Rano siatkarz zabrał małą ze sobą na trening. Miał to szczęście, że dla trenera Gruszki obecność 3-latki nie była problemem. Dziewczynka ulokowała się wygodnie obok niego i słuchała jak wydaje polecenia swoim zawodnikom. Nie chciała być nigdzie indziej. Brakowało jej do szczęścia tylko mamy. Jednak los szykował dla niej kolejną niemiłą niespodziankę. Mimo, że miała tak niewiele to i tak Anioł Śmierci musiał jej kogoś zabrać...
Z perspektywy Michaliny...
Operacja przebiegła bez komplikacji. Lekarz prowadzący postanowił mnie wypisać. Z jednej strony cieszyłam się, że opuszczę ten budynek, ale z drugiej... Za drzwiami szpitala czekała na mnie rzeczywistość, której będę musiała sprostać. Podpięta do tych wszystkich aparatur byłam przez chwilę uwolniona od rachunków, czynszu i martwienia się jak przetrwać następny dzień. Po wyjściu z tego miejsca przyjdzie mi się zmierzyć z codziennymi troskami, których tylko przybywało.
- Gdzie ona jest?- w pokoju ni stąd ni zowąd pojawił się Łukasz.
- Kto?
- Zuzia, a kto niby? Była u mnie przez dwa dni, a potem zniknęła! Więc pytam gdzie ona jest? U tego twojego chłopaczka?- spytał ledwo panując nad sobą.
- Jak to była u ciebie dwa dni?! Przecież miałeś się trzymać od niej z daleka!- oskarżyłam go, a on rzucił mi pogardliwe spojrzenie.
- Myślisz, że ta twoja staruszka mogła mnie powstrzymać? Jakbym nie figurował w akcie urodzenia jako jej ojciec to, bym może i nie miał prawa, ale skoro figuruje to sobie ją wziąłem- wzruszył ramionami.
- Jak to " to sobie ją wziąłem"? Co to znaczy?! Ona nie jest rzeczą, którą możesz sobie zabierać kiedy ci się żywnie podoba! Nie miałeś prawa jej porwać!
- Nie porwałem jej.- mruknął na odczepne.- Pojechałem załatwić z nią swoje sprawy na siłownie i znikła. A teraz mi powiedz gdzie ona jest- rozkazał.
- To ty mi powiedz! Jak mogłeś ją zgubić?- przeraziłam się. Z trzęsącymi się rękoma wykręciłam numer do pani Marysi. Miałam nadzieję, że dziewczynka jakimś cudem do niej trafiła. Niestety, starsza kobieta nie odbierała. Myśl Michalina, nakazałam sobie. Wojtek! Ile szans, że to była siłownia, na której ćwiczyli siatkarze? Niewiele, ale zawsze warto spróbować.
- No, cześć. My z Zuzią zaraz po ciebie będziemy- powitał mnie radosny głos przyjmującego. Odetchnęłam z ulgą.
- Zuzia z tobą jest?- spytałam dla pewności.
- No jasne, dam ci ją do telefonu. Zuzia, mama- usłyszałam jak zwraca się do dziewczynki.
- Mamusiu, ty juź nie śpiś?
- Nie, skarbie. Dobrze się czujesz?
- Tak, Wojtek mi kupił jedzienie bo byłam głodna wieś?
- Bądź grzeczna, dobrze? Widzimy się za niedługo.
- Dobzie, pa mamo- pożegnała się, a ja zakończyłam połączenie. Dziewczynka była bezpieczna. Nie musiałam się o nią martwić.
- No i gdzie jest?- spytał Łukasz nerwowo.
- Z Wojtkiem- wzruszyłam ramionami nonszalancko jak on wcześniej.
- Gdzie dokładnie? Podaj mi jego adres pojadę po nią- powiedział zdeterminowany. Uśmiechnęłam się do niego najsłodziej jak potrafiłam, by powiedzieć:
- Nawet po moim trupie nie dostaniesz jej w swoje łapska- warknęłam.
- Nawet po moim trupie nie dostaniesz jej w swoje łapska- warknęłam.
- Kurwa! Potrafię się nią zająć!
- Nie potrafisz! To, że jej przy tobie nie ma jest na to najlepszym dowodem. Ona się ciebie boi! Nie kocha cię i nie zacznie jak ty jej powiesz " Hej, jestem twoim ojcem". Nie było cię przy niej. Zajął się nią inny facet i to cię boli! Że chcesz być tatuśkiem, a nie możesz bo ona nie chce- rzuciłam na zakończenie.
