sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział 14

   Zuzia nie była w stanie stawiać dużego oporu. Nie chodziło już nawet o to, że nie pozwala jej na to wiek, wzrost i słabe ciało. Była zbyt przerażona, by zareagować w jakiś inny sposób na drastyczne wydarzenia niż płaczem.
- Uspokój się- powiedział do niej Łukasz.- Jestem twoim tatą. Nic ci ze mną nie grozi.
Dziecko rzeczywiście przestało histerycznie szlochać. Jednak było to spowodowane strachem przed tym człowiekiem. W dodatku nie czuła się bezpiecznie. Zdruzgotana oglądała krajobraz za oknem samochodu. Wasilewski wiózł ją na drugi koniec miasta. Dla dziewczynki była to podróż niczym na koniec świata. Nigdy nie wyjeżdżała poza Bielsko-Białą. Świat w tym momencie wydawał się 3-latce za duży. Zdawała sobie sprawę, że oddala się od kochających ją ludzi, od tego co znała i czemu ufała bezgranicznie. Tymczasem jechała ku nieznanemu. Wcale się nie ucieszyła na widok wystawnego budynku. 
- No jesteśmy. To twój nowy dom- odwrócił się do niej z uśmiechem.- Masz nawet swój pokój.
Pomógł dziewczynce wysiąść z auta i zaprowadził ją do środka. Pokazywał po kolei kuchnie, łazienkę, salon i jej kącik. Jednak dziecko słuchało go z jednego i tego samego powodu- ze strachu. Oglądała piękne wnętrza, ale nie zachwycał ją ten obraz. Te wspaniale urządzone pomieszczenia napawały ją lękiem.
Aż do wieczora Zuzia leżała w "swoim" łóżku i błagała w myślach, by ktoś ją znalazł. Na dodatek o głowie chodziła jej myśl, czy jej mamie " naprawili " kręgosłup. 
- Chodź zjeść kolacje- starał się przemawiać do dziecka łagodnie, ale jakiego tonu, by nie przybrał i tak wzbudzał przerażenie u małej. Posiłku 3-latka również nie mogła przełknąć. Rozglądała się nieustannie wokół siebie, jakby upewniając się, że to nie koszmar senny, z którego chciałaby się obudzić. Po wieczornej toalecie z ulgą położyła się spać, chowając swoją osóbkę w fałdach kołdry.  Mimo, że otaczały ją same nowe, eleganckie rzeczy, których tak bardzo starała się jej zapewnić matka, nie chciała ich. Tęskniła za swoim otoczeniem. 
   Następnego dnia Zuzia zjadła skromne śniadanie, które zaserwował jej Łukasz. Bardzo chciał poznać dziecko i dlatego siedzieli cały dzień w domu. Wypytywał ją o różne rzeczy. Pragnął się dowiedzieć co lubi, a czego nie. Zdawał sobie sprawę, że nic nie zwróci mu tych lat, które stracił. Dlatego teraz nie chciał marnować czasu. 
- Na obiad pojedziemy do twoich dziadków.
- Kto to dziadkowie?- spytała nieśmiało.
- Dziadek i babcia- wytłumaczył.
- Mam dziadka?
- No tak. Dzisiaj go poznasz. Cieszysz się?
- A moge zadźwonić do Wojtka?- spytała z nadzieją.
- Nie, nie wolno ci się z nim zadawać. 
- Dlaciego?
- Bo to ja jestem twoim tatą i zabraniam ci- uciął krótko, zamykając tym samym małej buzię.
   W nowym domu dziewczynka miała nawet piękne ubrania. Łukasz przygotował się na jej pobyt. Do państwa Wasilewskich 3-latka pojechała w drogiej sukience. Kolejna dezorientująca podróż. 
- No nareszcie jesteście. Ty jesteś Zuzia tak?- spytała matka mężczyzny. Dziecko pokiwało głową było zbyt przerażone i zawstydzone. Zostało wprowadzone, a właściwie siłą wtargane w świat, którego nie znało. Znienacka poznała kolejnych ludzi, którzy kazali się do siebie zwracać "dziadek i babcia", którzy swoją elegancją, postawą i nienagannymi manierami onieśmielali ją. Siedziała przy bogato zastawionym stole i nie miała pojęcia co zrobić. Dzióbała tylko wielkim widelcem w talerzu, nie wiele jedząc. Kompletnie odcięła się od otocznia. Przestała zwracać uwagę na ludzi, którzy napawali ją strachem. Jak przez mgłę pamiętała resztę tego dnia. Z każdą sekundą tęskniła bardziej rozpaczliwie. Tej nocy sen przyszedł szybko i wyzwolił 3-latke na kilka godzin z objęć cierpienia. Nie była tego świadoma, ale tam gdzieś ktoś ją szukał, ktoś tęsknił nie mniej niż ona, ktoś się o nią martwił i poruszał niebo i ziemię, by ją odzyskać. Jednak Michalina była w śpiączce farmakologicznej, a tylko ona mogła coś zaradzić na zaistniałą sytuacje.
Następnego poranka dziewczynka była w dalszym ciągu w parszywym humorze. Słuchała się swojego ojca. Nie miała siły i odwagi się sprzeciwiać.
- A odwiedzimy kiedyś mame?
- Dziś wieczorem dobrze?- zgodził się na jej prośbę. To podniosło dziecko na duchu i zdołała zjeść pół miski płatków z mlekiem. 
- Dziś musi tata gdzieś zajechać, wiesz? Pojedziesz ze mną, a potem pójdziemy na zakupy i wrócimy do domu- przedstawił jej plan dnia. I rzeczywiście pojechali. Ku radości małej pasażerki poznawała okolice, w której się poruszali. Nie posiadała się ze szczęścia gdy zobaczyła siłownie, w której była z Wojtkiem. Podczas, kiedy Łukasz załatwiał swoje sprawy zawodowe w recepcji, dziecko patrzyło na przechodzących ludzi i wśród nich zobaczyła bielskiego zawodnika- Kamila Kwasowskiego. Oddaliła się od według jej uznania złego mężczyzny i podbiegła do siatkarza.
- Wujek- zawołała.
- O, nasza zguba- wziął ją na ręce. Ale Zuzia nie mogła się uśmiechać. Po prostu się rozpłakała.- No już, spokojnie- pocieszał ją.- Wojtek jest tutaj niedaleko. Zaraz do niego zadzwonimy, co?- spytał wyciągając telefon.- 
 

Z perspektywy Michaliny...
- Podamy pani środki usypiające- poinformował mnie ktoś.- Proszę odliczać od dziesięciu- nakazała ta sama osoba.
- Dziesięć, dziewięć, osiem, sieedem, szeeesc- zdążyłam powiedzieć i odpłynęłam. Czułam jak wiruję i oddalam się duchem od sali operacyjnej. Zapędzałam się coraz dalej i dalej w swojej podświadomości. Widziałam miliony obrazków z mojego życia, które przewijały się jak film, aż w końcu wszystko stanęło, a ja musiałam wrócić do przeszłości by przeżyć wszystko na nowo...

   Wrocław miał być początkiem mojego niezależnego życia. Patrzyłam z zachwytem na budynek uczelni. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka. Przeciskałam się przez tłum studentów, by znaleźć informację, do której sali powinnam się udać. Potem już tylko musiałam znaleźć gdzie jest ona położona. Nikt nie palił się do udzielania mi pomocy. Zrezygnowana usiadłam na pod ścianą i cierpliwie czekałam, aż ci ludzie gdzieś znikną.
- Pierwszy dzień?- usłyszałam głos nad sobą. Podniosłam głowę, a moim oczom ukazał się wysoki, przystojny brunet. Zatkało mnie. Przełknęłam głośno ślinę i dopiero potrafiłam wziąć się w garść.
- Tak, nie wiem nawet gdzie mam iść- oznajmiłam.
- Numer sali?- spytał z uśmiechem.
- 115.
- Chodź, zaprowadzę cię- wyciągnął do mnie dłoń i pomógł mi się podnieść z zimnej posadzki.- Tak w ogóle to Łukasz.
- Michalina- uśmiechnęłam się do niego i poszłam za nim. 

   Minęły miesiąc pełen pocałunków, uścisków, deklaracji oraz miłosnych uniesień. Istna bajka. Pierwszy raz w życiu byłam tak zakochana, jak i również zaślepiona. Łukasz był dla mnie chodzącą doskonałością. Był zabawny, mądry, elegancki. Dziwiłam się, że chce się umawiać z taką szarą myszką jak ja. On? Taki szalony i z dobrego domu? Byłam na każde jego skinienie. Wystarczyło by coś powiedział, a ja już byłam gotowa to zrobić. Naginałam wszystkie swoje zasady, przesuwając granice własnej moralności. Byłam świadoma, że gdy rodzice dowiedzą się o moich wyczynach, nie będzie do nich powrotu. W najlepszym wypadku wysłali, by mnie do egzorcysty. Jednak wszystko przestało się dla mnie liczyć. Miałam faceta marzeń i studiowałam dziennikarstwo. Czego więcej można chcieć?
- Przyrzeknij mi, że to będzie trwać zawsze- poprosiłam, leżąc wtulona w jego tors. W tamtej chwili świat bez niego dla mnie nie istniał. 

- Przyrzekam- odpowiedział bez wahania.
Tydzień później porządkując biurko, w ręce wpadł mi kalendarz. Uświadomiłam sobie jaki właściwie jest miesiąc. Serce zaczęło mi bić w niemiłosiernie szybkim rytmie. Nie zakładając żadnej kurtki, wybiegłam z mieszkania do najbliższej apteki. Gdy dostałam to po co przyszłam, po powrocie do domu, skierowałam się do łazienki. Wykonałam 7 testów ciążowych. Modliłam się w duchu, żeby moje obawy się nie potwierdziły. Ale nie mogłam zmienić faktów. Wynik pozytywny... Upadłam na podłogę i wybuchnęłam głośnym, niepohamowanym szlochem. To była prawdziwa tragedia, ale jeszcze nie koniec. Wzięłam się w garść i poszłam po telefon. Przecież był Łukasz...

- Tak?
- Możesz do mnie przyjechać?- poprosiłam.
- Co się stało?- spytał zdezorientowany. Zdezorientowany nie zmartwiony.
- Proszę, to ważne.
- No, dobrze. Za 5 minut jestem- oznajmił i się rozłączył. Czekanie na niego strasznie mi się dłużyło. Dźwięk otwieranych drzwi był dla mnie jak koło ratunkowe. Rzuciłam mu się na szyję i ponownie rozpłakałam.
- Spokojnie. Powiedz co jest nie tak.
- Jestem w ciąży- powiedziałam cicho. Poczułam jak całe jego ciało się napina. Oderwał mnie od siebie i patrzył na mnie przerażony.
- O czym ty mówisz? Jakiej kurwa ciąży?! Michaśka! Znamy się 5 kurwa minut i ty mi taki numer wykręcasz?!
- Przecież nie chciałam, przepraszam- powiedziałam cicho. Sprawił, że poczucie winy rozlało się po moim ciele. Chwycił się za głowę i przez kilka sekund chodził nerwowo w tę i z powrotem.

