Strony

sobota, 19 września 2015

Rozdział 17

- Proszę się nie poddawać- prychnęłam. Gula ugrzęzła mi w gardle. Całe moje ciało trzęsło się od dreszczy. Jeśli wcześniej myślałam, że nie mam nic to byłam w błędzie. Teraz nie mogłam pracować, wyrzucili mnie z mieszkania, a co gorsza zabrali dziecko. Jakim cudem mogłam dalej funkcjonować?
- Ma rację- stwierdził krótko Wojtek.
- Czy ty siebie słyszysz?!- krzyknęłam i stanęłam w miejscu, patrząc na niego z furią.
- Tak, słyszę! Opanuj się na chwilę!- również podniósł na mnie głos. Jeszcze nigdy go takiego nie widziałam.- Przeżyłaś szok, rozumiem! Ale nie zapominaj, że ktoś jest bardziej bezradny niż ty! Mianowice Zuzia, która jest pewnie przerażona i tylko czeka na ciebie! Więc przestaniesz się użalać i na mnie wyżywać! Weź się w garść, Miśka!- kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć. Stałam jak wryta. Miał rację. Patrząc mu w oczy pokiwałam lekko głową, przyznając mu tym słuszność. Jego wzrok nieco się ocieplił, a twarz przestała mieć surowy wyraz.- Pojedziemy do ciebie, spakujesz swoje rzeczy i pojedziemy do mnie. Jutro poradzimy się prawnika i ją odzyskamy- przekonywał mnie. Pomógł mi wsiąść do samochodu i odjechaliśmy spod ośrodka.
   Zgodnie z planem pierwsze udaliśmy się do mojego mieszkania. Zabranie swoim rzeczy nie zajęło mi więcej niż godzinę. Było to smutne jak żałośnie mało ich miałam, łącznie z ubraniami i zabawkami dziecka. Chociaż była to tylko pokój, kuchnia i łazienka, którym daleko było do idealnego wyglądu to było mi przykro opuszczać to miejsce. Jednak dom to zawsze dom, niezależnie od tego, czy to willa czy, jak w moim przypadku, obskurne trzy pokoje. Zamknęłam drzwi i oddałam klucze dozorcy. I tak oto pożegnałam się na zawsze z własnymi czterema kątami.
   Czułam wstyd. Ferens zabrał mnie do siebie, ale nie byłam w stanie spojrzeć mu w oczy. Musiałam schować dumę do kieszeni i dać odejść zdeptanej godności. Myślałam, że dam sobie radę, Miałam nadzieję, że uda mi się utrzymać siebie i dziecko. Chciałam radzić sobie sama. Niestety to wszystko było kłamstwem. Nigdy nie byłam samowystarczalna. Zawsze żerowałam na kimś. A to na pani Marysi, a to na Kamilu i Ani, a teraz ich zabrakło i znalazłam sobie Wojtka. Zawiodłam ich wszystkich i siebie. Starałam się nie dać plamy, ale skoro coś ma się sypać to najlepiej wszystko.
- Zaniosę ci rzeczy do pokoju. Rozgość się, wiesz co gdzie jest- powiedział już łagodnym tonem. Poszłam zrobić coś do picia i przygotować kolację. Chciałam w jakikolwiek sposób się odwdzięczyć. Poza tym musiałam coś robić. W kuchni stałam jak wryta. Na lodówce wciąż było przyczepionych mnóstwo kartek z rysunkami. Uśmiechnęłam się do siebie smutno. Każde miejsce było naznaczone jej obecnością i przypominało jak bardzo jej brakuje. Chodź nie miałam apetytu, zmusiłam się do zjedzenia tego co sama przygotowałam. Po kolacji poszłam pod prysznic. Dopiero tam pozwoliłam sobie na łzy. Nie mogłam przeboleć starty małej. Odzyskanie jej wydawało mi się nierealne. Teraz dopiero widziałam ile siły oraz chęci do życia mi dawała. Siatkarz  kazał mi się wziąć w garść... Ale jak? Musiałam zachowywać pozory. Postanowiłam opuścić łazienkę, gdy uznałam, że wyglądam względnie normalnie. Przechodząc obok niego, unikałam patrzenia mu w oczy.
- Pościeliłem ci łóżko, może powinnaś się trochę przespać?- spytał troskliwie. Pokiwałam lekko głową i poszłam spróbować zasnąć. Z ulgą wtuliłam głowę w miękką poduszkę. Nasłuchiwałam jak przyjmujący krząta się jeszcze po mieszkaniu. Chodź myślałam, że to niemożliwe w końcu zmorzył mnie sen.