- Pójdę do sądu- zagroził.
- To ja pójdę do sądu! Żebyś już nawet prawni nie był jej ojcem- odpowiedziałam. Nie przestraszył się zniknięciem Zuzi, on był po prostu wkurzony faktem, że ktoś utarł mu nosa.- I nie wmawiaj mi, że ci na niej zaczęło zależeć. Ciekawe, kiedy wyznasz swoje prawdziwe intencje.
Zaskoczyłam go. Nie był przygotowany na mój atak. Kiedyś mógł mi dyktować warunki, ale nie teraz. Wszystko się zmieniło. Ja się zmieniłam.
- Nie wygrasz tej wojny. Nie ze mną. I dobrze o tym wiesz. Zastanów się dobrze i radzę ci, zacznij współpracować to będzie bolało mniej- powiedział na odchodne i wyszedł. Ostatnie słowo zawsze musiało należeć do niego. Mylił się. Przegrywał już na starcie, bo był takim jakiego go znałam, a on nie wiedział do czego jestem zdolna. Znałam go na wylot. Cieszyłam się z tak malutkiej przewagi. Musiałam tylko wymyślić sposób, aby ją wykorzystać.
- Mama- do sali po jakiś dwudziestu minutach wbiegła Zuzia i przytuliła się do mnie.
- Cześć, skarbie.
- To plawda, zie wlacaś do domu?- spytała z nadzieją.
- Tak, dzisiaj już będziemy spały u siebie- zapewniłam ją.
- Jak ją znalazłeś?- zwróciłam się do Wojtka.
- Uciekła mu akurat wtedy, kiedy skończyliśmy siłownię.
- Dziękuje, że się nią zająłeś.
- Nie ma sprawy, naprawdę. Pójdę po twój wypis- powiedział i zniknął z sali.
- Stało ci się coś?- spytałam troskliwie.
- Ten pan kaział do siebie mówić tato, a przecieź on nie jeśt moim tatą, bo pani w przedśkolu mówiła, zie tata kocha dziećko i mamusię i lobi ź nimi fajne rzieczi, a on na nas krzicział. Wojtek naś kocha bo nie chcie zieby nam się śtało coś źłego, ale on nie kazie do siebie mówić tato- powiedziała, a mnie zatkało. Tak strasznie się do niego przywiązała, a nie potrafiłam oczekiwać od siatkarza, że będzie chciał być dla niej ojcem. Owszem zajmował się nią, ale czy mogłam pragnąć od niego więcej?
- To co? Gotowe?- do sali ponownie wszedł przyjmujący. Pokiwałam lekko głową i podniosłam się z łóżka. Ferens zabrał moją torbę i w trójkę opuściliśmy szpital.
- Na pewno nie chcesz pojechać do mnie?- zapytał po raz kolejny.
- Dam sobie rade- zaśmiałam się.
- Dam sobie rade- zaśmiałam się.
- Zuzia będziesz pilnować mamy?
- Będę- obiecała.- Ale przijedzieś do naś jutlo?
- Przyjadę, przyjadę- uśmiechnął się do niej. Dziecko przytuliło się go niego na pożegnanie i zniknęło w mieszkaniu.
- Dziękuję, że tak wspaniale się nią zająłeś. Wiele to dla mnie znaczy. Nie wiem co by było gdyby nie ty.
- Daj spokój, to nic wielkiego.
- Nigdy nie zapomnę ile dla nas zrobiłeś- powiedziałam ze łzami w oczach. Byłam wzruszona. Mimo tego co między nami zaszło, stać go było na chwytający za serce gest. Wtuliłam się w jego muskularny tors, starając się nie rozpłakać.- Dziękuję
- Zawsze możecie na mnie liczyć, pamiętaj.
- Zawsze możecie na mnie liczyć, pamiętaj.
Mimo tak optymistycznego zakończenia dnia nie mogłam się czuć bezpieczna. Powinnam była przywyknąć do życia, w którym gdy jedno się układało, drugie musiało się zepsuć. Los już szykował się, by zadać mi potwornie okrutny cios.
Rankiem, kiedy zrobiłam Zuzi śniadanie, postanowiłam odwiedzić panią Marysię, z którą nie było kontaktu. Zapukałam do drzwi, jednak nikt nie otwierał. Weszłam do środka, zmartwiona tą sytuacją.