- Pozbądź się go- oznajmił bez cienia emocji. Odwrócił się twarzą w moją stronę.
- Co? 
- Ty nie chcesz tego dziecka i ja też nie. Jest tylko jedno wyjście. 
- To zabójstwo!- zaprotestowałam i odruchowo położyłam dłoń na brzuchu.
- Na jakim świecie ty żyjesz? Obudź się wreszcie! Jutro jedziemy wykonać zabieg- poinformował mnie. To było dla niego takie proste. Usunąć ciążę. Nagle zrozumiałam, że to zawsze ja byłam tą na, którą można było liczyć. On tylko mnie wykorzystywał i zaspokajał swoje potrzeby. Dla niego nie byłam nikim innym jak sposobem na nudę. 
- Wyjdź stąd- powiedziałam.
- Co?
- Wyjdź stąd. Nie chcę cię nigdy więcej widzieć. Nie dam skrzywdzić tego dziecka- oznajmiłam z zaciśniętymi zębami. 
- Będziesz zdana tylko na siebie. I nie licz na alimenty. Po urodzeniu tego czegoś chcę testy na ojcostwo.- Na jego słowa zaśmiałam się. Jak ja mogłam być aż taka ślepa?
- Nic od ciebie nie chcę! Wyjdź- powtórzyłam, a on tym razem posłuchał. Gdy zamknęły się za nim drzwi poczułam ulgę. Postanowiłam, że nigdy nie zbliży się do tego małego cuda, które miało przyjść na świat za kilka miesięcy. Czekała mnie jeszcze jedna trudna konfrontacja- z rodzicami. Tliła się we mnie mała iskierka nadziei, że mi pomogą. Jednak rzeczywistość była inna....


   Zadziwiające, że pamiętałam wszystko z każdym, najmniejszym szczegółem. Z biegiem czasu nie żałuję niczego. Zrobiłabym to ponownie, gdyż gdyby nie moje głupie, lekkomyślne zachowanie ślepo zakochanej nastolatki, na tym świecie nie byłoby Zuzi. A ta rzeczywistość choć na pozór ponura, była najpiękniejsza, ponieważ miałam ją.

Z perspektywy Wojtka...


  Zawodnik z numerem 5 został poinformowany przez panią Marysię o tym co zaszło na szpitalnym parkingu. Nie mógł uwierzyć, że Wasilewski jest zdolny do wyrwania dziecka z rąk starszej pani. Odchodził od zmysłów. Cały czas zastanawiał się, gdzie podziewa się mała blondyneczka i czy wszystko z nią w porządku. Poruszał niebo i ziemię, by ją znaleźć, ale nigdzie nie było adresu mężczyzny bądź chociaż jego telefonu. Na policji powiedzieli, że Łukasz skoro figuruje na akcie urodzenia jako ojciec, ma pełne prawo opiekować się dziewczynką póki Michalina nie jest w stanie tego robić. Chyba nigdy wcześniej Ferens nie był zmuszony przełykać goryczy większej porażki.
   Myślami był przy Zuzi. Michaliny operacja się powiodła, ale musiała zostać jeszcze dwa dni w śpiączce farmakologicznej. Spała w głębokiej nieświadomości. Siatkarz nie mógł jej zawieść, tak samo jak nie mógł opuścić 3-latki. Z siłowni wracał do domu, by zjeść coś na szybko, gdy rozdzwonił się jego telefon.
- Tak?
- No cześć, wracaj pod siłownię. Nie zgadniesz kogo znalazłem- zaśmiał się. Przyjmujący niezwłocznie wrócił na umówione miejsce, nie chcąc spekulować o kim to Kamil mówi. Gdy zobaczył na jego rękach małe dziecko poczuł niesamowitą ulgę. Kamień spadł mu z serca. Kiedy Zuzia zobaczyła Wojtka wyrwała się z objęć Kwasowskiego i pobiegła prosto w ramiona swojego ulubieńca. Ferens przytulił do siebie mocno dziewczynkę i ucałował kilkakrotnie w główkę.
- Dzięki, Kwasu. Wiszę ci przysługę- powiedział do swojego kolegi z drużyny.
- Nie ma o czym mówić- wzruszył ramionami.- Trzymajcie się- powiedział na pożegnanie i poszedł w swoim kierunku.
- Nie płacz, malutka. Już jesteś bezpieczna.
- Ten pan tu jeśt- oznajmiła przerażona. Przyjmujący czym prędzej zniknął sprzed siłowni i udał się do samochodu. Prawo prawem, ale on nie miał zamiaru oddać jego kochanej, małej, blondyneczki w obce ręce. Odjechał z parkingu z piskiem opon, by jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznej odległości od siłowni.

-----------------------------------------------

Wszystko skończyło się dobrze :) Także tylko czekać, kiedy ja coś zepsuje xd Tak myślę iż może się to stać za tydzień xd Albo nie? 
Rozdział dla Gabsty :) Wybrałam ten, bo są na końcu szczęśliwe Wojtkowo- Zuziowe chwile.
Do następnego <3

sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 13

   Siatkarza kompletnie zamurowało. Nie spodziewał się, że ów mężczyzna będzie chciał z nim rozmawiać. Bo niby o czym? Kompletnie zignorował jego wyciągniętą dłoń. To nie był czas na fałszywe uprzejmości.
- Czego tu szukasz?
- Widzę, że przechodzimy na "ty". Miło by było jakbyś się przedstawił- przyjął arogancką pozę.
- Nie widzę powodów. Raczej się nie zakolegujemy. Wybacz, spieszymy się.- Ferens złapał za klamkę od drzwi, jednak Łukasz, chcąc go zatrzymać chwycił przyjmującego za ramię.
- Dziecko powinno być z rodzicami. Skoro Michalina nie może się nią zajmować, to ja powinienem. 
- Rodzicami?- Wojtek prychnął.- A gdzie byłeś przez ostatnie 4 lata?
- Nie będzie mnie pouczał jakiś gach Miśki. Zabieram dziecko- oznajmił i zbliżył się do tylnych drzwi, gdzie siedziała dziewczynka. Siatkarz zareagował błyskawicznie. Zagrodził Wasilewskiemu drogę i pchnął go lekko do tyłu.
- Łapy precz od tego dziecka- ostrzegł spokojnie. Na zewnątrz był opanowany, ale w środku emocje w nim buzowały. Był bliski rzucenia się na swojego przeciwnika z pięściami, jednak wciąż musiał pamiętać o obserwującej wszystko Zuzi. 
- Jak chcesz mieć córkę, to sobie zrób.
- Nie ważne kto zrobił, ważne kto wychował. W tym starciu zdecydowanie przegrywasz i to nawet ze mną.
- Pójdę do sądu i zdobędę dziecko- zagroził Łukasz.
- A idź! Każdy kto zna Michalinę wie, że jest najlepszą matką na świecie. Gówno możesz nam zrobić.
- Nam?- zdziwił się Wasilewski.
- Nie zostawię jej z tym samej. Jak już wspominałem, śpieszymy się. 
- To jeszcze nie koniec- zdążył powiedzieć biologiczny ojciec Zuzi. Ale Ferens już siedział na miejscu kierowcy i odjeżdżał z parkingu. 
- Wojtek, to ten pan krzicział na mame- poinformowała mała pasażerka.- Nie zlobi jej nić, plawda?- spytała zmartwiona.
- Boisz się go?- spytał, a dziecko pokiwało twierdząco główką.- Nie musisz. Nie dam wam zrobić nic złego.
   Całe szczęście, że dzieci mają zazwyczaj krótką pamięć. Dziewczynka zapomniała o przykrym spotkaniu przy szpitalu i cieszyła się na wspólną zabawę ze swoimi rówieśniczkami.  Ferens tym sposobem nie tylko zapewnił swojej podopiecznej rozrywkę, ale i opiekę, a sobie spokojny trening bez oglądania się cały czas wokół, czy z małą wszystko w porządku.  W dodatku przebywanie na siłowni z tyloma ćwiczącymi siatkarzami nie było jednym z najprzyjemniejszych przeżyć jakie świat mógłby Zuzi zaoferować. Oczywiście na treningu wszyscy uważali na 3-latke, która miała problem z zapamiętaniem wszystkich imion w związku z tym do każdego oprócz sztabu trenerskiego zwracała się "wujek".  Chyba żadne dziecko w tym kraju nie zyskało jednego dnia tylu wujków. Mogło to być spowodowane tym jak ta mała blondyneczka zjednywała sobie ludzi. Ale zdarzały się osoby, jak Łukasz, czy Michał od których Zuzia trzymała się instynktownie z daleka.
- I jak było?- spytał Ferens, gdy odbierał dziewczynkę z zajęć.
- Supel! Będę mogła jeście kiedyś przijść?
- No jasne- pocałował ją w główkę. Jutro miał jechać na mecz wyjazdowy i nie mógł zabrać ze sobą małej. Zastanawiał się jak zorganizować jej opiekę. Będzie musiał liczyć na pomoc pani Marysi, ponieważ w dalszym ciągu wierzył, że uda mu się namówić Michalinę na operacje. Naprawdę chciał się nią zaopiekować. Nie wiedział czemu, ale nie umiał wyobrazić sobie codzienności bez tej dwójki. Zawiózł wyczerpaną 3-latkę do starszej pani, informując ją o zaistniałej sytuacji.
- Nie moge jechać ź tobą?- pytała Zuzia.
- Skarbie, bardzo bym chciał cię zabrać, ale nie mogę. Wrócę pojutrze i zrobimy coś fajnego.
- Ale ja ciem być z tobą!- zaprotestowała i przytuliła się mocno do siatkarza. Łzy pociekły jej po policzkach co łamało przyjmującemu serce.
- Nie płacz- poprosił.- Musisz się zaopiekować babcią, jest jej smutno bez ciebie. Szybko zleci, zobaczysz- próbował jakoś podnieść ją na duchu.
- Ale wlócisz?- to pytanie wstrząsnęło Ferensem. Dotarło do niego jakie wielkie obawy skrywała dziewczynka. Kochała go i potrzebowała. Bała się, że wyjedzie i ją zostawi. Stał się dla niej ważny do tego stopnia, że myślała o tym, by go nie stracić.
- Wrócę, przyrzekam. Będziesz mogła do mnie zadzwonić. Nie płacz już- powtórzył. Przytulił ją na pożegnanie i oddał w bezpieczne ręce pani Marysi. Musiał jeszcze zdążyć do szpitala przed zakończeniem wizyt. Nie miał wyjścia jak tylko po raz kolejny spróbować przemówić Michalinie do rozsądku.

Z perspektywy Michaliny...