Ciemność wokół mnie. Oczy szukają jakiegoś światła, ale wszystko spowił mrok.
Nie mogę dostrzec żadnego kształtu. Wszędzie jest  jednolita czerń.
- Mamusiu!
- Zuzia? Zuzia! Gdzie jesteś?!- krzyczałam spanikowana w przestrzeń. 
- Mamusiu! Pomóź mi!- zaczęła płakać.  Poszłam w kierunku jej głosu, ale on jakby dobiegał z każdej strony.
- Zuzia, idę po ciebie!
- Mówiłem ci...- do moich uszu dobiegł syk.-... Że jak zechce to sobie ją wezmę- dokończył męski głos. Rozległa się cisza. Potem był już tylko jego śmiech i jej krzyk pomieszany z płaczem. 
Szukałam ich po omacku, ale nie byłam w stanie znaleźć...

- Michalina, obudź się- poczułam jak ktoś lekko mną potrząsa. Uniosłam powieki i dostrzegłam zaspaną twarz Wojtka.
- Co się stało?- spytałam.
- Płakałaś przez sen- wyjaśnił. Dotknęłam dłonią swojego policzka i rzeczywiście był cały mokry. Nie mogłam się powstrzymać i mocno wtuliłam się w tors Ferensa. Gdy to uczyniłam poczułam ulgę. Dotarło do mnie, że za tym tęskniłam przez cały ten koszmarny dzień.- Odzyskamy ją, obiecuję- wyszeptał mi do ucha. Po kilku minutach zasnęłam ponownie, ale tym razem w bezpiecznych ramionach Wojtka.