- Pani Marysiu?- zawołałam. Powinna być w domu, skoro drzwi były otwarte. Weszłam do salonu i niemal upadłam. Biedna staruszka leżała w fotelu bez ruchu. Nie było w niej już życia. Oczy napełniły mi się łzami i zadzwoniłam po karetkę. To nie mogła być prawda. Nie wyobrażałam sobie codzienności bez niej. Zawsze przy mnie była, niczym matka, którą straciłam. Gdy pogotowie było w drodze, wykonałam jeszcze jeden telefon. Nie mogłam być wtedy z tym sama. Nie chciałam... Uczucie, że wszyscy w końcu mnie zostawią samą, urosło do gigantycznych rozmiarów. Świat był okrutny, nie oszczędzał mnie ani na chwilę...
-----------------------------------------------------
Rankiem, kiedy zrobiłam Zuzi śniadanie, postanowiłam odwiedzić panią Marysię, z którą nie było kontaktu. Zapukałam do drzwi, jednak nikt nie otwierał. Weszłam do środka, zmartwiona tą sytuacją.
- Pani Marysiu?- zawołałam. Powinna być w domu, skoro drzwi były otwarte. Weszłam do salonu i niemal upadłam. Biedna staruszka leżała w fotelu bez ruchu. Nie było w niej już życia. Oczy napełniły mi się łzami i zadzwoniłam po karetkę. To nie mogła być prawda. Nie wyobrażałam sobie codzienności bez niej. Zawsze przy mnie była, niczym matka, którą straciłam. Gdy pogotowie było w drodze, wykonałam jeszcze jeden telefon. Nie mogłam być wtedy z tym sama. Nie chciałam... Uczucie, że wszyscy w końcu mnie zostawią samą, urosło do gigantycznych rozmiarów. Świat był okrutny, nie oszczędzał mnie ani na chwilę...
-----------------------------------------------------
Tak, wiem. Ja to umiem wszystko zepsuć xd Już prawie prawie coś z Wojtkiem, a tu śmierć. No cóż. Jak mówiłam to nie koniec złych wiadomości.
Tylko ja mogłam kogoś "zabić" w swoje urodziny.
Przepraszam, że krótki, ale klasa maturalna i urodziny.... No i ja nie mam czasu. Postaram się o dłuższy na następny raz :)
Do następnego <3
Tylko ja mogłam kogoś "zabić" w swoje urodziny.
Przepraszam, że krótki, ale klasa maturalna i urodziny.... No i ja nie mam czasu. Postaram się o dłuższy na następny raz :)
Do następnego <3
Już się bałam że uśmiercisz Michalinę.. Ale i tak szkoda pani Marysi :/ . Czekam na następny i Wszystkiego najlepszego 🎁😃 🎉! 😃
OdpowiedzUsuńCzekam na następny <3
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego! :*
Biorę się za czytanie, dziś jakoś specjalnie nie skomentuję, bo nie mam czasu
OdpowiedzUsuńbuźki :-*
kurczę szkoda,że panią Marysię uśmierciłaś :( mogłaś ojca Zuzi. Czekam na kolejny i zapraszam do siebie http://mojprzyjacielnazwasze.blogspot.com/2015/09/9.html
OdpowiedzUsuńNo szkoda Miśki. Mam nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej. Dobrze, że ona może liczyć na Wojtka.
OdpowiedzUsuńBiedna pani Marysię ;( Zuzia taka słodka <3
OdpowiedzUsuńhttp://my-volley--love.blogspot.com/2015/09/top-10-blogow.html
UsuńNominuje cię :*
czekam na wiecej ♥
OdpowiedzUsuńi zapraszam na andrzeja ;) !
http://sztrojkaa.blogspot.com/
Kiedy na początku rozdziału wspomniałaś o Aniele Śmierci, zaczęłam się obawiać, że masz zamiar nie obudzić Michaliny! Boże, to by było okropne, no ale podchodząc do tego logicznie - raczej nie zabiłabyś głównej bohaterki, prawda? ;D Cieszę się, że to nie o nią chodziło, ale naprawdę jest mi żal pani Marysi. Ta kobieta wiele Miśce pomogła, a pojawienie się Łukasza, który zabrał Zuzę, pewnie doprowadziło ją na skraj... A to wszystko przez Łukasza!
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że w końcu będzie spokój. Że Miśka wyjdzie na prostą, a Wojtek jej w tym pomoże..
Pozdrawiam i całuję! ;**
Jak tylko przeczytałam o Aniele Śmierci od razu pomyślałam o pani Marysi no i niestety miałam rację. A ojciec Zuzi to mnie masakrycznie wkurza. Tak tylko chciałam zaznaczyć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;**
Smutny ten rozdział, zwłaszcza początek!
OdpowiedzUsuń:(