Ferens wpadł do mojej sali troszkę zdyszany. Pierwsze na myśl przyszło mi, że mogło się stać coś złego. Mój niepokój podsycony był brakiem dziecka u jego boku.
- Gdzie Zuzia?- spytałam zdenerwowana.
- U pani Marysi- odpowiedział.- Jutro jadę na mecz wyjazdowy i nie mogę jej zabrać, ale twoja sąsiadka zgodziła się nią zająć więc nie musisz się o nic martwić. Teraz przejdźmy do ważniejszych spraw- powiedział stanowczo, przysuwając sobie krzesło do mojego łóżka. Powinnam się domyśleć po co przyszedł.- Myślałaś nad tym o co cię prosiłem?
- Tłumaczyłam ci to już... Nie mogę... Nie poradzę sobie- oznajmiłam stanowczo, przekonana o swojej racji.
- Ty nie, ale my już tak.- Zaskoczył mnie tymi słowami. Położył swoją dłoń na mojej. Popatrzyłam w jego oczy, z których biła czysta szczerość.
- Wojtek, nie chcę tak...
- Jak sama wiesz w życiu nie zawsze dostaje się to czego się chce. Za kilka lat nie będziesz mogła nic zrobić. Wolisz nie przyjąć pomocy i stracić Zuzie? Nie oczekuję niczego w zamian. Nie będziesz mi nic winna. Czego się boisz?
- Zależności. Będę od ciebie uzależniona i będę na twojej łasce. Naprawdę już teraz tak się czuję, bo wiem, że gdyby nie ty Zuzią nie miałby się kto zająć. Jestem ci za to wdzięczna, ale nie chcę brać więcej.
- Posłuchaj ja wiem, że zawaliłem. Skrzywdziłem cię bardziej niż to mogę sobie wyobrazić- zaczął temat, którego wolałbym uniknąć. Jednak potrzebowaliśmy tej rozmowy, tak jak w duszne dni potrzebna jest burza.- Czuję się z tym potwornie. I nie będę się tłumaczył. Teraz chcę wszystko naprawić.
- O czym ty mówisz?- spytałam choć doskonale wiedziałam co ma na myśli.
- O tym co między nami było- powiedział prosto z mostu, a ja odwróciłam głowę. To wciąż bolało, o czym świadczyły moje wilgotne już oczy.- Chciałem ci tylko powiedzieć, że ja nic nie udawałem- zapewnił. Moje serce zaczęło bić w szalonym rytmie. Myślałam tylko o tym, że jest tak blisko mnie. Każda komórka mojego ciała lgnęła do niego. Ale nie wierzyłam w to, by on tak samo pragnął mnie. Nie odważyłam się myśleć, że mógłby być mój. - Pomyśl o tej operacji- poprosił raz jeszcze.- Zuzia cię potrzebuje- powiedział.-... Ja cię potrzebuje- dodał już szeptem. Na te słowa cała się rozpadłam. Każde z nich było i pieszczotą i torturą. Nie mogłam mu odpowiedzieć. Tak bardzo jak go pragnęłam tak bardzo się bałam mu kompletnie zaufać. W myślach błagałam, żeby wyszedł, bym odzyskała jasność umysłu. Po chwili zrobił to, a ja unormowałam oddech. Zacisnęłam powieki i pod wpływem chwili wcisnęłam przycisk wzywający pielęgniarkę.
- Mogłabym rozmawiać ze swoim lekarzem?- spytałam, gdy siostra pojawiła się w drzwiach. Skinęła tylko głową i poszła spełnić moją prośbę.
- Pani Michalino, czy coś nie tak?- do sali przyszedł doktor.
- Zdecydowałam się na tę operację- oznajmiłam.
- No brawo!- rozpromienił się.- Nawet nie wie pani jak bardzo się cieszę!- uśmiechnął się do mnie szeroko.- Idę zarezerwować salę i postaram się, by to było w tym tygodniu. Może nawet pojutrze, a jak podzwonię to i jutro. Jeszcze się pani nie daj boże rozmyśli- wytłumaczył i wyszedł. Nie było odwrotu. Nie chciałam myśleć o tym co będzie potem i jak będę się czuła zdana na Wojtka.
   Następnego ranka zostałam poinformowana, że w tym samym dniu zostanę operowana. Cała byłam spanikowana. Gdy odwiedziła mnie Zuzia z panią Marysią musiałam odgrywać odważną. Wewnątrz drżałam od obaw. Z wyrzutami sumienia spoglądałam na zmęczoną sąsiadkę. Miała już swoje lata. Nie mogłam liczyć, że zajmie się moją córką. Ostatnimi czasy skarżyła się na ból  klatce piersiowej, co nie wróżyło niczego dobrego. Co usłyszała od lekarza? Wolny termin na badania za 2 miesiące.
- Jak się pani czuje? Przepraszam, że postawiłam panią w takiej sytuacji...
- Nie martw się mną dziecko. W tych czasach to trzeba sobie nawzajem pomagać. A Zuzia jest bardzo grzeczna i robi wszystko o co ją poproszę. Naprawdę możesz być spokojna.
- Nie wiem co ja bym bez pani zrobiła- przyznałam. Bez tej drobnej, starszej kobiety już dawno bym poległa.
- Przepraszam- w sali pojawił się mój lekarz.- Czas na panią- zwrócił się do mnie.
- Mamusiu, nić ci nie będzie?
- Mamie naprawia kręgosłup, żeby już jej nie bolało wiesz? Obiecaj, że będziesz grzeczna.
- Obiecuje- powiedziała smutno.

Co w czasie operacji Michaliny działo się z naszą małą bohaterką?

   Gdy Zuzia razem ze swoją przybraną babcią opuściły budynek, nie zdawały sobie sprawy z czyhającego zagrożenia. Łukasz Wasilewski tylko czekał na taką okazję- na jego biologiczna córkę pod opieką starszej kobiety. Dowiedział się kim jest Wojtek Ferens. Wiedział, że nie ma go w mieście. On nie mógł mu przeszkodzić. Dziecko powinno być przy nim.
- Witam- podszedł do kobiety i dziewczynki.
- Co ty tu robisz?- Pani Marysia nie owijała w bawełnę. Miała tą "przyjemność" go poznać już kilka lat wcześniej. Darzyła go większą nienawiścią niż Michalina. Nie mogła patrzeć na człowieka, który chciał w tak bestialski sposób pozbyć się Zuzi i, który tak potwornie potraktował jej matkę.
- Przyszedłem po dziecko. Nie macie prawa mi zabronić kontaktu z nią.
- Nie oddam jej- powiedziała z determinacją na twarzy, ale wiedziała, że już przegrała tę walkę. Miał do niej większe prawa niż ona. Figurował na akcie urodzenia jako ojciec i mógł jej zabrać Zuzię.
- Niech nie będzie pani śmieszna- parsknął. Tak po prostu podszedł i wziął przerażoną dziewczynkę na ręce.
- Zostaw ją!- starsza pani zaczęła za nimi iść, ale i na to miała niewiele siły. Po kilku szybszych krokach złapała zadyszkę. Jak na złość wokół nie było nikogo kto mógł jej pomóc. Mogła tylko patrzeć jak Łukasz wsadza małą do auta i odjeżdża.

----------------------------------------------------------------------------------
Tak Elżbietka wiem xd Jak ja mogę być taka okropna dla Zuzi?
Jak mówiłam lawina już dawno ruszyła xd Będą kolejne złe wieści xd  i kolejne xd a potem wymysle następne, bo jak nie ja to kto? xd
Wiem, że zalegam z top10 ale w koncu sie za to zabiorę. Tylko ostatnimy czasy mało jestem w domu :(
Udanego ostatniego tygodnia wakacji, szczególnie dla tych co idą do klasy maturalnej ;) <3
Do soboty ;)

sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 12

   Patrzyłam na niego, nie mogąc wyjść z szoku. Stał przede mną i patrzył bez cienia wstydu, żalu, czy skrępowania. Jak gdyby nigdy nic. Wściekłość narastała wewnątrz mnie, przybierając z każdą sekundą na sile.
- Wyjdź i nigdy nie wracaj!- wysyczałam. Nie przejął się moimi słowami. Zawsze dostawał to co chciał. Odmowa nie wchodziła w grę. Był urodzonym zwycięzcą, ale to ja nie mogłam przegrać. Ze mną mógł pogrywać, ale nie z moim dzieckiem. Nie chciał jej. Kazał ją usunąć, jakby była rzeczą, a nie żywą istotką.
- Daj spokój. Mam prawo ją poznać.
- Przypomnij sobie swoje słowa i zrozumiesz, że z tamtą chwilą straciłeś do niej wszystkie prawa- odpowiedziałam natychmiast.
- Posłuchaj, wiem, że sobie nie radzisz. Wiem o tobie wszystko. Pracujesz na dwa etaty, umówmy się, że mnie stać na więcej...- przyznał dumny.
- Weź lepiej swoje przerośnięte ego i wynoś się stąd!- krzyknęłam. Nie mogłam znieść tego, że nie wolno mi się podnieść. Nauczyłam się radzić sobie sama. Bez niego. Potraktował mnie jak zero po czym wrócił... Myślał, że jest taki wspaniałomyślny. Jego pewność siebie uderzała prosto we mnie.
- Co tu się dzieje?- do sali wpadła pielęgniarka.
- Proszę go wyrzucić i nigdy więcej do mnie nie wpuszczać- starałam się wyglądać na jak najbardziej przerażoną i zrozpaczoną.- Nachodzi mnie i córkę.
- Natychmiast proszę opuścić szpital, bo zadzwonię po ochronę!- nakazała kobieta. Łukasz uniósł zdziwiony brwi. Nie spodziewał się tego po mnie. Posłałam mu sarkastyczne spojrzenie, mówiące "Przykro mi". O dziecko będę walczyć z całych sił.
- Ochrona nie będzie konieczna. Wyjdę sam- powiedział, ale wiedziałam, że to nie koniec. To do niego zwykle należało ostatnie słowo. Nie podda się. To nie było w jego stylu. Odetchnęłam z ulgą, kiedy znalazł się poza zasięgiem mojego wzroku. Spojrzałam na Zuzię, która schowała się za szafeczką i zakryła dłońmi uszy.
- Kochanie, chodź do mnie. Już ci nic nie grozi. Wszystko jest w porządku- siliłam się na łagodny i pogodny ton. Dziewczynka podbiegła do mnie i przytuliła się mocno. Nie wiedziałam, czy dziękować, czy przeklinać los, za to, że ona jeszcze nic nie rozumie.- Kocham cię i nikomu nie oddam- obiecałam, całując ją w główkę.- Nikomu- powtórzyłam. Nie mogłam się poddać. Musiałam ją zatrzymać przy sobie jak najdłużej tylko mogłam. Nacisnęłam przycisk wzywający pielęgniarkę.
- Co się stało?- po minucie w sali pojawiła się odpowiednia osoba.
- Czy jest mój lekarz prowadzący?
- Będzie za dwie godziny na zmianie.
- Proszę mu wtedy przekazać, że nie zgadzam się na operację.
Siostra tylko skinęła głową, nie chcąc komentować mojej decyzji. Nie miałam siły się tłumaczyć. Popatrzyłam na córeczkę. Ona była wystarczającym argumentem. Dla niej chciałam się poświęcić.
- Czy ja dobrze słyszałem?- do mojego pokoju wszedł doktor.- Jak to nie chce pani operacji? Czy zdaje sobie pani sprawę z konsekwencji?!
- Tak, proszę uszanować moją decyzję- powiedziałam z zaciśniętym gardłem. Lekarz pokręcił zrezygnowany głową i zostawił nas same.  Nie mógł zrozumieć. Dla niego zdrowie to była podstawa. Wszystko to jednak kwestia priorytetów. Ja nie mogłam nie pracować choćby przez miesiąc. Już teraz się bałam, kiedy wyjdę ze szpitala jak przeżyję z mniejszą ilością gotówki. Musiałam poszukać nowej pracy.
- Jestem już- pojawił się znikąd Ferens.
- Wojtek- pobiegła do niego dziewczynka, która wciąż była lekko przestraszona.- Był tu taki źły pan i krziciał na mame- poskarżyła się.
- Miśka o czym ona mówi?
- O niczym...
Wojtek wyszedł przed salę, dał dziewczynce jakąś zabawkę, by ją na moment czymś zająć i wrócił do mnie już sam.
- Kto to był?
- Nikt- upierałam się.
- Powiedz mi- zażądał.
- Ojciec Zuzi- powiedziałam i pociągnęłam nosem. Nie sądziłam, że ta wizyta aż tak bardzo na mnie wpłynie.
- Czego chciał?
- Poznać ją- wyjaśniłam. Nie mogłam już tego w sobie dłużej trzymać.- On mi ją chce zabrać- schowałam twarz w dłoniach. Momentalnie siatkarz schylił się po to, by mnie przytulić. Objęłam go. Zapomniałam o tym co zrobił Potrzebowałam się wyżalić.
- Nie pozwolimy mu na to. Nie zabierze ci jej- przysiągł.
- Tak bardzo się boję- przyznałam.
- No już, spokojnie. Jestem przy tobie- przemawiał do mnie delikatnie.  Pocałował mnie w czubek głowy. Ten czuły gest sprawił, że kompletnie się rozpłynęłam. Usłyszeliśmy czyjeś krótkie prychnięcie, co sprawiło, że oderwaliśmy się od siebie. W futrynie drzwi mignęły tylko blond włosy. Ferens zaklął pod nosem.
- Zaraz wrócę- powiedział i pobiegł za dziewczyną. Nie mogłam mieć do niego o to pretensji, ale miałam. Mimo tego, że czułam się zdradzona i oszukana w dalszym ciągu był dla mnie kimś więcej.