   Rankiem  obudziłam się pełna motywacji. Wyswobodziłam się z ramion siatkarza i poszłam przygotować dla nas śniadanie. Nie mogłam być słaba. To właśnie teraz musiałam odnaleźć w sobie siłę. Zażyłam lekki i ubrałam się. Pozwoliłam sobie skorzystać z laptopa Wojtka i szukałam informacji o dobrym prawniku, który podpowiedziałby nam co robić.  Po jakimś czasie zobaczyłam siatkarza, który przyglądał mi się badawczo.
- Masz śniadanie na stole- poinformowałam go.
- Wszystko w porządku?- spytał ostrożnie.
- Tak, szukam adwokata. Jest tyle do zrobienia, że nie mam ani chwili do stracenia. Zuzia na nas czeka- oznajmiłam z determinacją, a on uśmiechnął się lekko. 
- Zaraz przyjdę i ci pomogę.
Po godzinie mieliśmy już adres kancelarii prawej i byliśmy w drodze do niej. To nie był koniec. Nie mógł być. Sama wychowałam Zuzię przez ponad 3 lata. Nikt nie może mi jej zabrać. A już na pewno nie na zawsze.
- Chyba pani rozumie, że pani sytuacja jest niezwykle trudna- powiedział mecenas, patrząc na mnie wyczekująco.
- Tak, rozumiem.
- To nie będzie łatwe.
- Wiem o tym.
- Świetnie, bo czeka nas masa pracy. Po pierwsze mieszkanie.
- To już załatwione. Będą mieszkać u mnie- odezwał się Wojtek. 
- Dobrze, ale same słowo nie wystarczy. Musi być tam pani zameldowana.
- Załatwimy to jeszcze dziś- obiecał Ferens, a adwokat pokiwał głową.
- Ja zajmę się sądem, a pani musi popracować nad "wizerunkiem". Musi pani pokazać, że jest w stanie zająć się dzieckiem. Będzie to ciężkie zważywszy na to, że ma pani długi i jest pani chwilowo niezdolna do pracy. Może znajdzie pani coś co może wykonywać nie ruszając się z domu? Proszę nad tym pomyśleć. A ja podzwonię dzisiaj i może uda mi się w niedługim czasie załatwić państwu spotkanie z córką. Także proszę być pod telefonem.
- Kiedy będzie pan coś wiedział?
- Trudno mi powiedzieć. Muszę dowiedzieć się jak od strony prawnej wszystko wygląda. Pojechać do sądu i MOPS-u. Wieczorem skontaktuje się z panią i powiem czego udało mi się dowiedzieć.
- A co do tego czasu ja mam robić?- spytałam cicho.
- Proszę zastanowić się jak rozwiązać kwestie finansowe i zacząć żyć normalnie.
- Normalnie?- powtórzyłam z niedowierzaniem.
- Tak. Wiem, że to okropnie trudne. Jednak sąd musi zobaczyć, że daje pani radę. Proszę chodzić na rehabilitację, spróbować jak już wspomniałem, poszukać pracy, którą mogłaby się pani zająć nie wychodząc z domu. Jeśli pani pokażę, że daje sobie radę oni w to uwierzą i łatwiej będzie nam odzyskać pani córkę- oznajmił, a ja pokiwałam głową.
- Nie chcę jej tylko odzyskać- powiedziałam cicho.- Chcę, żeby on stracił do niej wszystkie prawa, które ma przez moją głupotę. 
- Dobrze, przygotuję odpowiednie papiery. Na dziś więcej nie możemy zrobić.
- Dziękujemy panu-  powiedziałam i uścisnęłam mu dłoń. Za moim przykładem poszedł Ferens.
- Będziemy w kontakcie-  pożegnał się z nami prawnik- A proszę być przygotowanym a wizytę pracownika z opieki społecznej. Trzymać mieszkanie czyste, lodówkę pełna i tak dalej. Te żmije wszędzie będą zaglądać
Opuściliśmy biuro i zatliła się w nas prawdziwa nadzieja. To mogło stać się rzeczywistością, mogliśmy ją odzyskać.
- Wydawało się, że wie o czym mówi- zauważył siatkarz.
- Tak, spodobało mi się jego podejście. 
- Teraz zawiozę cię do domu, ja pojadę na trening, a ty postarasz się pomyśleć o tym o co prosił. Jak wrócę to pomogę ci się rozpakować i coś razem wykombinujemy.- Pokiwałam z uśmiechem głową. Był taki zaradny. Nie musiałam o nic prosić. Sam starał się o wszystkim myśleć.
Będąc już sama w mieszkaniu, chodziłam od pokoju do pokoju, zastanawiając się co też mogłabym zrobić. Albo nie pozwalało mi na coś wykształcenie albo kręgosłup. Usiadłam w końcu zrezygnowana na kanapie i popatrzyłam na leżący na stoliku laptop. " W internecie znajdzie się wszystko", pomyślałam. Bez większego przekonania uruchomiłam urządzenie i zaczęłam przeszukiwać sieć. Po godzinie straciłam już kompletnie swój zapał, ale mój wzrok zatrzymał się na napisie " Konkurs na felieton sportowy". Lekko zainteresowana weszłam na stronę i czytałam szczegóły przedsięwzięcia. Zwycięska praca zostanie wydrukowana w magazynie, a autor zostanie zaproszony na rozmowę kwalifikacyjną. No przecież! Kiedyś kochałam pisać. Dlatego chciałam zostać dziennikarką. Zapłonął wewnątrz mnie głód twórczy. Otworzyłam odpowiedni dokument i zaczęłam pisać. Myśli same się formowały i przeradzały w słowa. Zapomniałam jaką one mają moc. Dobrze było sobie przypomnieć miłość do największej pasji w całym moim życiu.
- Misia?- usłyszałam i podskoczyłam na kanapie. Nie zauważyłam, kiedy siatkarz wszedł do domu. Popatrzyłam na niego z uśmiechem. Pisanie pochłonęło mnie całkowicie, tak jak to bywało za starych dobrych czasów.
- Chyba znalazłam sposób-  powiedziałam z dumą. Wszystko miało szansę skończyć się dobrze.
 
Słowa mogą uszczęśliwić, jak również zasmucić. Potrafią podnieść na duchu, ale też zabić. Mogą przynieść ukojenie i mogą zadać ból. Są lekarstwem i trucizną, obietnicą i przekleństwem, marzeniem i koszmarem. Niosą budowę i sieją zamęt, uzdrawiają i niszczą. Mają moc zjednywania ludzi oraz talent do zdobywania wrogów. Są wszystkim tym na czym opiera się ten świat- nieprzemierzonym bezkresem sprzeczności i absurdu.


