Strony

czwartek, 8 października 2015

Rozdział 20

   Nigdy nie śmiałam marzyć, że będę mieć rodzinę. A nawet coś na kształt rodziny. Przyszłość zawsze malowała się dla mnie w czarne barwy. Nie sądziłam, że za rogiem czeka na mnie szczęście. A jednak... Siedziałam z uśmiechem, patrząc na Wojtka i Zuzię, jedzących śniadanie.  Nie brakowało mi w tamtym momencie niczego.  Naszą sielankę zakłócił sygnał telefonu.
- Zuzia, Kamil dzwoni. Chcesz odebrać?
- Taaak!- ucieszyła się, zeskakując z krzesła.- Cześć Kamil- odebrała i poszła do pokoju na kanapę. Wiedziałam, że to trochę potrwa. Chciałam posprzątać ze stołu, ale Ferens pociągnął mnie za rękę w skutek czego wylądowałam na jego kolanach. Zaśmiałam się i zarzuciłam mu ręce na szyję. Już po chwili byłam całowana z namiętnością i pasją. Po raz kolejny czas przestał istnieć, a w duszy było jedno życzenie" żeby to się nie skończyło".
- O fuuuj- usłyszałam swoje dziecko. Oderwaliśmy się od siebie i zobaczyłam jak 3-latka odwraca się na pięcie i wyszła z kuchni. - Nie dam ci mamy bo lobi fuj rzieczi ź Wojtkiem- powiedziała, będąc w korytarzu. Zachichotałam cicho i złożyłam na ustach siatkarza ostatni pocałunek, wyswobadzając się z jego uścisku.- Pa, Kamil. Ja  cie teź- pożegnała się mała blondyneczka.
- I co u Kamila?- spytałam, biorąc łyk kawy.
- Powiedział, zieby Wojtek się blał do loboty bo ktoś mu cie śprziątnie ź przed nosia- przekazała a ja zachłysnęłam się kawą.- Mamusiu ciemu ktoś chcie cie sprziątać?- spytała, a ja zacisnęłam usta w cienką linię. Miałam ochotę zabić przyjaciela.
- Nie słuchaj co Kamil mówi- nakazałam zawstydzona. Czułam jak na twarz wkrada mi się zdradziecki rumieniec.
- Wojtek, bo ja nie lozumiem- poskarżyła się. Siatkarz otworzył usta, by odpowiedzieć swojej ulubienicy, ale nie umiał znaleźć odpowiedniego wytłumaczenia.
- Zuzia czas do przedszkola- zarządziłam, przerywając ciszę.
- Ale nie ziabiolą mnie?- spytała patrząc na mnie ze smutkiem. Natychmiast ją przytuliłam.
- Nikt cię nie zabierze- przyrzekłam.
- Przyjedziemy po ciebie z mamą i porobimy co tylko będziesz chciała, zgoda?
- Ulepimy bałwana?- rozchmurzyła się. No tak, grudzień był w pełni. Czas świąt zbliżał się wielkimi krokami.
- Jasne- zaśmiał się.
- No to moziemy iść- ożywiła  się i poszła po kurteczkę.
- Cóż, szefowa zarządziła, że jedziemy to jedziemy- zaczął również się zbierać. Po kilku minutach oboje stali gotowi do wyjścia.
- Bądź grzeczna- pocałowałam córkę w główkę.- Miłego dnia- uśmiechnęłam się do niej i podniosłam.- Tobie też- Ferens otrzymał również buziaka. Gdy tylko wyszli chwyciłam za telefon i zadzwoniłam do przyjaciela.
- No! Przestałaś robić fuj rzeczy z Wojtkiem?- Kamil nie mógł się powstrzymać przed nabijaniem się ze mnie.
- Odpuść sobie! Zemszczę się- zagroziłam, a on się zaśmiał.
- Dobra, Mała co słychać?- spytał.
Wzięłam głęboki oddech i opowiedziałam wydarzenia ostatniego tygodnia. Nie obyło się bez oburzenia. Nie przyszło mi do głowy, żeby powiadomić przyjaciół o kłopotach. -Niech twój adwokat się dowie, kiedy ta rozprawa i przylecę.
- Naprawdę?
- No jasne! Nie pozwolę, by Zuzia była z tym palantem- warknął.
- Dziękuję. Na ciebie zawsze można liczyć...
- A więc twój siatkarzyk wziął się do roboty- zaczął lżejszy temat.
- Można tak powiedzieć.
- Ale brzmisz okropnie. Coś między wami nie tak?
- Nie, ale niezręcznie się czuje z tym jak bardzo pomaga. To się dzieje tak szybko... Praktycznie się nie znamy.
- Ale czego się boisz?
- A jak nam nie wyjdzie?- wypaliłam w końcu. Mój głos przybrał płaczliwy ton.
- Ale czemu zakładasz najgorsze?
- Bo nie jestem sama, Kamil. Nie mam w życiu lekko. A jeśli on tego nie wytrzyma? Co wtedy bedzie z Zuzią? Gdybyś tylko ją widział... Tak bardzo się przyzwyczaiła... Ostatnio powodziała coś na kształt, że chciałaby, żeby Wojtek był jej tatą.
- Może tak bedzie. Czasem trzeba płynąć z prądem. Z resztą czy nie on nie zachowuje się jak jej ojciec? To  nie tak, że mu zależy na tobie. Jemu zależy na was. Nie bedzie chciał stracić ani ciebie ani małej.
- Może masz rację.
- Myśl pozytywnie.
   Porozmawiałam jeszcze chwilę z byłym ochroniarzem i zabrałam się za porządki i przygotowanie obiadu. Napisałam kolejny felieton, który miałam przedstawić na rozmowie kwalifikacyjnej. Miałam nadzieję, że się nic nie zmieni i dostanę tę pracę.
   Gdy do domu wróciła moja ukochana dwójka, ciepły posiłek czekał już na stole. Dziewczynka szybko pochłonęła swoją porcję, by wyjść z nami na dwór. Nie znosiłam tej pory roku. Po pierwsze ze względu na chłód, a po drugie święta to czas rodziny. Zawsze kojarzyłam je ze spotkaniami wszystkich jej członków. Od kilku lat byłam tylko ja i Zuzia. Ona nie znała innego sposobu spędzania gwiazdki, a ja pamiętałam jak wspaniale mogłoby być. Jednak w tej chwili nie miało to wielkiego znaczenia. Nie mogłam się smucić, patrząc na mój mały świat, który próbował ulepić bałwana, po czym biegał po całym placu zabaw. Mimowolnie kąciki ust unosiły się do góry, gdy patrzyłam na te dwie uradowane twarze.
- Wracamy do domu- zarządziłam, widząc, że są cali mokrzy od śniegu.
- Ale mamusiu...
- Zuzia będziesz chora- powiedziałam, a Ferens po chwili kichnął.- I Wojtek też.
- Nie ma opcji. Mam końskie zdrowie- oznajmił pewnie.
Następnego dnia gotowałam rosół przyjmującemu, na jego przeziębienie.
- Proszę panie końskie zdrowie- postawiłam przed nim talerz zupy, próbując powstrzymać śmiech.
- Dziękuję- powiedział zachrypniętym głosem. - A ty gdzie idziesz?
- Na rozmowę kwalifikacyjną- oznajmiłam zakładając kurtkę.
- To już dziś? Zawiozę cię.
- Nie ma mowy!- zaprotestowałam.- Zdążę autobusem, a ty nie próbuj wychodzić z łóżka. Zuzia bedzie cię pilnować, prawda?
- Tak, nić się nie bój Wojtek- powiedziała i usiadła obok niego
Pocałowałam jedno i drugie w czubek głowy i wyszłam z mieszkania. Mimo mych obaw, spotkanie było czystą formalnością. Podpisałam umowę i miałam kolejny felieton do napisania. Z uśmiechem wracałam do domu. O wiele raźniej się tam wracało, gdy miało się do kogo.