Z perspektywy Wojtka...

   Siatkarz nie czuł się winny. Chciał dodać Michalinie otuchy. Zdawał sobie sprawę jak bardzo bolało to Natalię. Traktował ją źle i nie zamierzał zaprzeczać.
- Natalia! Poczekaj!- zdążył ją dogonić dopiero przed budynkiem szpitala.- Stój, no- chwycił ją za rękę.
- Czego ty chcesz Wojtek?- zapytała cała zapłakana. Widziała tamtą dwójkę. Widziała jak czule przyjmujący zachowywał się wobec młodej matki. Widziała między nimi uczucie i to ją zniszczyło.
- Wyjaśnić...
- Co ty chcesz mi wyjaśniać?!- dziewczyna straciła nad sobą panowanie. Była rozzłoszczona i rozżalona, ponieważ dała mu szansę, wybaczyła, a on nie potrafił powiedzieć jej prawdy. Gdy tylko cała sprawa wyszła na jaw, mógł jasno powiedzieć, że woli Michalinę. Zamiast tego rozpalił w niej na nowo nadzieję.- Kochasz ją...- powiedziała, patrząc mu w oczy.- Zależy ci na niej bardziej niż na mnie.
- To nie tak...
- A jak? Czy ty siebie słyszysz? Zasługuje na kogoś kto mnie pokocha. Jak wrócisz do domu, mnie już nie będzie. Noc spędzę w hotelu, a potem wyjeżdżam stąd.
- Przepraszam, że tak wyszło. Nie chciałem, żeby to tak się skończyło- przyznał szczerze.
- Wiem. Ja też nie. Ale to nie ma sensu- pocałowała go ostatni raz w usta i pobiegła do taksówki. Ferens poczuł ulgę. Ciężar, który zaległ na jego duszy w ostatnich tygodniach, zniknął. Nie zwlekając, ani chwili dłużej wrócił do środka.
- Będziemy się już chyba zbierać- powiedział Wojtek do zmartwionej Michaliny, wskazując głową na zasypiającą Zuzię. Młoda matka pokiwała tylko głową.
- Zuzia, bądź grzeczna dobrze? I słuchaj się Wojtka- pouczyła dziecko.
- Dobzie- zgodziła się. Poszła ostatni raz przytulić się do swojej rodzicielki i poszła na ręce do przyjmującego.
- To do jutra- pożegnał się siatkarz.
- Wojtek?- zawołała za nim. Posłał jej pytające spojrzenie.- Dziękuje za wszystko.- Biła od niej wdzięczność, którą dostrzegłby każdy. Siatkarz uśmiechnął się.
- Nie ma sprawy. Odpoczywaj.

Z perspektywy Michaliny...

   Sen przyszedł łatwo. Byłam spokojna o córkę. Wiedziałam, że Ferens zajmie się nią dobrze i, że nic jej nie grozi. Rano jednak czekał na mnie już niespodziewany gość. Otworzyłam powieki, a obok mojego łóżka siedziała Natalia. Zalała mnie fala przerażenia.
- Chciałam porozmawiać. Wyjeżdżam z miasta- powiedziała prosto z mostu.
- Przepraszam, wczoraj to...
- Nie tłumacz mi się- przerwała mi w pół zdania.- Właściwie przez całą noc się zastanawiałam, co ty masz takiego, czego ja nie mam? Co jest takiego w sobie, że mój Wojtek potrafił zdradzić? I dalej nie znam odpowiedzi. Wiesz z czym miał zawsze problem? Z zaangażowaniem. Byliśmy tyle lat razem i dopiero teraz zamieszkaliśmy ze sobą, bo on miał poczucie winy. A przyjeżdżam tutaj i on zajmuje się twoim dzieckiem, tak jakby to było jego własne. Wystarczyło kilka miesięcy, a on jest w stanie robić takie rzeczy. Nie... Nie będę z tym walczyć. Wracam do Berlina- powiedziała i wyszła. Czułam jak słone krople spływają po policzkach. Nie zasłużyła sobie na takie cierpienie. Wstyd mi było to przyznać, ale w głębi serca cieszyłam się, że już jej nie ma. Jednak ten dzień miał przynieść nieoczekiwany obrót. Gdy w sali był mój lekarz prowadzący, pojawił się siatkarz.
- O! Może pan przemówi swojej kobiecie do rozsądku. Nie chce się zgodzić na operacje, bez której za kilka lat będzie na wózku.
- Proszę nas zostawić samych- powiedział Wojtek. Doktor bez słowa wyszedł.
- Zuzia, chodź dam ci telefon i zadzwonisz do pani Marysi. Opowiesz co u ciebie. Pewnie za tobą tęskni. Zgoda?
- Dobzie- przystała na jego propozycję. Zawodnik wyszedł z małą z sali, wykręcił jej numer, podał telefon i wrócił do pokoju.
- Czy to prawda? Michalina, odpowiedz mi!
- Nie mogę mieć tej operacji...
- Dlaczego?
- Potem nie będę pracować przez pół roku! Skąd wezmę pieniądze? Zaraz komornik mi siądzie na mieszkanie! Nie stać mnie na taką przerwę! Stracę Zuzię...
- Przecież ja ci pomogę! Tylko zgódź się na tą operację!
- Nie przyjmę od ciebie pieniędzy.
- Dobra, pracuj przez te kilka lat. A potem co? Wózek. I myślisz, że wtedy ci jej nie wezmą?
- Babcia idzie na talg- do sali weszła dziewczynka, oddając siatkarzowi telefon.
- Przywieźliśmy ci zakupy. Bo to szpitalne jedzenie może być niejadalne.
- Mamusiu, a cio oni będą ci tu lobić?
- Badania, kochanie.
- A boli cię?
- Nie, słoneczko.
- Musimy iść już. Wpadniemy po treningu, dobrze? Przemyśl to jeszcze- powiedział do mnie. Patrzyłam jak zapina małej kurtkę i zakłada jej czapkę. Wiedziałam co miała na myśli Natalia. Troszczył się o Zuzię jakby to była jego własna córka.

Z perspektywy Wojtka...

- Dzisiaj też będę pomagać panu Piotlkowi?- pytała Zuzia przyjmującego, gdy wychodzili ze szpitala.
- Jak go poprosisz to pewnie się zgodzi. Ale dzisiaj jedziemy na siłownię. Mają tam jakieś tańce dla dzieci, to może cię zapiszemy?- spytał, gdy pomagał dziewczynce wsiąść do fotelika.
- Naplawdę?
- Jeśli chcesz to pewnie- zapewnił ją, gdy zapinał jej pasy.
- Dziękuje Wojtek- ucieszyła się i przytuliła go.- Kocham cie, wies?- powiedziała do niego. Siatkarz zamarł. Nie było słów, które mocniej, by go ucieszyły i mocniej przeraziły. Teraz był za nią odpowiedzialny. Bardziej niż wcześniej.
- Ja ciebie też, malutka- zapewnił ją.- To co, jedziemy?
- Jedziemy- zgodziło się dziecko. Siatkarz zamknął drzwi i już chciał, wsiadać na miejsce kierowcy, gdy ktoś go zaczepił.
- Przepraszam- odezwał się jakiś mężczyzna.
- O co chodzi?
- Chciałem porozmawiać. Pan nie wiem kim jestem. Nazywam się Łukasz Wasilewski. Ojciec Zuzi.

-------------------------------------------------------------------------------------------
Ci co nie wiedzą, założyłam siatkarską bibliotekę. Możecie tam podsyłać swoje blogi w zakładce zgłoszenia, a ja je dodam ;)
Przepraszam za błędy.
Rozdział dla Bystrej <3
Do następnego ;)

piątek, 14 sierpnia 2015

SIATKARSKA BIBLIOTEKA

Uwaga ;)
Z racji tego, ze już dawno o tym myślałam i korzystając z okazji, ze nie wolno mi się ruszyć z domu, założyłam Siatkarską Bibliotekę poświęconą moim i Waszym historia ;) Ma to za zadanie promowanie blogów, a także ułatwienie ich znajdywania. Mam nadzieję, że będziecie zgłaszać Wasze autorskie blogi bądź też Wasze ulubione ;) Niech Biblioteka się prędko zapełni :) Nie mogłam znaleźć spisu, który byłby aktualizowany na bieżąco więc postanowiłam coś z tym zrobić :)
http://siatkarska-biblioteka.blogspot.com/
Zapraszam ;)

środa, 12 sierpnia 2015

Rozdział 11

   Jedyne co czułam to ból. Przerażający ból przeszywał moje ciało na wskroś. Wnętrze budynku rozdarł krzyk. Mój krzyk, który nawet tak przeraźliwy nie był w stanie oddać tego co czułam. Strach zawładnął moim umysłem. Próbowałam się poruszyć, ale nie byłam w stanie. Przerażenie sparaliżowało mnie od środka.
- Miśka! Co się dzieje?- obok mnie znalazł się Ferens. Ale nie odpowiedziałam mu. Potrzebowałam powietrza. Jednak cierpienie zaparło mi dech w piersiach. Zaczerpnięcie kolejnej porcji tlenu stało się dla mnie nie lada wyzwaniem.
- Kręgosłup!- To było jedyne słowo, które potrafiłam wypowiedzieć, tracąc jednocześnie przy tym sporo energii.
- Możesz się poruszyć?- spytał, starając się panować nad emocjami. Spróbowałam po raz kolejny wprawić w ruch, którąś kończynę, ale jakbym była w nie swoim ciele.
- Nie potrafię- wysapałam i zaniosłam się płaczem. Zaczęłam wpadać w panikę. Nie wiedziałam co się dzieje wokół. Sala zaczęła wirować. Ból kompletnie mnie pochłonął i otumanił. Słyszałam jak Wojtek wzywa karetkę.  Do moich uszu doszedł płacz Zuzi, ale nie umiałam znaleźć w sobie siły, która pozwoliłaby mi zająć się dzieckiem.
- Misia, karetka już jedzie. Wytrzymaj jeszcze- przemawiał do mnie łagodnym głosem Wojtek. Nie wiem ile minęło czasu, ale dla mnie mogły to być całe wieki.
- Proszę się odsunąć! Czy pani mnie słyszy?- poczułam jak sanitariusz klepie mnie po policzku.
- Boli...- powiedziałam słabym głosem.
- Musi pani odpowiedzieć na moje pytania. Czy może się pani poruszyć?
- Nie...
- Dotykam teraz pani nogi, czy czuje ją pani?
- Nie... Nic nie czuję!- zaniosłam się szlochem. Co teraz będzie? Ból zajął całe ciało i rozpoczął dalszą wędrówkę, by siać zniszczenie również w umyśle. Nic nie mogło go zatrzymać. Przełamywał się bez problemu przez kolejne bariery.
- Proszę postarać się uspokoić. Daje pani zastrzyk przeciwbólowy. Zaraz pani ulży.
Przenieśli mnie delikatnie na nosze. Nie sądziłam, że można przy tym odczuwać takie katusze. Nad sobą zobaczyłam zapłakaną twarz córeczki.
- Mamusiu....
- Nie martw się o małą, zajmę się nią- powiedział do mnie Wojtek i wziął dziewczynkę na ręce.- Gdzie ją zabieracie?
- Do wojewódzkiego. Jest najbliżej, a potrzebna jest natychmiastowa pomoc.
Czekałam aż zastrzyk uśmierzy ból, ale on był zbyt silny. Ból pokonał wszystko. Pokonał mnie. Dałam porwać się wszechogarniającej ciemności.