----------------------------------------------
Hej, hej <3 Tak bywa bez serca xd Ups. Przepraszam, że tak krótko ale taka jest klasa maturalna. Na nic nie ma się czasu. Ciesze się, że znalazłam czad by pisać. Mam nadzieję, że szkoła nie zmusi mnie by zawiesić pisanie. Przepraszam za  błędy, ale nie mam już mozlwiości tego sprawdzić.


8 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że Miśka z Wojtkiem odzyskają małą. Idzie to w dobrej mierze:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział co prawda krótszy niż bywały wcześniej, ale najważniejsze, że jest :) Śledzę historię Wojtka i Michaliny i dziewczyna póki co jakoś nie mogła pozbyć się towarzyszącego jej pecha, ale wraz z pojawieniem się siatkarza w jej życiu promyczek nadziei na lepsze jutro - dobrze, że schowała dumę do kieszeni, teraz liczy się tylko odzyskanie Zuz, a to nie będzie proste, ale liczę na happy end. Myślę, że ten Aniołek doprowadzi do połączenia głównych bohaterów. Pozdrawiam i życzę powodzenia w maturalnej klasie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwszy raz po przeczytaniu rozdziału na jakimkolwiek Twoim blogu nie dręczy mnie myśl "Jezu, znów to spieprzyła". Dziś mam nadzieję :)
    Wojtek.. Wojtek jest tu takim ideałem. Dobra, on w rzeczywistości też jest ideałem, no ale wiesz! :3
    Dobrze, że Michaśka wzięła się w garść. Jak pokaże, że potrafi to przecież musi być dobrze, co nie? Trzymam za nią mocno kciuki!
    Pees. Przepraszam, że nie komentowałam. Nie miałam na nic czasu, ale spokojnie już wszystko nadrobiłam :)
    Zapraszam do siebie na nowy na Idealnych ;)
    http://idealna-niedoskonalosc.blogspot.com/2015/09/xi-wszystko-zmienilo-sie-kiedy-pojawil.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Musza odzyskac mala i przede wszystkim byc razem☺swietne

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest dobrze :) Pojawiło się kilka literówek, ale one nie rażą i nie rzucają się w oczy ;).
    Cieszę się, że Miśka małymi kroczkami wszystko "układa". Z każdą chwilą dostaję dawkę determinacji i mobilizacji by tą malutką, kochaną Kruszynkę odzyskać. A Wojtuś pomalutku wszystko naprawia i jest wielkim wsparciem dla Michaliny :)
    To mi się podoba !
    Czekam do następnego :*. Trzymam kciuki byś wytrwała ten niecały rok i byś znalazła troszkę czasu by do nas napisać. Także Powodzenia :)
    Pozdrawiam Dooma :)

    Oczywiście gdybyś znalazła jeszcze troszeczkę czasu to serdecznie zapraszam do mnie :*
    http://ty-i-ja-i-siatkowka-do-konca-zycia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział może i krótki, ale niosący sporą dawkę nadziei. Ja wierzę, że Miśka da sobie radę. Wierzę, że z pomocą Wojtka i adwokata zdoła odzyskać córkę i załatwić Łukasza raz na zawsze. Felieton sportowy? Cóż, mieszka teraz z siatkarzem. Materiał na wywiady idealny. ;D Cieszę się bardzo, że Ferens jest teraz przy niej, bo inaczej już dawno posypałaby się na kawałki. A on trzyma ją w całości i do tego potrafi zmobilizować jak nikt inny. Oby tak dalej, a naprawdę wszystko będzie dobrze.
    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudowny <3
    Miśka sobie powoli zaczyna radzić. Pójście do adwokata to kolejny krok do odzyskania małej. Znalezienie tego konkursu dało jej wielką nadzieję i mam nadzieję,że ją wykorzysta. Do tego mieszka ze sportowcem także materiał ma praktycznie gotowy.
    Trzymam kciuki,że jednak nie będziesz musiała zawieszać pisania i znajdziesz dla nas czas ;) .
    Życzę weny i serdecznie pozdrawiam ;) ;*
    Ps.
    Gdybyś miała chwile wolną, gdybyś chciała odpocząć czy coś z tych rzeczy to zapraszam do mnie na 2 opowiadania:
    http://my-volley--love.blogspot.com/
    http://and-i-love-you-too.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń