.
- Poczekam aż zaśniesz- obiecał.
Ranek był powtórką z rozgrywki. Po tym jak Natalia obudziła się sama, zastała Wojtka w pokoju gościnnym, śpiącego obok łóżka. Przygotowała śniadanie i obudziła pozostałą dwójkę. Zuzia chodziła krok w krok za Wojtkiem.
- Dasz radę dzisiaj sama dotrzeć do pracy?- spytał Ferens.
- Tak, pewnie- odpowiedziała młoda kobieta w ogóle na niego nie patrząc. Nie chciała zdradzać swoich myśli. Trzymała się bowiem kurczowo nadziei, że wszystko jeszcze może być dobrze.
- Coś jest nie tak?
- Nie! Jest w porządku- siliła się na wesoły ton. W środku jednak czuła przygnębienie.
Siatkarz zabrał dziecko i pojechał do mieszkania Michaliny. Po drodze spotkał panią Marysię, która od dnia poprzedniego martwiła się o swoje sąsiadki. Chłopak musiał wszystko wytłumaczyć starszej kobiecie. Chciała zająć się Zuzą, ale przyjmujący nie był w stanie się na to zgodzić. Nie umiał zrezygnować z opieki nad dziewczynką. Dlatego poprosił tylko o klucze do mieszkania i chwilę później znajdował się w czterech ścianach Miśki. Pomógł dziewczynce się przebrać, spakował jej kilka rzeczy, a do osobnej torby trochę ubrań dla młodej matki, by zawieźć jej do szpitala.
- Wojtek, ale nie możesz jej zawieźć do przedszkola- przed blokiem złapała siatkarza pani Marysia.
- Dlaczego?
- Przedszkolanka zna tylko Michalinę. Jak się dowie, że ona jest w szpitalu, zabiorą małą od nas.
O tym Ferens nie pomyślał. Ostatnie czego chciał to zawieźć Michalinę i stracić Zuzię.
- W takim razie zabiorę ją ze sobą na trening. Proszę się nie martwić.
Jak powiedział tak zrobił. Jednak wszyscy zawodnicy razem ze sztabem trenerskim zdziwili się, kiedy zobaczyli swojego kolegę w towarzystwie małej dziewczynki. Owszem, widzieli ich już razem po meczach, ale nigdy nie przyprowadził ją na trening. Trener podszedł do swojego zawodnika, reagując od razu na tę niecodzienną sytuację.
- Wojtek, co jest grane?
- Jej mama jest w szpitalu nieprzytomna. Nie ma nikogo...- powiedział na tyle cicho, by dziecko, chowające się za jego posturą tego nie usłyszało.- Proszę...- dodał. Był świadom, że Gruszka wie o co go błaga. Widział w oczach trenera wahanie, który w końcu skinął lekko głową.
- Cześć, księżniczko jak ci na imię?- schylił się i spytał dziewczynki.
- Zuzia- odpowiedziała cichutko.
- Zuzia, będziesz mi dzisiaj pomagać, dobrze? A Wojtek tymczasem pójdzie do szatni przygotować się do treningu- zarządził.
Z perspektywy Michaliny...
Otworzyłam oczu i ku mojemu zdziwieniu było już jasno. Ile byłam nieprzytomna? Zdziwiłam się. Nie pamiętałam nic. Nie było tunelu, spotkania z kimś kto ma mnie podnieść na duchu, nie mówiąc o tym bym miała śnić. Była ciemność i byłam ja. Była moja świadomość, a wokół nie było nic.
- Pić- wyszeptałam, ale kto mógł to usłyszeć? Byłam sama. Nie miałam siły podnieść ręki, by zawołać pielęgniarkę. Po chwili, podczas której każdą komórką ciała odczuwałam pragnienie, zapadłam w sen. Gdy znalazłam w sobie siłę, by unieść powieki, w mojej sali ktoś był. Nie widziałam wyraźnie sylwetki. Cały obraz był zamazany.
- Wody- powiedziałam cicho, ale owa osoba nie usłyszała.- Wody- zażądałam głośniej chrapliwym głosem. Moja prośba została natychmiast spełniona i po kilku sekundach pragnienie zostało ugaszone. Dopiero wtedy mogłam myśleć jasno. "Zuzia! Co z Zuzią?!" Zaczęłam gorączkowo myśleć. Na szczęście przypomniałam sobie, że Wojtek obiecał się nią zająć. Nie miałam wyboru. Musiałam wierzyć, że jest z nim bezpieczna.
- Witam, nazywam się Jerzy Zalewski- do sali wszedł lekarz.- Nie będę owijał w bawełnę. Pani stan jest bardzo poważny. Czeka pani długa rehabilitacja. Nie może pani pracować przez najbliższe pół roku.
- Pół roku?- głos mi się załamał.- Musi być inne wyjście. Ja nie mogę!
- Jeśli pani nie podejmie się rehabilitacji to po kilku latach czeka panią wózek. Tego pani chce?
- Po kilku latach?
- Tak. Proszę teraz odpoczywać.
"Jeśli wytrzymam kilka lat, Zuzia podrośnie i będzie troszkę łatwiej". Nie mogłam zrezygnować z pracy. Nie mogłam. Cieszyłam się, że jestem w stanie ruszań kończynami. Bałam się, że zostałam sparaliżowana już na zawsze, a wtedy nie byłoby już dla mnie i córki ratunku.
- Mamusiu!- usłyszałam głos swojego dziecka. Dziewczynka podbiegła i przytuliła się do mnie. Do sali wszedł również Ferens.
- Cześć, kochanie- przywitałam się.- Dziękuje, że się nią zająłeś- powiedziałam w stronę siatkarza, biorąc się na odwagę by spojrzeć mu w oczy.
- Nie ma sprawy- wzruszył ramionami.- Jak się czujesz?
- W porządku. To nic poważnego- wzruszyłam ramionami. Jednak widziałam po jego minie, że nie uwierzył w ani jedno moje słowo.
- Przywiozłem ci kilka rzeczy...
Przez następne godziny w sali zapomnieliśmy o dawnych urazach. Byłam zbyt słaba i zbyt wdzięczna, by robić Wojtkowi jakieś wyrzutowi. Szczęście, że była z nami mała dziewczynka, która cieszyła się mogąc spędzić z nami troszkę czasu.
- Ja muszę jechać na wieczorny trening. Przyjadę po małą potem, zgoda?- spytał mnie.
- Tak, pewnie, jedź. Dziękuje za wszystko jeszcze raz.
Siatkarz uśmiechnął się lekko i wyszedł z sali. Patrzyłam na dziewczynkę, która rysowała sobie przy stoliku. Musiałam się dla niej poświęcić. Musiałam wytrzymać te kilka lat.
- Michalina? To naprawdę ty?- spojrzałam na mężczyznę stojącego w drzwiach. Zamarłam na widok tej sylwetki. Nic się nie zmienił, poza ubiorem. T-shirt zamienił na koszulę, dżinsy na spodnie od marynarki, a adidasy na eleganckie , czarne, skórzane buty. Ze studencika zmienił się w prezesa. Nie mogłam się powstrzymać i musiałam mu się przypatrzeć.
- Mamusiu, kto to?- dziecko podeszło do mnie całkiem zdezorientowane.
- Łukasz, czego ty ode mnie chcesz?- spytałam bez ogródek, tuląc jednocześnie dziecko do siebie.
- Trochę zajęło mi czasu znalezienie was, ale w końcu mi się udało. Chcę poznać swoją córkę- walnął prosto z mostu. Moje serce przestało bić.
--------------------------------------------------------------------------
Prawie 8 stron. Jak ktoś mi powie, że za mało to ja już nie wiem xd Suprise moje kochane <3 Miał być w sobotę, ale dzisiaj muszę siedzieć cały dzień w domu także skończyłam go i stwierdziłam co mi tam ;)
Rozdział dedykowany dla Dit Te, dla Anonima ( przepraszam nie podpisałaś się :P), Win, Miśki. Mam nadzieję, że nikogo kto zgadł nie pominęłam.
Myślałam, że będzie to trudniejsza do odgadnięcia, ale jeszcze kiedyś coś wymyślę xd
Chce wam oznajmić iż jeszcze nie jedną katastrofę mam w zanadrzu :)
W sobotę rozdział może być krótszy, gdyż zapewne będę się już od dziś albo jutra ( w zależności, kiedy dostanę materiały) uczyć na prawko.
Przepraszam, że jeszcze nie dałam top10, Obiecuje że sie za to zabiorę ;)
I zapraszam na :
http://z-lemurkiem-wsrod-ksiazek.blogspot.com/
Do następnego <3