Z perspektywy Wojtka...

- Straciła przytomność- powiedział sanitariusz. Ferens wziął małą dziewczynkę na ręce i pobiegł z nią do samochodu, by natychmiast ruszyć do szpitala.
- Mama!- krzyczała Zuzia i płakała w szyję siatkarza.
- Ciii- próbował ją uspokoić. Wsadził ją do fotelika, w który zdążył się wcześniej zaopatrzyć, by dziecko mogło z nim jeździć, a którego się nie chciał pozbyć. Przypiął małą dokładnie pasami i wskoczył na miejsce kierowcy.- Nie płacz, aniołku. Mamą już zajmują się lekarze. Zabiorą ją do szpitala i pomogą. Będzie dobrze- starał się jej dodać otuchy, choć on sam bardzo się martwił. Wiedział, że kręgosłup to nie przelewki. Wyglądało to naprawdę źle. Zastanawiał się od kiedy Michalina miała problemy ze zdrowiem. Szczerze był zdziwiony, że młoda matka tak dobrze się trzyma przy takim trybie życia. Jak się okazało, sprawiała tylko takie wrażenie. Trudno było nie podziwiać takiej siły, która tkwiła w tak kruchej kobiecie.
Szczęście w nieszczęściu, że szpital był oddalony jakiś kilometr bądź dwa od hali. Wojtek zaparkował samochód na pierwszym wolnym miejscu, wyciągnął z niego zapłakaną Zuzie i poszedł do rejestracji dowiedzieć się czegokolwiek.
Przy okienku zastał niemiłą, starszą kobietę, która nie zamierzała spieszyć z pomocą. W ogóle nie obeszło ją zrozpaczone dziecko i rozkazała zmartwionej dwójce cierpliwe czekać.
- Może przestanie się pani łaskawie opychać tym pączkiem, tylko dowie się na której sali leży dziewczyna przywieziona chwilę temu przez karetkę!- nie wytrzymał już przyjmujący. To nie był czas na piękne słowa i wymianę uprzejmości. Szalał z niepokoju i już nie mógł tego dłużej ukrywać.
- Proszę za mną, zaprowadzę- oznajmiła "łaskawie". Chłopak się już nie odezwał. Chciał się tylko dowiedzieć co z Misią. Serce mu stanęło, gdy kobieta kazała mu czekać przed blokiem operacyjnym.
- Jest operowana?- pytanie ledwo przeszło mu przez gardło.
- Operacja jest niezbędna. Niestety nie wiem nic więcej, proszę usiąść tu z córką i poczekać na lekarza.
Ferens tylko pokiwał głową. Nie miał siły odpowiedzieć. Nie miał chęci poprawiać lekarki, że dziewczynka to nie jego córka.
- Chcie do mamusi- poskarżyła się Zuzia, która siedziała na kolanach Wojtka i mocno się do niego tuliła.
- Musisz poczekać jeszcze. Nie płacz już. Wszystko będzie dobrze.
Siedzieli prawie bez ruchu przez godzinę. Nikt nie udzielił im informacji o stanie Michaliny. Z minuty na minutę obawy chłopaka były coraz większe.
- Zuzia, może jesteś głodna, albo chcesz pić?- spytał siatkarz, ale 3-latka pokręciła przecząco głową. W tym momencie odezwał się telefon Ferensa.
- Słucham?
- Wojtek, jest już późno. Gdzie jesteś?- usłyszał zaniepokojony głos Natalii.
- W Szpitalu Wojewódzkim.
- Jezu, co ci się stało?
- Mi nic. Michalinie coś się stało z kręgosłupem. Zabrała ją karetka i teraz jest operowana. Czekam razem z Zuzią na jakąś informacje.
- Mam nadzieję, że to nic poważnego.
- Ja też... Przepraszam, ale muszę kończyć.
- Dobrze, kocham cię- zdążyła powiedzieć zanim Wojtek się rozłączył. Próbowali wszystko naprawić. Od nowa budowali zaufanie. Chłopak nie przyznał się, że miał coraz więcej wątpliwości. Nie chciał się przyznać sam przed sobą, ale bardziej żałował skrzywdzenia Michaliny niż Natalii. Nie mógł znieść tego jak matka Zuzi cierpi. Nie potrafił sobie przebaczyć, że był przyczyną złego samopoczucia małego dziecka, które jeszcze niewiele z tego rozumiało.
Na oddział dotarła dziewczyna Ferensa, która nie mogła znaleźć sobie miejsca w mieszkaniu.
- Co tu robisz?
- Pomyślałam, że przywiozę wam coś ciepłego do jedzenia i dodam otuchy- uśmiechnęła się nieśmiało.
- Zuzia, zjedz coś- oderwał na moment od siebie dziecko.
- Kiedy ziobacie mame?- spytała.
- Nie wiem, aniołku.
Po minięciu kolejnej godziny, po przeleceniu kolejnych dziesiątek myśli w głowie, po kolejnych setkach obaw oraz kolejnych tysiącach zmartwień i domysłów, z sali wyszedł lekarz. Na sam jego widok cała trójka podniosła się z krzeseł.
- Pastwo są rodziną pani Michaliny?
- Tak- odparł bez wahania Wojtek.- Co z nią?
- To przepuklina kręgosłupa. Kręgosłup jest bardzo zaniedbany jak na ten wiek. Nie będzie mogła pracować fizycznie przez jakiś czas. Musi odbyć rehabilitacje. Podejrzewamy też anemię, ale trzeba zrobić niezbędne badania.
- Możemy do niej iść?
- Nie dzisiaj. Wybudzi się dopiero jutro. Proszę jechać do domu, odpocząć. Szczególnie dziewczynka- doktor wskazał dłonią na Zuzię, która zasypiała w ramionach przyjmującego. Doktor kiwnął głową na pożegnanie i odszedł w swoją stronę.
- Pan ma racje. Gdzie ją zawozimy? Ma jakąś rodzinę?
- Nie, jedzie z nami. Zajmę się nią- postanowił Wojtek tonem nie znoszącym sprzeciwu. Natalia pokiwała głową, nie chcąc się kłócić.  W trójkę wyszli ze szpitala i pojechali prosto do mieszkania Ferensa.Ukłuły ją słowa partnera. "Zajmę się", nie "Zajmiemy się". Drobna różnica, ale jakże znacząca, która wypychała ją poza kręg. Wykluczała z sytuacji już na samym początku.
- Dlaciego jeśteśmy u ciebie?- spytała zdezorientowana Zuzia.
- Dzisiaj będziesz spała u nas wiesz? Jutro pojedziemy do pani Marysi, przebierzemy cię i pojedziemy do przedszkola. Odbiorę cię, zjemy coś i pojedziemy do mamy. Zgoda?
 - Źgoda- powiedziała smutno
- No, uśmiechnij się- poprosił siatkarz, ale dziewczynka pokręciła przecząco główką.- No, jeden uśmiech, dla mnie, co?- spytał ze śmiechem i zaczął łaskotać Zuzię. 3-latka po kilku sekundach zaczęła się śmiać i na moment zapomniała o smutnych wydarzeniach.- Tak lepiej. Zaraz Natalia pomoże ci się umyć i pójdziesz spać, dobrze?
Natalia starała się jak mogła, by dziewczynka czuła się z nimi dobrze. Nie mogła nie zauważyć zdystansowanego podejścia dziecka do jej osoby. Wiedziała, że Zuzia czuję się w jej obecności niezręcznie. Trudno było jej nawiązać jakąkolwiek rozmowę. Dlatego młoda kobieta starała się jak najszybciej pomóc umyć 3-latce, ubrała ją w swoją koszulkę i pościeliła jej łóżko w pokoju gościnnym.
- Wygodnie ci?- spytała, poprawiając poduszkę. Dziewczynka pokiwała główką. - Słodkich snów- życzyła jej Natalia i wyszła z pokoju, przymykając tylko drzwi. Miała mieszane uczucia. Naprawdę było jej szkoda tej małej istotki, a także jej matki. Jednak nie mogli z Ferensem podjąć się opieki nad dzieckiem przez długi okres czasu. Nie mówiła o tym swojemu chłopakowi. Widząc jak zajmuje się Zuzią czuła i zachwyt i przerażenie. Zawsze miał problem z angażowaniem się. A wystarczyło kilka miesięcy, by tak przywiązał się do dziecka.  To bolało. Już wtedy w głębi serca młoda kobieta wiedziała, że Wojtek już nie jest jej Wojtkiem.
Para położyła się w sypialni. Oboje nie mieli ochoty rozmawiać. Każde było pochłonięte swoimi myślami. Zastanawiali się co przyniesie jutro. Natalia bała się najbardziej o przetrwanie swojego związku, ale Wojtek wcale nad nim nie myślał. Chciał podołać opiece nad dzieckiem. Relacje z Natalią stały się dla niego sprawą drugorzędną.
- Wojtek?- w drzwiach pojawiła się Zuzia.
- Co się stało?
- Boję się śpać siama- przyznała dziewczynka. Siatkarz podniósł się z łóżka i wziął dziecko na ręce, po czym poszedł z nią do jej pokoju. Jego dziewczynie było wstyd, jednak poczuła ukłucie zazdrości. Tymczasem przyjmujący położył 3-latke z powrotem do łóżka, a sam usiadł w fotelu obok.
- Poczekam aż zaśniesz- obiecał.

   Ranek był powtórką z rozgrywki. Po tym jak Natalia obudziła się sama, zastała Wojtka w pokoju gościnnym, śpiącego obok łóżka. Przygotowała śniadanie i obudziła pozostałą dwójkę. Zuzia chodziła krok w krok za Wojtkiem.
- Dasz radę dzisiaj sama dotrzeć do pracy?- spytał Ferens.
- Tak, pewnie- odpowiedziała młoda kobieta w ogóle na niego nie patrząc. Nie chciała zdradzać swoich myśli. Trzymała się bowiem kurczowo nadziei, że wszystko jeszcze może być dobrze.
- Coś jest nie tak?
- Nie! Jest w porządku- siliła się na wesoły ton. W środku jednak czuła przygnębienie.
Siatkarz zabrał dziecko i pojechał do mieszkania Michaliny. Po drodze spotkał panią Marysię, która od dnia poprzedniego martwiła się o swoje sąsiadki. Chłopak musiał wszystko wytłumaczyć starszej kobiecie. Chciała zająć się Zuzą, ale przyjmujący nie był w stanie się na to zgodzić. Nie umiał zrezygnować z opieki nad dziewczynką. Dlatego poprosił tylko o klucze do mieszkania i chwilę później znajdował się w czterech ścianach Miśki. Pomógł dziewczynce się przebrać, spakował jej kilka rzeczy, a do osobnej torby trochę ubrań dla młodej matki, by zawieźć jej do szpitala.
- Wojtek, ale nie możesz jej zawieźć do przedszkola- przed blokiem złapała siatkarza pani Marysia.
- Dlaczego?
- Przedszkolanka zna tylko Michalinę. Jak się dowie, że ona jest w szpitalu, zabiorą małą od nas.
O tym Ferens nie pomyślał. Ostatnie czego chciał to zawieźć Michalinę i stracić Zuzię.
- W takim razie zabiorę ją ze sobą na trening. Proszę się nie martwić.
Jak powiedział tak zrobił. Jednak wszyscy zawodnicy razem ze sztabem trenerskim zdziwili się, kiedy zobaczyli swojego kolegę w towarzystwie małej dziewczynki. Owszem, widzieli ich już razem po meczach, ale nigdy nie przyprowadził ją na trening. Trener podszedł do swojego zawodnika, reagując od razu na tę niecodzienną sytuację.
- Wojtek, co jest grane?
- Jej mama jest w szpitalu nieprzytomna. Nie ma nikogo...- powiedział na tyle cicho, by dziecko, chowające się za jego posturą tego nie usłyszało.- Proszę...- dodał. Był świadom, że Gruszka wie o co go błaga. Widział w oczach trenera wahanie, który w końcu skinął lekko głową.
- Cześć, księżniczko jak ci na imię?- schylił się i spytał dziewczynki.
- Zuzia- odpowiedziała cichutko.
- Zuzia, będziesz mi dzisiaj pomagać, dobrze? A Wojtek tymczasem pójdzie do szatni przygotować się do treningu- zarządził.

Z perspektywy Michaliny...
   Otworzyłam oczu i ku mojemu zdziwieniu było już jasno. Ile byłam nieprzytomna? Zdziwiłam się. Nie pamiętałam nic. Nie było tunelu, spotkania z kimś kto ma mnie podnieść na duchu, nie mówiąc o tym bym miała śnić. Była ciemność i byłam ja. Była moja świadomość, a wokół nie było nic.
- Pić- wyszeptałam, ale kto mógł to usłyszeć? Byłam sama. Nie miałam siły podnieść ręki, by zawołać pielęgniarkę. Po chwili, podczas której każdą komórką ciała odczuwałam pragnienie,  zapadłam w sen. Gdy znalazłam w sobie siłę, by unieść powieki, w mojej sali ktoś był. Nie widziałam wyraźnie sylwetki. Cały obraz był zamazany.
- Wody- powiedziałam cicho, ale owa osoba nie usłyszała.- Wody- zażądałam głośniej chrapliwym głosem. Moja prośba została natychmiast spełniona i po kilku sekundach pragnienie zostało ugaszone. Dopiero wtedy mogłam myśleć jasno. "Zuzia! Co z Zuzią?!" Zaczęłam gorączkowo myśleć. Na szczęście przypomniałam sobie, że Wojtek obiecał się nią zająć. Nie miałam wyboru. Musiałam wierzyć, że jest z nim bezpieczna.
- Witam, nazywam się Jerzy Zalewski- do sali wszedł lekarz.- Nie będę owijał w bawełnę. Pani stan jest bardzo poważny. Czeka pani długa rehabilitacja. Nie może pani pracować przez najbliższe pół roku.
- Pół roku?- głos mi się załamał.- Musi być inne wyjście. Ja nie mogę!
- Jeśli pani nie podejmie się rehabilitacji to po kilku latach czeka panią wózek. Tego pani chce?
 - Po kilku latach?
- Tak. Proszę teraz odpoczywać.
"Jeśli wytrzymam kilka lat, Zuzia podrośnie i będzie troszkę łatwiej". Nie mogłam zrezygnować z pracy.  Nie mogłam. Cieszyłam się, że jestem w stanie ruszań kończynami. Bałam się, że zostałam sparaliżowana już na zawsze, a wtedy nie byłoby już dla mnie i córki ratunku.
- Mamusiu!- usłyszałam głos swojego dziecka. Dziewczynka podbiegła i przytuliła się do mnie. Do sali wszedł również Ferens.
- Cześć, kochanie- przywitałam się.- Dziękuje, że się nią zająłeś- powiedziałam w stronę siatkarza, biorąc się na odwagę by spojrzeć mu w oczy.
- Nie ma sprawy- wzruszył ramionami.- Jak się czujesz?
- W porządku. To nic poważnego- wzruszyłam ramionami. Jednak widziałam po jego minie, że nie uwierzył w ani jedno moje słowo.
- Przywiozłem ci kilka rzeczy...
Przez następne godziny w sali zapomnieliśmy o dawnych urazach. Byłam zbyt słaba i zbyt wdzięczna, by robić Wojtkowi jakieś wyrzutowi. Szczęście, że była z nami mała dziewczynka, która cieszyła się mogąc spędzić z nami troszkę czasu.
- Ja muszę jechać na wieczorny trening. Przyjadę po małą potem, zgoda?- spytał mnie.
- Tak, pewnie, jedź. Dziękuje za wszystko jeszcze raz.
Siatkarz uśmiechnął się lekko i wyszedł z sali. Patrzyłam na dziewczynkę, która rysowała sobie przy stoliku. Musiałam się dla niej poświęcić. Musiałam wytrzymać te kilka lat.
- Michalina? To naprawdę ty?- spojrzałam na mężczyznę stojącego w drzwiach. Zamarłam na widok tej sylwetki. Nic się nie zmienił, poza ubiorem. T-shirt zamienił na koszulę, dżinsy na spodnie od marynarki, a adidasy na eleganckie , czarne, skórzane buty. Ze studencika zmienił się w prezesa. Nie mogłam się powstrzymać i musiałam mu się przypatrzeć.
- Mamusiu, kto to?- dziecko podeszło do mnie całkiem zdezorientowane.
- Łukasz, czego ty ode mnie chcesz?- spytałam bez ogródek, tuląc jednocześnie dziecko do siebie.
- Trochę zajęło mi czasu znalezienie was, ale w końcu mi się udało. Chcę poznać swoją córkę- walnął prosto z mostu. Moje serce przestało bić.

--------------------------------------------------------------------------

Prawie 8 stron. Jak ktoś mi powie, że za mało to ja już nie wiem xd Suprise moje kochane <3 Miał być w sobotę, ale dzisiaj muszę siedzieć cały dzień w domu także skończyłam go i stwierdziłam co mi tam ;) 

Rozdział dedykowany dla Dit Te, dla Anonima ( przepraszam nie podpisałaś się :P), Win, Miśki. Mam nadzieję, że nikogo kto zgadł nie pominęłam.

Myślałam, że będzie to trudniejsza do odgadnięcia, ale jeszcze kiedyś coś wymyślę xd
Chce wam oznajmić iż jeszcze nie jedną katastrofę mam w zanadrzu :) 
W sobotę rozdział może być krótszy, gdyż zapewne będę się już od dziś albo jutra ( w zależności, kiedy dostanę materiały) uczyć na prawko.
Przepraszam, że jeszcze nie dałam top10, Obiecuje że sie za to zabiorę ;)
I zapraszam na :
http://z-lemurkiem-wsrod-ksiazek.blogspot.com/
Do następnego <3

sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 10

- Odpowiesz mi?- spytała, ale Ferens nie był w stanie wykrztusić z siebie ani słowa.
- Nikim- usłyszałam swój głos.- Jestem nikim. Nie musisz się martwić- powiedziałam patrząc w oczy siatkarza.  Pokręciłam głową i odwróciłam się od tej dwójki. Przeczesałam wzrokiem boisko, by znaleźć Zuzię. Gdy ją zlokalizowałam, podeszłam do niej i wzięłam na ręce, ignorując ból w kręgosłupie. Nic się nie liczyło poza tym, by uciec stamtąd najdalej jak tylko się da.
- Mama, ciemu idziemy?- Dziewczynka była zdezorientowana, nagłym wyjściem.
- Wracamy do domu.
- Ale ciemu nie ź Wojtkiem? 
- Ma inne zajęcia- wyjaśniłam krótko i bardzo niedelikatnie.
- Ale chcie się ź nim pożegnać!- zażądała moja córka i zaczęła się wyrywać z moich objęć.
- Zużka! Bez dyskusji!- krzyknęłam na nią, kompletnie już nie panując nad swoimi emocjami. Starałam się nie zwracać uwagi na łzy dziecka. Musiałam pierwsze znaleźć lekarstwo na swoje. Nie sądziłam że w ciągu tak krótkiego czasu mogę uzależnić się od siatkarza. Udało mu się mnie do siebie przekonać, zdobył moje zaufanie, sprawił, że przestałam myśleć o konsekwencjach. Dał mi nadzieję, coś czego nie miałam przez ostatnie 4 lata, a potem zabrał mi to wszystko w najbardziej okrutny sposób. Byłam rozżalona. Cierpiałam. Nie zamierzałam tego ukrywać, żeby pokazać mu jak bardzo jestem silna. Nie byłam. Chciałam, żeby wiedział jak mocno mnie to zabolało, a jeszcze bardziej to, że nic nie zrobił. Nie próbował mnie zatrzymać. Nie krzyknął za mną. Nie chwycił za rękę. Nie mówiąc o tym, że nie ruszył za moją osobą. Moje odejście odpowiadało mu. Nie spodziewałam się tego po nim. Myślałam, że on nie jest w stanie do takich tanich gestów. Potraktował mnie jak zabawkę, jak przelotną przygodę. Jego życzliwe gesty miały na zadaniu przykryć jego wady. Udało mu się mnie zmylić i zamydlić oczy wszystkim. Ja to tylko ja, ale Zuzia? Co on sobie wyobrażał? Mnie mógł tak podle potraktować, ale co z małą dziewczynką? Miała uatrakcyjnić jego zabawę? Czy choć przez moment pomyślał jak ona może się poczuć? Był czas na niemyślenie, a teraz przyszedł czas, bym poniosła konsekwencje swojego nieodpowiedzialnego zachowania.
Podróż do domu autobusem, pamiętam jak przez mgłę. Nie pamiętam, kiedy bolało mnie tak serce.
- Michalina, co się stało?- na klatce spotkałam panią Marysię. Ale nie byłam w stanie nic powiedzieć przez zaciśnięte gardło.- Wezmę dzisiaj Zuzię do siebie na noc, a ty odpocznij, dobrze?- zaproponowała, patrząc na mnie zmartwiona i wzięła ode mnie córkę.
- Dziękuje- zdołałam wykrztusić zachrypniętym głosem. Czym prędzej weszłam do mieszkania i rzuciłam się na łóżko, nie zawracając sobie głowy ściągnięciem butów i kurtki. Zaszlochałam w poduszkę, pozwalając sobie na kompletne rozsypanie się.  W głowie siedział mi tylko Wojtek Ferens- kolejny, który potraktował mnie jak kompletne nic.

Z perspektywy Wojtka...