- Wiesz, tak sobie myślałem o świętach...- zaczął pewnego wieczoru temat Wojtek, gdy już leżeliśmy w sypialni.-  Miałabyś chęć pojechać ze mną do Radomia?- spytał. Bałam się tego. Nie chciałam się do niego wpychać.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł- przyznałam.
- Dlaczego?
- Co sobie o mnie pomyślą?- wypaliłam.- Nie chcę,  żeby myśleli, że mam złe intencje.
- Daj spokój. Polubią was- starał się mnie przekonać.- Przemyśl to- poprosił łagodnie. Decyzja już zapadła. Nie mogłam odmówić. Nie ważne były moje poglądy. Chciałam sprawić mu przyjemność i pojechać.

--------------
Przepraszam za to na górze ale nie mam internetu i wszystko pisane na telefonie ;(
Za słodko xd muszę za niedługo coś popsuć xd
# Aktualizacja: Nie dam dziś rady poinformować informowanych o rozdziale. Pisze bo może któryś z nich zajrzał tutaj mimo że nie dostał powiadomienia. Telefon nie chce wejść ani na gadu gadu ani na strony :(

8 komentarzy:

  1. Nic nie psuj! Jest dobrze tak jak jest!
    Rozdział świetny <3
    Do nastęĻnego :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Coś mi się wydaje, że rodzice Wojtka nie polubią Michaliny ;)
    zepsuj, zepsuj to Szczęście! Xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny *.* Jaki coś tu zepsujesz to nie żyjesz !!! Jest tak fajnie a Wojtek taki opiekuńczy :D
    Dobra bo ja tu się zaraz za bardzo rozmarze ;*
    Pozdrawiam i do następnego ;*

    -Wronka

    OdpowiedzUsuń
  4. Proszę Cię nie psuj nic, tak jest okay :-) rozdział świetny :-* rzadko komentuje bo nie mam czasu, ale zawsze czytam :-)
    Życzę weny i pozdrawiam :-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak cos spsujesz to Ela mi pomoze i Cie znajde ;):)
    Weny i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie mam pojęcia, jak zareaguję rodzice Wojtka. Bo mogą ją zaakceptować do strzału, a mogą też mieć jakieś obiekcje. Tego nie da się przewidzieć. Ale Wojtek ją kocha. To tak bardzo widać, że mam zaciesz na twarzy i szczerzę się do ekranu. Bo nieważne co się stanie, nie sądzę, by Wojtek potrafi zrezygnować z Michaliny i Zuzi. ;)

    Całuję! ;*
    http://serca-dekalog.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Coś mnie właśnie dziwiło że nie napisałaś dlatego sprawdziłam dla pewności i proszę.. taka niespodzianka! A rozdział cudowny! Nawet nie próbuj tu coś psuć ;p

    OdpowiedzUsuń