  Siatkarz nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Był świadomy swojej nieszczerości wobec obu kobiet. Nie wiedział co zrobić. Z jednej strony chciał wytłumaczyć wszystko Natalii, a z drugiej pobiec za zrozpaczoną Michaliną.
- Wytłumaczysz to jakoś, czy dalej nie odezwiesz się ani słowem?- spytała jego Natalia, która również miała już łzy w oczach. Przyjmujący wziął głęboki oddech. Musiał ponieść konsekwencje swoich czynów. Musiał spróbować wszystko naprawić.
- Pojedźmy do mnie i tam porozmawiamy- powiedział, a blondynka pokiwała głową. Podróż przebyli w ciszy. Weszli do mieszkania i poszli usiąść do salonu.
- A teraz słucham- oznajmiła, cicho pociągając nosem.
- Co ci mam powiedzieć?- spytał.
- Prawdę!- oburzyła się.- Zdradzałeś mnie przez ten cały czas?
- To nie było tak!- bronił się.- Od pewnego czasu rzeczywiście coś nas połączyło. Wiesz jak między nami było. Ile się nie widzieliśmy? Prawie rok. Ostatnie nasze rozmowy zdarzały się raz w tygodniu, albo i rzadziej i to dosłownie na kilka minut.
- Chcesz mi powiedzieć, że sama jestem sobie winna?
- Oczywiście, że nie twoja! To wszystko moja wina i nie zamierzam zaprzeczać.
- Powiedziałeś, że mój wyjazd do pracy do Berlina nic nie zmieni między nami! Wiesz jak ja za tobą tęskniłam każdego dnia? Wróciłam dla ciebie...
- Bo myślałem, że tak będzie. Wiesz, że jesteś dla mnie kimś ważnym.
- Nie zbyt ważnym, skoro zaczęło zależeć ci bardziej na kimś innym. Co ty sobie wyobrażałeś? Ta dziewczynka,  którą miała na rękach to...?
- Jej córeczka- odpowiedział Wojtek, mając coraz większe wyrzuty sumienia. Natalia złapała się za głowę. Opowiedział jej wszystko. Każde spotkanie z Zuzią i Michaliną. Zasługiwała, by znać prawdę.
- Wiesz jak one teraz się będą czuć? Zachowałeś się okrutnie! Dałeś tej małej dziewczynce nadzieję na ojca, a teraz co?
- O czym ty mówisz?
- Przyjeżdżałeś po nie, zabierałeś małą gdzieś, spędzałeś z nią czas. To dziecko i na pewno cię pokochała, wnioskując z tego co mówisz...  Nie poznaję cię, co się z tobą stało?

Wróćmy do Michaliny...
   Następnego dnia wstałam z ogromnym bólem głowy. Nie mogłam pozwolić sobie na rozpacz. Musiał wziąć się w garść i iść do pracy.
- Dzisiaj zajmę się małą- powiedziała pani Marysia, gdy chciałam zabrać Zuzię.
- Ale na pewno ma pani swoje obowiązki...- próbowałam zaprotestować,
- Daj spokój, jakoś sobie damy radę, a ty próbuj się nie łamać- uśmiechnęła się pocieszająco.
- Dziękuje, co ja bym bez pani zrobiła- przytuliłam starszą kobietę i poszłam na przystanek. Zobaczyłam przed budynkiem Ferensa. Przez moment stałam jak wmurowana, ale szybko się otrząsnęłam i przyspieszyłam kroku.
- Miśka! Poczekaj- chwycił mnie za rękę, sprawiając, że musiałam się zatrzymać.
- Daj mi spokój!
- Chcę to wszystko wyjaśnić!
- Nic od ciebie nie chcę. Nie będę ci się narzucać, niczego od ciebie nie oczekuje więc możesz dalej żyć ze swoją dziewczyną.
- Proszę, to nie tak...
- A jak? Nie jest nią?
- Jest...- powiedział zrezygnowany.
- No właśnie. Mam tylko jedno życzenie, zostaw mnie i Zuzię w spokoju. Już dosyć nas skrzywdziłeś.
- Nie chciałem tego...
- Ale się stało! Pomyśl o tym jak bardzo to dziecko będzie cierpieć. I nie wmawiaj mi, że nie wiedziałeś!- zaprotestowałam, kiedy tylko otworzył usta, by się bronić.- Zostaw mnie już...- załamał mi się głos. Wyrwałam się z jego uścisku i wsiadłam do autobusu, który nadjechał. Byłam pewna, że najbliższy czas będzie ciężki. Nie mogłam się zwolnić, a on nie mógł odejść. Mogłam próbować go unikać, ale i tak byliśmy narażeni na zbyt częsty kontakt.
W pracy zaciskałam co chwilę mocno powieki, by nie uronić ani jednej łzy, ale gdy tylko byłam w miejscu, gdzie nikt nie miał prawa mnie zobaczyć, pozwalałam, by kilka spłynęło mi po policzku. Nawet nie miałam siły, żeby otrzeć je wierzchem dłoni.
- O, proszę!- usłyszałam za sobą i podskoczyłam na dźwięk tego głosu.- Ktoś tu kogoś rzucił. Czyżby twój obrońca przejrzał na oczy i zrozumiał, że nic nie znaczysz?- śmiał mi się prosto w twarz. Deptał już moją sponiewieraną godność. Pozwalałam na to. Nie mógł mnie zranić bardziej niż byłam zraniona w tamtym momencie. Nie istniały słowa i czyny, które by przebiły ostatnie wydarzenia.
- Zostaw ją!- zaprotestował damski głos.
- A pani tu czego?
- Nie twój interes gburze!- nawrzeszczał nie kto inny jak Natalia. Zdziwiło mnie to, że stanęła w mojej obronie. Michała z resztą też. Okej facet, że mu przygadał to mógł zrozumieć, ale nie był przyzwyczajony, że tak odnosi się do niego kobieta. Takie jak ja gnębił, a takie jak ona ubóstwiał. Dyrektor zmieszał się i odszedł, zapominając języka w gębie. Wiedziałam jak wiele dla mnie zrobiła, choć ona mogła nie być tego świadoma. Ale słowa podziękowania nie mogły mi przejść przez gardło, jakby były żywym ogniem.
- Nie powinnaś się na coś takiego godzić...- zaczęła.
- Często to słyszę.
- Słuchaj, chciałam porozmawiać...
- Nie musisz nic mówić. Nie zbliżę się do Wojtka. Jesteście razem, rozumiem...- głos mi się załamał i spuściłam wzrok.
- Chciałam, żebyś wiedziała, że nie miałam o niczym pojęcia. I nie popieram tego co zrobił, nie tyle mnie co wam. Naprawdę nie sądziłam, że może skrzywdzić w ten sposób małą dziewczynkę i jej matkę. Przepraszam...-powiedziała i pociągnęła nosem. Spojrzałam w jej oczy.  Nie widziałam w nich kłamstwa. Zdziwiła mnie. Nie przyszła mnie zwyzywać. Chciała przeprosić i walczyła ze sobą, by się przy mnie nie rozpłakać.- Nie twierdzę, że w ogóle mnie to nie zabolało. Każda zdrada boli, ale nie obwiniam cię bo wiem, że nic nie wiedziałaś. Przepraszam, ale...- przerwała, by zdusić szloch.-... Ale mimo tego co zrobił ja po prostu nie potrafię z niego zrezygnować. Przepraszam...- powiedziała na koniec i wręcz pobiegła do drzwi. Oparłam się o ścianę i zjechałam po niej na posadzkę. Zobaczyłam ją w innym świetle. Pragnęłam myśleć, że jest zołzą, która nie posiada uczuć. Tymczasem było jej autentycznie przykro z powodu tego co się stało. Nie mogłam się równać z kimś takim. Była dobra, wykształcona, piękna, ubrana z klasą. Kiepsko przy niej wypadałam.

   Przetrwałam tydzień. Żyłam z godziny na godzinę. Kamil z Anią dzwonili tak jak obiecywali i są świadomi mojego kiepskiego stanu. Wszystkiego dowiedzieli się od Zuzi, która poskarżyła się mówiąc " Mamusia pokłóciła się z Wojtkiem,,, Mamusia płacze... Mamusia zabiera mnie od Wojtka... Wojtek ma nową koleżankę...". Nie są idiotami. Sami poskładali wszystko do kupy. Nie chciałam o tym rozmawiać, bo każda wzmianka o Ferensie, przyprawiała mnie o ból.
   Nadszedł kolejny mecz i dostałam za zadanie posprzątać po całym wydarzeniu. Co za ironia... Musiałam zabrać ze sobą córkę. Nie mogłam zabronić jej oglądać meczu. Nie mogłam jej zmusić, żeby siedziała i chowała się ze mną po kątach. Jak najszybciej zrobiłam co do mnie należy i wtedy właśnie z szatni wyszedł zawodnik z numerem 5.
- Wojtek!- Zuzia natychmiast pobiegła się do niego przytulić.- Tęśknie zia tobą.
- Ja za tobą też, słońce.
- Zostaw ją!- krzyknęłam z drugiego końca sali. W jednej chwili znalazłam się przy siatkarzu i wyrwałam mu z objęć dziewczynkę.
- Mama, nie!- zaczęła płakać.
- Daj nam spokój i przestań ją karmić kolejnymi kłamstwami!- krzyknęłam.
- Michalina!- zaprotestował, ale ja już szłam z dzieckiem na rękach, w kierunku wyjścia. Jednak to było za dużo dla mojego kręgosłupa. Usłyszałam trzask. Poczułam osty ból i osunęłam się na ziemię.

--------------------------------------------------------------------
Tak, mogłam to zrobić. Tak, wiem, że jestem okropna. Tak, skrzywdziłam Zuzię i Miśkę. To koniec ich cierpień? Teraz to się dopiero zacznie xd Lawina ruszyła, a wiecie jak to działa xd
Będziemy mieć jeszcze jeden " come back". Kto zgadnie czyj temu zadedykuję rozdział ;)
Dziękuje za nominacje do Top 10 blogów. Obiecuję wybrać swoje i nominować kolejną 5, ale jak znajdę czas, ponieważ mam tyle na głowie mimo, że wakacje. Mam małe zamieszanie z prawkiem, tyle załatwiania, że mam dość i możliwe, że zacznę od poniedziałku xd ACT- jak ktoś rozszyfruje tek skrót też bedzie mieć dedyk ;
Dziękuje wszystkim tym, którzy mimo niepopularnego bohatera są, czytają, komentują. Naprawdę jestem wdzięczna za każde słowo ;)
Rozdział dedykowany Win, za to, że jako jedyna mnie broniła xd Dziękuje ;)

Do następnego <3

sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział 9

     Rano wszystko wydawało mi się tylko snem. Oczekiwałam, że po przebudzeniu natychmiast zostanę sprowadzona na ziemię, ale nie potrafiłam pozbawić się złudzeń. Były zbyt piękne. Mimo przeszkód codzienności, wszystko stawało się łatwiejsze do zniesienia. Nadchodzący dzień nie wydawał mi się aż tak straszny i przytłaczający. Od bardzo dawna nie czułam się tak żywa jak tego poranka., ale w głowie wciąż słyszałam jego głos mówiący " Przepraszam". Ale za co? To nie dawało mi spokoju. Bałam się jednej rzeczy- konfrontacji z siatkarzem. Jak mam się zachować? A jak zachowa się on?
- Zuzia, wstawaj- wyrwałam dziewczynkę delikatnie ze snu. Dziewczynka leniwie zsunęła się z łóżka. Zrobiłam córce śniadanie i przygotowałam ją do przedszkola. Wychodząc z klatki, stanęłam osłupiała. Auto przyjmującego stało przed naszą klatką, a on był oparty o drzwi od strony pasażera.
- Wojtek!- od razu zobaczyła Ferensa Zuzia i jak to miała w zwyczaju pobiegła prosto w jego ramiona. Ja nie byłam w stanie poruszyć się choćby o krok. Dotarło do mnie w końcu, że nie mogę odwlekać nieuniknionego przez wieczność, nieważne jak bardzo byłam skrępowana. Z szybko bijącym sercem podeszłam do siatkarza. Nie wiem jak to się stało, ale słowa zastąpiły czyny. W jednej sekundzie nie wiedziałam co zrobić, a w następnej po prostu wtuliłam się w tors Wojtka.
- Cześć- przywitał się, wywołując u mnie dreszcze.
- No, hej- odpowiedziałam. Nic więcej nie musieliśmy mówić. Wsiedliśmy do samochodu, starając się słuchać wesołego gadania dziewczynki. Nie mogłam uwierzyć, że jest tuż obok na wyciągniecie ręki. Nie mogłam uwierzyć, że mu zależy.
Zawieźliśmy 3-latkę do bprzedszkola, ale prędko nie chciała się z nami rozstawać. Zwłaszcza z Ferensem, którego sobie upatrzyła za wzór.
- Nie mogę jechać ź wami?- pytała po raz setny.
- Nie, musisz iść do przedszkola.
- Wojtek, a przijedzieś po mnie i pójdziemy gdzieś?- spytała bez owijania w bawełnę, na co oboje się zaśmialiśmy.
- Zuza, nie ładnie tak...
- Oczywiście, że po ciebie przyjadę, a potem pójdziemy na gofry, umowa stoi?
- Tak- ucieszyła się.
- Ale musisz być grzeczna, dobrze?
- Będę!- obiecała i pobiegła do budynku.
Między nami zapadła cisza. Niepewnie podniosłam wzrok. Czekałam na jego ruch. Podjęcie działania nie zajęło mu dużo czasu. Chwycił mnie w pasie i poczułam jego wargi na swoich. Wszystko inne przestało mieć znaczenie. Zachowywałam się jak nastolatka. Zapomniałam o wszystkim, tonąc w jego silnych ramionach.
- Dzień dobry- wypowiedział szeptem, a ja się zaśmiałam.
- Już się dzisiaj witaliśmy.
- Ale nie tak jak należy- bronił się. Uśmiechnęłam się, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów, by wyrazić swoja uczucia.
Po chwili siatkarz odwiózł mnie na halę. On miał jeszcze kilka godzin do treningu, a ja musiałam zacząć pracę.
- Wojtek, mogę cię o coś spytać?
- No, jasne!
- Dlaczego ty robisz to wszystko?- Popatrzył na mnie lekko zdziwiony.- Pomagasz nam, opiekujesz się Zuzią, bronisz mnie... Dlaczego?- domagałam się odpowiedzi.
- Szczerze?- odpowiedział pytaniem na pytanie, a ja pokiwałam głową.- Nie mam pojęcia. Po prostu chcę wam pomóc i być blisko- odpowiedział. Wiedziałam, że on sam nie do końca rozumiał to co się dzieje. Cieszyłam się, że nie mydlił mi oczu pięknymi deklaracjami. Pożegnałam się z nim i poszłam do budynku.
Dzień dłużył mi się niemiłosiernie. W dodatku nie czułam się najlepiej coś drapało mnie w gardle i za chiny nie mogłam tego wykasłać. Kręgosłup dokuczał mi nieco bardziej niż zwykle. Zacisnęłam zęby i wykonywałam wszystkie czynności jak robot.  Jedyne o czym myślałam to przetrwać swoją zmianę. Najbardziej mnie martwiło, że w Analogu ruch bardzo zwolnił i miałam tam coraz mniej godzin do przepracowania, co wiąże się z mniejszą pensją, a mi i już tak nie wystarczało pieniędzy. Jeśli sytuacja się nie poprawi wiedziałam, że będę zmuszona poszukać czegoś innego. Postanowiłam pomartwić się tym troszkę później i cieszyć się z chwili oddechu. Wolny czas chciałam poświęcić nie sobie, a Zuzi.  A jej osóbka ostatnio nierozłącznie wiązała się z pewnym siatkarzem...
- No to opowiadaj- zaczął Kamil, gdy przyszedł na swoją zmianę.
- Ale co ty opowiadać?- wzruszyłam ramionami.
- Słuchaj, ostatnio od odpowiedzi się wymigałaś, ale nie dziś. Jesteśmy przyjaciółmi czy nie?- spytał.
- No jesteśmy, co się tak złościsz?- zaśmiałam się.
- Jak było?
- Fajnie- odpowiedziałam krótko, a on prychnął i zmrużył oczy.
- Fajnie? Tylko tyle? Ale pocałował cię?- spytał, a mnie przez moment zamurowało i na twarz wpłynął mi zdradliwy rumieniec- Ha, ha ! Wiedziałem, wiedziałem!- zaczął się śmiać.
- Cicho bądź- syknęłam.
- A przyjeżdża dzisiaj po ciebie?
- Chyba tak, Zuzi obiecał, że ją odbierze.
- No proszę, jak się stara.
- I to mnie martwi- przyznałam, a on posłał mi pytające spojrzenie.- Dałam Wojtkowi i małej możliwość zbudowania dosyć silnej więzi...
- To dobrze, że Zuzia ma kogoś takiego. I będzie kogoś takiego chciała. Potrzebuje ojca...
- Ale Wojtek nim nie jest- zaprotestowałam.
- A kto nim jest? Miśka jeden frajer nawet nie chciał jej poznać. Teraz trafia ci się ktoś komu ewidentnie na was zależy. Czasem nie trzeba martwić się o przyszłość tylko czekać na to co będzie.
- Tylko wiesz co będzie się działo jak on wyjedzie?
- Ale mimo wszystko ryzykujesz.
- I nie mogę sobie tego wybaczyć...

   Po skończonej zmianie, Ferens tak jak się spodziewałam czekał na mnie. Pojechaliśmy do przedszkola, w którym rano zostawiliśmy Zuzię. Na sam nasz widok bardzo się ucieszyła i wiedziałam, że Kamil miał rację. Dziewczynka całym serduszkiem pragnęła pełnej, szczęśliwej rodziny. Podbiegła do nas i się przytuliła do obojga.
- Byłaś grzeczna?- spytał Wojtek.
- Baldzo! To będziemy jeść gofly?
- No jak byłaś grzeczna to nie ma wyjścia- uśmiechnął się do niej.- Pojedziemy na zakupy i zrobimy u mnie, zgoda?
- Źgoda- ucieszyła się.
- To idź się przebrać szybciutko- poprosiłam. Nie chciałam jej psuć tej radości, dlatego bez zbędnych pytań przyjęłam pomysł Wojtka na wspólne spędzenie dnia. Zgodnie z planem udaliśmy się pierwsze do sklepu, a później do mieszkania Ferensa.
- Rozgośćcie się- powiedział na wstępie. Weszłam do tego przestronnego mieszkania i rozejrzałam się wokół. Wnętrze było urządzone nowocześnie, ale skromnie. Mało było na szafkach rzeczy osobistych. No tak, jak przeprowadzasz się z miejsca na miejsce to nie przywiązujesz wagi do takich rzeczy.
Wzięliśmy się za przygotowanie ciasta. Śmiechu było co nie miara. Po spaleniu kilku gofrów udało nam się usmażyć kilka zjadliwych i muszę przyznać, ze poszło nam całkiem nieźle. Co prawda kuchnia wyglądała jakby przeszło po niej tornado, ale liczy się końcowy efekt naszych poczynań jako kucharzy.
Ferens musiał jechać na wieczorny trening, dlatego też odwiózł nas do domu. Dawno nie spędziłam takiego relaksującego dnia. Gdy przychodziłam z pracy do domu, myślałam tylko o tym, że następnego dnia, czeka mnie kolejny ciężki dzień.
- Śkoda, że musisz jechać- powiedziała Zuzia, której humor momentalnie się pogorszył.
- Nie smuć się, za niedługo znowu się zobaczymy- obiecał. Pocałował ją w główkę na pożegnanie i dziewczynka weszła do naszej klatki.
- Dziękuje, że robisz to wszystko dla nas- powiedziałam. Pozwoliłam, by mnie przytulił. Staliśmy tak dość długą chwilę. W końcu to ja się lekko od niego oderwałam.
- To do jutra- powiedział i sekundę później poczułam jego usta na swoich. Ten dzień chyba nie mógł być lepszy. Martwiłam się, że Zuzia za bardzo była przywiązana do przyjmującego, podczas, gdy to ja miałam problem, z tym by zaakceptować jego nieobecność.

   Nadszedł dzień wylotu Ani i Kamila. Wojtek był na meczu wyjazdowym więc nie miałam nawet możliwości, by pojechać z nimi na lotnisko. Przyjechali więc do mojego mieszkania, byśmy mogli posiedzieć wspólnie ten ostatni raz. Czas płynął zdecydowanie za szybko. I zanim się obejrzałam już byłam na zewnątrz, żegnając się z moją ukochaną dwójką.
- Będę za wami naprawdę tęsknić- powiedziałam, nie hamując już łez, które obficie spływały po policzkach.
- Za niedługo się zobaczymy- zapewniła mnie przyjaciółka.
- Dajcie znać jak wylądujecie- poprosiłam. Zuzia płakała jeszcze bardziej. Uczepiła się ochroniarza i nie chciała go puścić.
- Słonko, nie płacz już- poprosił.
- Ale nie będzieś miał innych pomocników w nowej placy?- spytała.
- No skąd! Ty jesteś jedynym i najlepszym pomocnikiem.
Ostatnie wymienienie uścisków i razem z córką patrzyłyśmy na odjeżdżający samochód. Jedno był pewne- będzie mi ich brakować.

   Kolejny mecz, na którym z Zuzią byłyśmy stałymi bywalcami. Nie afiszowaliśmy się z Wojtkiem naszą zażyłością. Nie wiedziałam jak to nazwać. Cieszyłam się, że jest obok. Stopniowo coraz bardziej zakorzeniał się w moje życie i stawał jego stałym elementem. To było moim błędem. To stało się moim przekleństwem.
- Gratuluję wygranego meczu- uśmiechnęłam się.
- Dziękuje- odwzajemnił mój gest i pogładził delikatnie swoją dłonią mój policzek.
- Wojtek?- usłyszałam jakiś głos za nami. Twarz Ferensa zamarła. To nie wróżyło nic dobrego. Nie potrzebowałam znać dalszego rozwoju wypadków, by wiedzieć, że nic nie gra, a wszystko było kłamstwem. Chłopak odwrócił się w stronę wysokiej, atrakcyjnej, ciemnej blondynki. Znał ją, tak samo jak ona jego. Serce w mojej piersi galopowało w szybkim rytmie. Żołądek zacisnął się w supeł.
- Natalia, co ty tu robisz?- spytał.
- Wróciłam. Kto to jest?- wskazała na mnie ręką, a ja zacisnęłam powieki. Potwierdziły się moje najgorsze obawy.

------------------------------------------
Przepraszam, że tak późno dodaje, ale miałam dzisiaj urwanie głowy. Na szczęście skończyłam pracę ;) W końcu wakaaacje <3
Naprawdę myśleliście, że tak szybko pozwole im być szczęśliwym? xd Teraz sie dopiero zacznie xd
Do następnego <3